czwartek, 2 kwietnia 2015

"Starość aksolotla" Jacek Dukaj

"Co po nas zostanie: rdza i miliard głuchych smartfonów."

Ponieważ spora część internetu jara się pudełkiem, a nie zawartością, kwestie technicznej strony "Starości aksolotla" Jacka Dukaja pozwolę odłożyć sobie na koniec notki, a początek zapełnić ględzeniem o treści.

Sam pomysł na fabułę nie jest może jakoś szczególnie błyskotliwy, bo ileż to już razy pisarze i scenarzyści doświadczali biedną Matkę Ziemię, nie dziesięcioma, a tysiącem plag egipskich? Kosmici, zarazy, promieniowania wszelkich proweniencji, mutacje i inne bloby zabójcy. Dukaj w "Starości ..." wypala Ziemię promieniem śmierci, który niszczy wszelkie życie organiczne, zostawiając w spokoju infrastrukturę. Promień jest tak łaskawy (wiem, wiem, ruch planety etc.), że kosi białko za koleją, dając części geeków z nienaświetlanej akurat półkuli, czas na próbę ratowania siebie czy bliskich, przy pomocy trochę zapomnianych już urządzeń neuro, do których modyfikowany soft pisały przed wielkim BUM! grupy zapaleńców. Tak, tak, taki Matrix tylko cokolwiek bardziej ostateczny. Permanentny, żeby użyć ładnego i mądrego słowa. 

Z opcji zapisania siebie w sieci korzysta Grześ i przy pomocy koleżanki z pracy i urządzenia o enigmatycznej nazwie IS3 transferuje siebie (?) w krzem. To właśnie tu zaczyna się historia PostApo. To właśnie wtedy zaczynamy, na skutek sugestywnej narracji pana Jacka, rozmyślać nad istotą człowieczeństwa. I kwestiami, które zaprzątały umysły ojców Kościoła, filozofów czy dra Duncana McDougalla. Dusza? Świadomość? Gdzie kończy się człowiek, a zaczyna maszyna? "Ghost in the Shell", "Blade Runner", "Her". Czy Grześ ajesowany do hardware, to jeszcze Grześ, czy już tylko superinteligentny bot, który z palcem w ..., no właśnie, w czym?, zaliczyłby test Turinga? Czy, jeśli nie wieczne, to bardzo długie życie, choćby w metalowej skorupie, ale bez przytulania, cielesnej bliskości i przede wszystkim tych, których chcielibyśmy przytulać, ma sens? Kiedy szczenięcy zachwyt z "zamieszkania" w ciele mecha, zamieniłby się w melancholię, a w końcu w depresję i chęć zdeletowania?

"Starość aksolotla" nie jest może książką grubą, ale z pewnością pobudza do myślenia nad kondycją człowieka we współczesnym świecie, czy nawet po przeczytaniu kilku akapitów ze środka, wszechświecie. Czy nie zaprzepaszczamy szansy, którą daje nam życie w obecnej postaci? W końcu, może tak nie do końca, ale jednak w pewien dość nieudolny sposób ajesujemy się codziennie, kawałek po kawałku. FB, blogi, czaty, fora. Są już tacy, którzy zupełnie serio twierdzą, że nie ma życia poza siecią. Czy daliby radę wytrwać, uwięzieni w obwodach. Gdzie byłby kres psychicznej (?) wytrzymałości takich ..., kogo? 1K, 10K czy może 100K PostApo? 

"Starość ..." zrobiła na mnie wrażenie i jest książką, która wciąż do mnie wraca w zadawanych sobie pytaniach. Problemem dla części czytelników może być język najeżony sieciowo informatycznym technożargonem, ale gęste (dla mnie w sporej mierze, zbędne), przypisy, powinny załatwić sprawę. Co prawda są chwile, kiedy autor łączy filozofowanie z onirycznymi odlotami głównego bohatera i wtedy obraz trochę mi się zacierał, a w głowie pojawiało się WTF, ale jest ich niezbyt wiele i dałem radę przez nie się przebić bez szkody dla odbioru całości. To zresztą cecha charakterystyczna dla pisarstwa Jacka Dukaja w kontekście jego przeze mnie odbioru.

No to jeszcze szybko o tym pudełku. "Starość ..." wydano wyłącznie jako ebooka w różnych formatach i szumnie zapowiedziano jako Książkę 2.0. Przekonać o przełomie ma nas miniatura filmowa ze studia Platige Image promująca tytuł, ilustracje z tej samej stajni oraz możliwość wydruku 3D transformerów w nim opisywanych. Ładny marketing i zabiegi jego, ale rzeczywistość skrzypi. Aplikacja do odczytu sygnowana przez Allegro jest (przynajmniej w wersji na Androida) mocno niedopracowana, a i sama rewolucja w podaniu treści, żadna. Dobrze, że nie sądzę książek po opakowaniu.

15 komentarzy:

  1. Zgadzam się w całości z Twoją recenzją. "Starość aksolotla" jest naprawdę bardzo dobra i daje do myślenia. Cały ten szum wokół niej i jej formy jest mocno przesadzony, bo żadna rewolucja się tu nie dokonała. Ale to przecież treść jest najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mi przypomina, że wreszcie mogę przeczytać Twój tekst :) Swoją drogą, jeśli tak cienka książka daje tak do myślenia, to aż strach pomyśleć co niesie ze sobą lektura "Lodu" (odkładana już ze 2 lata) czy "Króla bólu".

      Usuń
  2. Pocieszyłeś mnie, że książka jednak jest dobra, bo różnie pisano o niej przed (!) premierą. Właściwie dopiero zaczynam znajomość z Dukajem, ale może dam radę przedrzeć się przez jego świat.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Starości ..." Dukaj przynajmniej startuje od znanego nam tu i teraz. Z tego co pamiętam w innych wrzuca czytelnika w sam środek zupełnie nieznanych realiów i ogarnięcie się, zorientowanie o co cho i popłynięcie z nurtem narracji zajmuje trochę czasu. A niektórych wręcz zniechęca i odrzuca od lektury.
      Wracając do tego czy książka jest dobra. Cóż mnie się podobała, co świadczy o ... zupełnie niczym :P

      Usuń
    2. Faktycznie, w "Córce łupieżcy" chwilami ciężko było się rozeznać w przedstawionym świecie. Ale to ciekawe doświadczenie, jestem pod wrażeniem wyobraźni autora.

      Usuń
    3. Na tej akurat mu nie zbywa :) Z tym, że czasem autora ponosi i tak dokłada, że nawet przy maksymalnym skupieniu nie mogę rozszyfrować przesłania :P

      Usuń
  3. Dla mnie Dukaj to ciągle tylko "Wroniec" i "Katedra", do pozostałych ciągle nie mogę się zabrać. Ich objętość mnie przeraża. W tym przypadku z objętością może jest i lepiej, cóż jednak, skoro w tej formie to ja jednak ani trochę nie lubię:( Ale może to i lepiej, skoro sama ostatnio zadaję sobie zbyt wiele pytań. Gdybym dołożyła jeszcze te Dukajowe, mogłabym paść, przytłoczona ich ciężarem...
    Najlepszego świątecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wroniec" podobał mi się tak sobie (chyba najbardziej ilustracje), ale uznajmy, żem nie target. Z pozostałych mam za sobą jakieś dwie cieńsze. TU i TU. Kusi mnie "Lód" i chyba w końcu ulegnę, co mi tam :)
      Co do formy, to powiem tak. Nie wieszczę śmierci papieru, ale doceniam wygodę rozwiązań e-książki. Kupuję w locie, wrzucam na chmurę i ... tam książka moja, gdzie Internety moje. Nieraz jest tak, że nie chce mi się iść na pięterko po kindla, więc sięgam po tablet, który akurat na stole. Albo siedzę w przychodni, kolejka jak na Poczcie Głównej, książki brak. Nie, zaraz, komóreczka i czytamy :P Pożycz i spróbuj. Jak śpiewa klasyk, najtrudniejszy pierwszy krok :)

      Usuń
    2. Z Wrońcem mam podobnie, a mój mąż w ogóle nie doczytał do końca. Chętnie poczytam, co sądziłeś o dwóch innych pozycjach (tam i tam), ale nie dziś, gdyż jestem w przedświątecznym niedoczasie. Gdy człowiek nie próbuje pogodzić sacrum z profanum, wychodzi z tego konieczność wzięcia tygodniowego urlopu na przygotowania, a tego niestety nie mogłam zrobić.
      Co do ebooków, niestety problem tkwi nie tylko w psychice. Mój wzrok coraz częściej odmawia współpracy, gdy trzeba patrzeć w coś elektronicznego, a że planuję jeszcze parę lat oglądać ten świat, nie chcę go denerwować.

      Usuń
    3. "Wroniec" dla nas staruszków jest chyba jednak zbyt wprost, ale za to jako zaczątek rozmów z dziećmi o dzikich czasach stanu wojennego, proszę bardzo. A do ebooków nie namawiam, sam pozostając zwolennikiem :D Dzięki num kupuję tanio, szybko i zawsze mam coś do czytania pod ręką :)

      Usuń
  4. Cieszę się, że forma nie przesłoniła treści. Jak czytam Dukaja, to zdarza mi się co jakiś czas WTF w najczystszej postaci, ale lubię to WTF.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdej z czytanych przeze mnie książek autora są fragmenty, które przytłaczają. Z drugiej strony nie do tego stopnia, żeby lektury nie kontynuować :)

      Usuń
    2. tak samo po tej stronie światłowodu ;)

      Usuń
  5. A ja nie mogę Dukaja czytać, no nie mogę... Dla mnie to typowy przedstawiciel gatunku pisarzy onanizujących się swoją erudycją (w tym przypadku - wątpliwą). Do tego jego język jest dla mnie niestrawny, przerost formy nad treścią dla mnie to czystej wody grafomania.

    Jako wielbiciel starego, dobrego SF widzę u niego tylko odgrzewane kotlety, które marketingowcy próbują sprzedać czytelnikom "głównego nurtu". Przypomina mi to czasy, kiedy na ekranach pojawił się "Matrix" - aż czasem śmieszyło, kiedy krytycy zachłystywali się "oryginalnością" pomysłów Wachowskich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, już ponoć wszystko zostało napisane/nakręcone i każda następna książka/film, to tylko odgrzewany kotlet :) "Starość ..." mi się podobała, ale ja może pochylam się z zaciekawieniem nad Dukajem, bo nie siedziałem i nie siedzę w SF. A o momentami niestrawnym języku, wspominam :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."