Tak, przyznaję, oglądam muzyczne talent szoły i, co więcej, robię to z prawdziwą przyjemnością. Tzn. nie obejmuje ta przyjemność wysłuchiwania wielce czasem wydumanych opinii szanownych państwa jurorów, ale za to samą możliwość obcowania z naprawdę zdolnymi, a nikomu dotąd nieznanymi artystami, już tak. I choć wiem, że taki program, to maszynka do robienia kasy, to i tak ważny jest dla mnie jedynie fakt, że wreszcie w TV pokazuje się coś pozytywnego, mianowicie to, że w naszym kraju mamy tak wielu uzdolnionych muzycznie młodych, acz nie tylko, ludzi. Jednym z nich (tych młodych znaczy), jest właśnie Dawid Podsiadło, którego debiutancka płyta "Comfort and Happiness" pokryła się niedawno podwójną platyną, a który to krążek od jakiegoś czasu "zamieszkał" na stałe w telefonie Kitka. Jak więc mogłem sobie odmówić radości ze sprawienia niespodzianki ukochanej osobie i nie wysupłać reszty zaskórniaków w celu nabycia biletów na, organizowany przez kielecki WDK, koncert.
Dawid koncertowy jest dokładnie taki, jakim zapamiętałem go z występów w X Factorze. Zakręcony, skromny, dysponujący hipnotycznym głosem i niezwykle ciepłym uśmiechem facet, którego teksty, czasem totalnie od czapy, w przerwach w śpiewaniu wywoływały salwy śmiechu publiczności. Ten śmiech się przydawał, bo większość utworów z "CaH", to rzeczy nostalgiczne i po takim "Nieznajomym", "!H.a.p.p.y!" czy "And I", dobrze się było otrząsnąć i uśmiechnąć. A już pierwsze zdanie zagajenia, w cytacie z dziurawej pamięci brzmiące: "I ten ..., będziemy grali, te, no, piosenki.", do uśmiechu skłaniało. Ale przecież Dawid Podsiadło, to nie tylko świetny konferansjer własnej imprezy, ale przede wszystkim zdolny wokalista, a więc przejdźmy do muzycznej strony imprezy.
Dawida na żywo słucha się świetnie, a słuchałoby się jeszcze lepiej, gdyby jego śpiewu nie zagłuszało dość bogate instrumentarium, w wersji studyjnej będące podkładem do wyśpiewywanych tekstów, a w wersji live, w dość kameralnej sali, po prostu grające pierwsze skrzypce. Różnicę było słychać w momencie, w którym artysta śpiewał cover z OST do "Final Fantasy VIII" i towarzyszyły mu jedynie klawisze, a trzy gitary i bębny miały chwilę luzu. Nasze uszy również. Czasem jednak Dawid był górą i wtedy naprawdę można się było zasłuchać, acz z tego zasłuchania potrafiło z kolei wyrwać kilka świateł rampy skierowanych, nie wiedzieć czemu, na publiczność i od czasu do czasu dających ostro po oczach.
Wychodzi na to, że znów narzekam. Może i trochę tak, ale za to w podsumowaniu wyznam, że z osoby stricte towarzyszącej stałem się, może nie fanem, ale przychylnie patrzącym na dokonania tego młodego człowieka, obserwatorem. Bo, co by nie mówić, podoba mi się śpiewanie Dawida i cieszę się, że odniósł sukces. Czekam zatem na kolejny krążek, o którego zalążku poinformował ze sceny, mając nadzieję, że więcej będzie na nim numerów w ojczystym narzeczu. A tymczasem, w oczekiwaniu, słucham sobie "Bridge" i wspominam jak wraz z Kitkiem i resztą sali pląsałem statycznie przy "No", uśmiechając się pod nieistniejącym wąsem na widok radości malującej się na twarzach nastoletnich (choć nie tylko) fanek. Ech, gdybyście wiedziały o czym śpiewa ten przystojniak (opinia z drugiej ręki), to byście się tak nie cieszyły.
Dawid koncertowy jest dokładnie taki, jakim zapamiętałem go z występów w X Factorze. Zakręcony, skromny, dysponujący hipnotycznym głosem i niezwykle ciepłym uśmiechem facet, którego teksty, czasem totalnie od czapy, w przerwach w śpiewaniu wywoływały salwy śmiechu publiczności. Ten śmiech się przydawał, bo większość utworów z "CaH", to rzeczy nostalgiczne i po takim "Nieznajomym", "!H.a.p.p.y!" czy "And I", dobrze się było otrząsnąć i uśmiechnąć. A już pierwsze zdanie zagajenia, w cytacie z dziurawej pamięci brzmiące: "I ten ..., będziemy grali, te, no, piosenki.", do uśmiechu skłaniało. Ale przecież Dawid Podsiadło, to nie tylko świetny konferansjer własnej imprezy, ale przede wszystkim zdolny wokalista, a więc przejdźmy do muzycznej strony imprezy.
Dawida na żywo słucha się świetnie, a słuchałoby się jeszcze lepiej, gdyby jego śpiewu nie zagłuszało dość bogate instrumentarium, w wersji studyjnej będące podkładem do wyśpiewywanych tekstów, a w wersji live, w dość kameralnej sali, po prostu grające pierwsze skrzypce. Różnicę było słychać w momencie, w którym artysta śpiewał cover z OST do "Final Fantasy VIII" i towarzyszyły mu jedynie klawisze, a trzy gitary i bębny miały chwilę luzu. Nasze uszy również. Czasem jednak Dawid był górą i wtedy naprawdę można się było zasłuchać, acz z tego zasłuchania potrafiło z kolei wyrwać kilka świateł rampy skierowanych, nie wiedzieć czemu, na publiczność i od czasu do czasu dających ostro po oczach.
Wychodzi na to, że znów narzekam. Może i trochę tak, ale za to w podsumowaniu wyznam, że z osoby stricte towarzyszącej stałem się, może nie fanem, ale przychylnie patrzącym na dokonania tego młodego człowieka, obserwatorem. Bo, co by nie mówić, podoba mi się śpiewanie Dawida i cieszę się, że odniósł sukces. Czekam zatem na kolejny krążek, o którego zalążku poinformował ze sceny, mając nadzieję, że więcej będzie na nim numerów w ojczystym narzeczu. A tymczasem, w oczekiwaniu, słucham sobie "Bridge" i wspominam jak wraz z Kitkiem i resztą sali pląsałem statycznie przy "No", uśmiechając się pod nieistniejącym wąsem na widok radości malującej się na twarzach nastoletnich (choć nie tylko) fanek. Ech, gdybyście wiedziały o czym śpiewa ten przystojniak (opinia z drugiej ręki), to byście się tak nie cieszyły.
Dobra muzyka na żywo naprawdę potrafi zrobić wrażenie, dlatego uwielbiam koncerty pomimo tych niektórych wad :)
OdpowiedzUsuńZ muzyką na żywo jak ze wszystkim w życiu, ma swoje zady i walety :P Ja wybieram koncerty z opcją siedzącą, bo lata kiedy machałem piórami pod sceną już jakby za mną :D
UsuńLubię takie pozytywne zakręcenie. Co prawda telewizji nie oglądam, ale nie można się nie zgodzić, że cieszy ilość utalentowanych osób. Ja z tego samego powodu chadzam na koncerty festiwalowe, na których występują debiutanci (oczywiście w mojej ulubionej dziedzinie, ale także i inne np. muzyki filmowej, czy ostatnio Agnieszki Osieckiej) Można posłuchać tych początkujących młodych ludzi, którzy nawet jeśli nie są perfekcyjni to są naturalni i niezmanierowani i widać pasję w ich wykonaniach. O Dawidzie mówiła mi kiedyś koleżanka z pracy, a dziś posłuchałam sobie na Y-t. Ciekawie brzmi. No i jestem pod wrażeniem, jaki ty dobry dla Kitka jesteś- taki partner to skarb.
OdpowiedzUsuńMoje laickie oko stwierdza, że Dawidowi wielką frajdę sprawia to co robi. Kiedy się uśmiechał, to jakby na scenie zapalało się dodatkowe światełko i to było bardzo fajne, bo i człowiekowi się gęba śmiała. Do tego widać, że od czasów telewizyjnych występów nic nie zmienił w choreografii. Jak zamiatał nóżką, tak zamiata i to też jest fajne :D A Kitkowi towarzyszyć to sama przyjemność, czy to "Wesoła wdówka" czy rockowy koncert :D
UsuńHallo Kitek- zajrzyj tu koniecznie i puchnij z dumy.:)
UsuńKlawiszowiec taki z włosami jak sprężyny?
OdpowiedzUsuńNie. Starszy od reszty towarzystwa i bez ekstrawagancji na głowie. Za to z brodą :D
UsuńMoje jesienne zapotrzebowanie na koncertową dawkę energii już osiągnęło apogeum. O telewizyjnych show i ich gwiazdach wiem wprawdzie tylko tyle, że są (wybacz Dawidzie Podsiadło, i Ty Kitku-fanko też:)), ale na szczęście zawsze można znaleźć coś, co wprawdzie stare, ale jare. Za parę dni idę w związku z tym na Strachy na Lachy i też mam nadzieję popląsać statycznie, a jak się uda, to i dynamicznie (bo koncert w wersji stojącej:P)
OdpowiedzUsuńCo prawda jutro gra u nas Kult, ale ze względów logistyczno - finansowych wybrałem Dawida. No i posiedzieć było można, choć pod koniec mój tyłek wysyłał impuls za impulsem, że machanie głową (bo już nie piórami), pod sceną też ma sens :P Zdolność pląsu dynamicznego straciłem gdzieś tak w okolicach dyplomu. Czasem jeszcze się pojawia, ale myślę, że w takim stanie jaki jest do tego wymagany, nie wpuszczono by mnie na salę :D
UsuńNa Kult już nie chodzę, bo zauważyłam niepokojącą zbieżność (czasową i nie tylko)między koncertami na jakich byłam a pojawianiem się na świecie kolejnych moich dzieci:P Co wskazuje na to, iż wspomniane przez Ciebie impulsy wysyłane z okolic tyłka bywają bardzo silne i niekiedy nie do odparcia:)
UsuńJa z Kultem mam o wiele bardziej przyziemne i o wiele mniej przyjemne wspomnienia z czasów zamierzchłych. Dość powiedzieć, że byłem jednym z tych, którzy dostarczyli Kazikowi natchnienia do napisania dwóch ostatnich wersów "Polski" :P Impulsy sprzed lat i obecne, to już nie te same impulsy :D
UsuńZanieczyszczałeś dworce nocą?:P A impulsy są te same, tylko my bardziej gruboskórni.
UsuńZadziwiłaś mnie tą odpowiedzią i dopiero zerknięcie na własny komentarz uświadomiło mi, że zeżarło mi, jakże istotne "pierwszej zwrotki". Ale nie wnikajmy, bo temat śliski :P I może impulsy te same, a my nie tacy znów gruboskórni, ale zaganiani i w tym zaganianiu odporni na siłę muzyki. Pamiętam, jakie cuda potrafił kiedyś zdziałać nastrojowy kawałek, a teraz? Nawet jakby Chris de Burgh koncertował u nas w kuchni, to nie wiem czy by nas oderwał od ekraników i cisnął w pościel :(
UsuńW zasadzie - niezależnie od tego czy chodzi o pierwszą, czy ostatnią zwrotkę - sens działań inspiracyjnych ten sam. Ale już nie wnikam:P Z impulsami natomiast dotknąłeś istotnego problemu. Jakby tak te ekraniki pozabierać, to może coś by się dało w nas naprawić? Tylko jak to, cholera panie, zrobić?
UsuńZaproponowałbym patent z korkami, ale tablet pociągnie z 8 godzin na baterii. Laptop Kitka takoż :(
UsuńRozwaliłeś mnie tym koncertem Chrisa de Burgh w kuchni :) ale u nas podobnie. Mało co jest nas w stanie pociągnąć do imprezy, jak kiedyś...teraz to impreza jest, jak dzieciaki dają pospać do 7.30 ;) A co do Dawida, to u mnie odwrotnie, mąż fanem, a ja sceptycznym towarzyszem: "no dobra, daj posłuchać, co też takiego genialnego stworzył gościu z x faktora...". Ale zwróciłam honor, bo zachwycił i słucham na okrągło (chociaż nie dalej, jak wczoraj przypomniałam sobie, za co kochałam tak bardzo płytę Guano Apes "Dont' give me names" i Podsiadło został delikatnie odsunięty na bok :)
UsuńStare miłości nie rdzewieją i ja też wróciłem na razie do czarnej płyty Metalliki, ale z chęcią posłucham nowego materiału Dawida jak tylko się pojawi :D
UsuńCzy to syn Jacka Podsiadly? Ten z felietonow w TP? Jesli tak to trudno sie powstrzymac od westchnienia w stylu starej ciotki "Ale wyrosl!":D No i oczywiscie przestaje dziwic skad te teksty od czapy. W genach przeszla sklonnosc do jezykowych szalenstw :)
OdpowiedzUsuńWedług mojej wiedzy, raczej nie, ale ponieważ jestem tylko, jak już pisałem, słuchaczem jego muzyki, a nie fanem, to mogę się mylić :)
UsuńDawida Podsiadło odkryłam dzięki Trójce i jakieś muzycznej zajawce w Teleexpressie "Trójkątów i kwadratów". Jego "Nieznajomy" robi wrażenie. W ogóle w końcu na polskiej scenie ktoś kto rzeczywiście "tworzy", pisze teksty i śpiewa. Nie znałam Go z żadnego talent show, bo poza VOP (w pierwszej edycji był mój uczeń były oczywiście, w tej też był inny mój uczeń) na Dwójce nie nie oglądam tego typu.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, w zalewie popowego umcyk umcyk znalazł się młody człowiek, który pokazał, że można poza to umcyk wyjść. Nie wiem na ile do jego sukcesu przyczynił się medialny szum związany z początkiem kariery, a na ile muzyka, ale wierzę, że ta druga obroni go w czasach, kiedy wybrzmi już ten pierwszy.
UsuńPS. Zdolnych miałaś uczniów :D