poniedziałek, 1 lutego 2016

Warsztaty komiksowe z Tomaszem Samojlikiem.

Życie w głuszy ma swoje plusy, ale też celem balansu i zachowania równowagi w przyrodzie - minusy. Jednym z tych uwierających mnie dosyć mocno jest brak możliwości, w miarę bezproblemowego, korzystania z dóbr kultury. Kino, teatr, spotkanie autorskie, warsztaty, które mieszkańcy średniego miasta mają na wyciągnięcie spaceru bądź biletu MPK, ja muszę organizować. Kombinować urlop, jechać jakieś dzikie ilości kilometrów po polskich drogach, użerać się z "daleko jeszcze", dobiegającym z tylnych siedzeń. Sami rozumiecie, nie zawsze się chce. Jednak tym razem się chciało.

Impulsem do działania był zauważony kątem oka plakat, który zdobił regał w kieleckiej Mediatece. Tomasz Samojlik? W Pacanowie? Jak mógłbym nie zaproponować wyjazdu dwóm czytelnikom komiksów pana Tomka i ogólnie zapalonym komiksiarzom. Tym bardziej, że to przecież warsztaty. Nie siedzimy i nie słuchamy, ale działamy. Ekstraordynaryjnie! Ale też i strach. Bo pewnie dzikie tłumy, bo jestem noga plastyczna, a też chciałbym porysować, bo chłopaki mało odporne na krytykę, no i czy się wkręcą i zechcą działać kreatywnie ... Dziesięć minut przy stole pana Tomasza sprawiło, że zapomniałem o każdej z tych rozterek. Ale po kolei.




Butla z wodą, dwie kanapki i szybkie wyjście. Chłopaków trzeba brać z zaskoczenia, bo inaczej zaczną dumać nad trudami podróży i bywa różnie. Tym razem chyba jednak naprawdę im zależało, bo 70 km do stolicy kóz podkuwania minęło bez perturbacji. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy na miejscu okazało się, że będziemy musieli uwagą autora podzielić się jedynie z dwoma pozostałymi uczestnikami spotkania. Jak mawia Kora w talent szoł: "kocham, kocham, kocham" takie kameralne spotkania. Tym bardziej, że dają okazję do zdobycia super wyczesanych autografów, na które przy tłumie fanów autor nie może sobie, ze względu na ograniczenia czasowe, pozwolić.


Pan Tomasz przywitał nas z uśmiechem i od razu zaskarbił sobie przychylność Starszego i Młodszego, bo pochylił się nad ich komiksowymi zainteresowaniami i pochwalił wybory ulubionych serii (Tintin oraz Calvin & Hobbes). Potem pocieszył, że piękna kreska z Marvela to nie wszystko i niezdarnie narysowany komiks też może mieć moc, a następnie przeszedł do zdradzania sekretów komiksiarskiej kuchni.



I tak od słowa do słowa, udało nam się narysować jednostronicowe historyjki i całkiem udanie, pod okiem ich twórcy, odtworzyć parę postaci z "Ryjówki przeznaczenia", "Norki zagłady", ba!, z jeszcze nie wydanego komiksu autora. Wykreowaliśmy swoich bohaterów z ich mocami i słabościami: chłopca, który wymiatał na Xboksie, ale był cienki z ortografii, naukowca, dla którego zoologia nie miała tajemnic, ale pokonywało go najprostsze równanie oraz gumofilca o nieprzyjemnym zapachu, panicznie bojącego się gwoździ. Tchnęliśmy w te postaci życie i sprawiliśmy, że przeżyły swoje przygody. I powiem jedno, te trzy godziny z okładem minęły jak z bicza strzelił, a my stwierdziliśmy, że rysowanie komiksu, to naprawdę ciężka praca.



Dziękujemy panu Tomaszowi za profesjonalizm i zabranie nas na drugą stronę komiksowego lustra oraz za przekonanie, że rysować każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. A żeby już nie zamęczać drętwą relacją, porcja kiepskich zdjęć (żeby pasowały do tekstu).








36 komentarzy:

  1. Co za samozaparcie. Od nas do stolicy 30 minut, do sąsiedniego miasta 15, a i tak nam się nie chce ruszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi znajomi też tylko głowami kiwają, ale ja wariat jestem (czasami) i jeżdżę po dziwnych imprezach :) I jestem z siebie dumny, bo gen domatorstwa, wzięty po Mamie, silnym jest, niestety :P

      Usuń
    2. Mój gen jest nieuleczalny, dobrze, że czasem i u nas na wsi coś się dzieje.

      Usuń
    3. Jest na to rada. Musisz sam coś zorganizować. Organizatorowi nie wypada nie przyjść/przyjechać :P

      Usuń
    4. Mój gen nieorganizatora jest nawet większy niż mój gen domatora.

      Usuń
    5. Ech, geny ... Choć są i plusy. Ja na przykład nie tyję :)

      Usuń
    6. A ja i owszem, chociaż genów bym nie obwiniał :P

      Usuń
    7. Łakomczuszek? No nie poznaję kolegi! :P

      Usuń
    8. Czas się ruszyć. Wiosna idzie :)

      Usuń
  2. Świetnie, trzeba komiksowo uwrażliwiać następne pokolenie, choć jak widzę jest klasa i gust (Tintin/Calvin).
    Przygody gumofilca mnie zainteresowały: nadział się w końcu? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie wiem jak to się stało, że poszli akurat w klasykę klasyk i mimo obecności bardziej oczywistych zeszytów (Kajko i Kokosz, Tytusy czy Asteriksy), zafiksowali się akurat na tych seriach. Żałuj, że nie widziałaś tego puchnięcia z dumy, kiedy zawodowy twórca rzekł im mniej więcej co Ty :D Co do uwrażliwiania, to ja nigdy od komiksu nie goniłem i są już efekty. Młodszy, który do niedawna nic innego do ręki nie brał (część tekstów z C&H na pamięć), zaczął czytać książki bezobrazkowe :)
      Gumofilec to mój hero. Na gwoździa w tworzonym odcinku się co prawda nie nadział, ale w akcie heroizmu zjadł psią kupę (nie pytaj!) :P

      Usuń
    2. @Agnes Ale, jak się pewnie domyślasz, panowie byli zachwyceni :)

      Usuń
    3. No ale o co chodzi... JEŚLI smaczna... ;)

      Usuń
    4. Nie wiadomo czy była smaczna. Autor pozostawił dalsze losy gumofilca wyobraźni czytelników :D

      Usuń
  3. Paradoksalnie, to właśnie gdy się ma kulturę "na wyciągnięcie ręki", i gdy nie trzeba organizować wyprawy z głuszy do "wielkiego miasta" ;-), to często się nie chce. A tak - masz 2w1. I podróż, która zawsze kształci, i przy okazji wyrabiasz w młodszym pokoleniu poczucie, że warsztaty, kino czy teatr to prawdziwe wydarzenie.
    Gratuluję fajnych dzieciaków! Widać, że chłopcy totalnie pochłonięci obrazkami. Calvin&Hobbes - też uwielbiam. A Fistaszki lubicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i jest w tym trochę racji, ale kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata co ... Znaczy, widzę ile fajnych rzeczy przepadło nam tylko dlatego, że nie było szans dotrzeć. Bo to, bo tamto, bo owamto. I nie piszę tylko o dzieciach. Pamiętam warsztaty scrappowe, z których Kitek musiał zrezygnować, bo pogoda nie pozwoliła na wyjazd. Z drugiej strony, rzeczywiście, taki wyjazd urasta do rangi CZEGOŚ :) No i można w spokoju posłuchać dłuższego kawałka "Władcy pierścieni", który jeździ w samochodowym CD :)
      Dziękuję :) Chłopaki pochłonięte, a i ja bez mała z językiem na wierzchu :) Fistaszki planowałem kupić i do dziś pluję sobie w brodę, bo kiedyś była jakaś wyprzedaż Znaku(?), gdzie chodziły za grosze. Ale przy następnej bytności pożyczę z WBP i podsunę Młodszemu, bo to jego klimaty :)

      Usuń
    2. Leżę i czytam ma wiele racji, im coś mamy bliżej, im jest dostępniejsze, tym trudniej nam się wybrać, poznać, ile to wystaw, które będą jeszcze ze dwa miesiące, więc nie muszę się spieszyć przepadło mi, ile mam w moim mieście atrakcji, w których nie biorę udziału, a bo to boli głowa, a to się nie chce, a to ten charakter domatorki (gen?), a jak już się człowiek wybierze to kilkanaście lub kilkadziesiąt (a bywa i kilkaset) kilometrów, to jakoś to głupio zrezygnować z byle powodu. Uważam, że powód do dumy jak najbardziej uzasadniony. A kameralne spotkanie- cud miód i poezja w jednym. I dla bohatera spotkania chyba lepiej gościć kilkoro zapaleńców, niż całą salę ziewających ludków, których zwieziono "na siłę".

      Usuń
    3. Nie wiem czy wypada mi się wypowiadać w nie swoim imieniu, ale mam wrażenie, że rzeczywiście milszym jest dla spotykających się (obydwu stron), jeśli grono jest mniejsze. Dla autora, bo rzadko kiedy, jak napisałaś, ilość przechodzi w jakość. Dla uczestników, bo mają okazję na prawie nieograniczoną interakcję, co świetnie widać na jednym ze zdjęć, gdzie Starszy prowadzi debatę na temat swojej twórczości i dzieli się pomysłami :) Podobnie mieliśmy z organizowanymi przez siebie spotkaniami. Na jedno przyszło kilkoro zainteresowanych dzieci i było świetnie, na drugie, na swoje i gościa nieszczęście zaprosiliśmy kilka klas miejscowej szkoły. Nie pytaj o efekt :(

      Usuń
    4. Wniosek: wszystko ma swoje dobre i złe strony, i głusza, i cywilizacja. Gdy mamy wszystkiego w bród i pod ręką, czasem pojawiają się kłopoty z wyborem. I zostajemy na kanapie przed TV. Wiem, co mówię ;-)
      Znam Peanuts'y z albumowego wydania Nowej Księgarni ("Fistaszki zebrane"). Ukazują się dwa razy do roku, od kilku lat. Ja z kolei nie mogę odżałować, że nie kupiłam pierwszego albumu, bo jest teraz nie do dostania. I mam poważny brak w kolekcji. A Młodszy ma świetny gust! :-)
      Guciamal - nie uwierzę w Twój gen domatorstwa ;-) Tak, to jest ten paradoks. I pułapka. Bo gdy nie uczestniczę, nie bywam, czy żałuję? Tylko czasami. Zaraz pojawia się kojąca świadomość, że przecież za chwilę, za moment, znów coś ciekawego pojawi się na horyzoncie.

      Usuń
    5. Tak źle i tak niedobrze. Wypada czekać na wynalezienie teleportacji :)
      Do Fistaszków mam sentyment, bo pamiętam je jeszcze z topornych wydań Wydawnictwa Współczesnego. Przez Ciebie postała mi w głowie myśl o gromadzeniu, więc wychodzi na to, że obydwoje będziemy żyli w oczekiwaniu na dodruk :P Starszy też ma niezły gust, tylko nie wiem na jakie komiksowe tory go skierować, bo nie znam nic podobnego do Tintina, a Egmont nie śpieszy się z dodrukami pierwszych tomów, których nie mamy :(

      Usuń
    6. ...albo przeprowadzić się na przedmieścia Wielkiego Miasta, co mi się marzy.
      Pierwsze Fistaszki, do których dorwałam się dawno, dawno temu, to były cienkie zeszyciki w papierowych okładkach, zbierane przez moją mamę. Młodszą wtedy niż ja dziś. Możliwe, że to było to samo wydanie, o którym piszesz :-) Ale wtedy jakoś nie trafiły do mnie te czarno-białe obrazki (wolałam zaczytywać się w Szarlocie Pawel).
      Nie jestem znawczynią komiksów dla dzieci - sama nadrabiam braki w wieku mocno dorosłym - ale może coś znajdziesz tu: http://culture.pl/pl/artykul/20-najlepszych-komiksow-dla-dzieci?

      Usuń
    7. :) Leżę i czytam- nie wierzysz? a to właśnie ten paradoks, że jesteśmy pełni sprzeczności. Zarazem domatorzy i ciekawi świata podróżnicy.
      Bazyl - czekam na wynalezienie teleportacji od dawna, można by wówczas być w tylu miejscach jednocześnie, ale czy wtedy bylibyśmy szczęśliwsi- nie powiedziane. Bowiem więcej nie znaczy pełniej. Takie tam truizmy mi się snują po głowie

      Usuń
    8. @leżę-i-czytam Przejrzałem listę, ale albo już mamy albo niedostępne w sklepie, w którym robię zakupy. Spora część, to zeszyty wydane w ramach konkursu im. Christy. Mamy kilka i jest różnie. Jedne rzeczywiście porywają, inne nie zachwycają scenariuszem i grafiką :) W każdym razie muszę zapolować na "Podróże w czasie ..." i "Tymka" :)
      @guciamal Jak tak sobie pomyślę, że dzięki teleportacji każde z dzikich, trudno dostępnych miejsc, zamienia się w Krupówki, to może lepiej niech zostanie jak jest :P

      Usuń
    9. Wyjście ze strefy komfortu do krainy Gdziekolwiek, z naciskiem na dolinę kultury, eh ah, znamy to.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    10. Ładnie napisane, że się pupska nie chce ruszyć :D Ale dla takich hiperborejskich hiperboli lubię Cię czytać :D

      Usuń
  4. Zazdroszczę. Wcale nie warsztatów, bo ja noga też jestem, ale fajnego spotkania i odlotowych autografów. Moje też lubią komiksy Samojlika, ba, nawet słuchać (a co, mamy audiobooka).
    Czy ja dobrze widzę, że tam w dymku jest "Szymon, dostałeś 1" ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeca piszę, że wg pana Tomasza nie ma złych rysowników. Ważny jest pomysł, suspens, nietuzinkowy bohater + nasze chciejstwo, żeby ruszyć z posad itd. :) Odlotowe autografy, to skutek małego zainteresowania spotkaniem (nie powinienem tego pisać, ale dziękować Losowi), bo jak sam autor mówił, przy tłumie ciężko o takie, dość czasochłonne, zdobienie. Pamiętasz może co było, jak Adam Wajrak postanowił tłumowi ludzi wrysować zwierzątka do przyniesionych książek? :) Audiobook z komiksu kiedyś mnie dziwił, ale ludzie wielce chwalili coś o zombie, więc już nie dziwi.
      Dobrze odczytałaś. Po prostu chłopiec X to alter ego Młodszego, który też ma problemy z ortografią :P

      Usuń
  5. Super spotkanie! Przyznam, że ja często sobie odpuszczam wychodząc z założenia, że będą tłumy ;-) A jeszcze jechać 70 km! Szacun. :-)
    A tu proszę, jak kameralnie! Pozazdrościć! Moi chłopcy też byliby zachwyceni, zwłaszcza Młodszy, u którego produkcja komiksów się rozwija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywaliśmy też na spotkaniach z tłumami. A 70 km to w przypadku zamieszkiwania zaścianka nie jest jakaś wielka odległość :P No i chyba było warto, bo panowie zapowiedzieli na weekend prace komiksowe nad kontynuacjami przygód swoich bohaterów. Jeśli czas pozwoli, to i ja się skuszę :D

      Usuń
  6. Dotarłam. Udało się przed północą:P Dla Samojlika też bym dotarła. O każdej porze dnia i nocy, 70 km też nie robi na mnie wrażenia. Muszę przycisnąć koleżankę z komentarza powyżej, ona ma lepsze konszachty niż ja, może też zorganizuje nam takie kameralne spotkanie (we dwie mamy akurat czterech uczestników plus opiekunowie).
    I zdradź, proszę, o czym będzie ten nowy komiks?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Północ mi nie straszna, bo wkręciłem się w oglądanie seriali i zarywam kolejne nocki. Niestety nie ubywa od tego przeczytanych w feedly notek, ani nie przybywa komentarzy na zaprzyjaźnionych blogach :(
      Kameralne spotkania są najlepsze, bo dają o wiele większe możliwości niż uczestnictwo w, jak to nazywam roboczo, spędzie. Jeśli zatem macie możliwości, działajcie, bo pan Tomasz bardzo fajnym prowadzącym jest i potrafi natchnąć młodych twórców i popchnąć do działania. Nowy komiks na razie nie powstał, bo na przeszkodzie stanęło choróbsko w połączeniu ze szkołą Kitka. A ja nie znalazłem w sobie dość siły, by odtworzyć klimat spotkania i skończyło się tylko na głośnym czytaniu :)

      Usuń
    2. Prawie trzy lata temu zapraszałam Tomasza Samojlika do Szczecina. Twierdził, że nie zna naszego miasta i kojarzy mu się tylko ze... szczeciną dzika ;-)))
      / wywiad: http://www.szczecinczyta.pl/jedna-reka-smazy-nalesniki-a-druga-w-tym-czasie-rysuje/

      Czas ponowić zaproszenie!

      Usuń
    3. Jeśli tylko się uda, to myślę, że nie będziecie zawiedzeni. No i widocznie autorowi tylko przyroda na myśli :)
      PS. Linkowanie ma taką postać jak TUTAJ. W przykładzie pierwszym. Znajomość HTMLa nie przeszkadza w blogowania, a czasem nawet pomaga :D

      Usuń
    4. Dziękuję! Momarta była szybsza i już mnie poinstruowała :-)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."