O swojej słabości do literackich dziarskich staruszków pisałem już tak wiele razy, że oszczędzę Wam w tym wpisie tych wyświechtanych frazesów, ograniczając się do stwierdzenia, że zostałem fanem starej Słaboniowej.
Bo jakże tu wiekowej kobitki nie lubić, skoro sama jedna, w kij jedynie leszczynowy zbrojna i poza nim tylko godnościom osobistom i życiowym doświadczeniem dysponująca, staje przeciw strzygom, wąpierzom, diabłom, kikimorom i całej reszcie okropności rodem ze słowiańskiego bestiariusza? Zważcie, że nie jest muskularnym mutantem, który czarnoksięskimi dekoktami wzmocnion, siecze sobie raz stalą, raz srebrem tałatajstwo jak leci. I jeszcze mu za to płacą. A Słaboniowa bez oglądania się na podziękę, straż nad wsią w której jej żyć przyszło sprawuje i wszystkie te tytułowe Spiekładuchy, które się z ludzkiej niedoli, zawiści, żalu czy zemsty rodzą, a czasem też i ze zwykłego skurwysyństwa, eliminuje, bądź z dala od obejść trzymie.
Joanna Łańcucka stworzyła bohatera, a właściwie bohaterkę, na miarę Wiedźmina. Tak, tak, nie bójmy się śmiałych porównań. Słaboniowa to postać równie mroczna i skomplikowana jak Geralt. Z okropnym dzieciństwem, z grzeszną młodością i tajemnicą sprzed lat jest Teofila osobą wielowymiarową i pełną zagadek, które powoli, wraz z postępem lektury, będziemy rozwiązywać. Nie ustępuje też autorka panu Sapkowskiemu w kreowaniu dynamicznych, krwawych i strasznych scen i choć można niektórym zarzucić wtórność (choćby scena egzorcyzmowania), to nie sposób się od nich oderwać.
Ale nie samą Słaboniową i akcjami z jej udziałem książka żyje. Mamy też niewielką galeryjkę lokalnych person, z którymi styka się, chcąc nie chcąc (zazwyczaj nie chcąc) nasza wiekowa fajterka. Tu też troszkę trąci sztampą (plotkara, dewotka, lubiący podjeść ksiądz, wioskowe pijaczki), ale kto mieszka na wsi, niech pierwszy rzuci kamień, jeśli nie udało się uchwycić autorce postaci charakterystycznych dla większości rodzimych siół. Co więcej, część z nich scharakteryzowano w sposób, który sprawia, że nie wiadomo kto gorszy, człowiek czy tytułowy Spiekładuch. Słaboniowa wiele mogłaby o złych ludzkich językach i prędkich do oceniania łbach powiedzieć. No i, jak już przy językach jesteśmy, jest jeszcze język, na poły gwarowy, na poły niedbała polszczyzna z jej "harbatą", czy tak bliskimi mojemu sercu "kombojami".
Joanna Łańcucka stworzyła bohatera, a właściwie bohaterkę, na miarę Wiedźmina. Tak, tak, nie bójmy się śmiałych porównań. Słaboniowa to postać równie mroczna i skomplikowana jak Geralt. Z okropnym dzieciństwem, z grzeszną młodością i tajemnicą sprzed lat jest Teofila osobą wielowymiarową i pełną zagadek, które powoli, wraz z postępem lektury, będziemy rozwiązywać. Nie ustępuje też autorka panu Sapkowskiemu w kreowaniu dynamicznych, krwawych i strasznych scen i choć można niektórym zarzucić wtórność (choćby scena egzorcyzmowania), to nie sposób się od nich oderwać.
Ale nie samą Słaboniową i akcjami z jej udziałem książka żyje. Mamy też niewielką galeryjkę lokalnych person, z którymi styka się, chcąc nie chcąc (zazwyczaj nie chcąc) nasza wiekowa fajterka. Tu też troszkę trąci sztampą (plotkara, dewotka, lubiący podjeść ksiądz, wioskowe pijaczki), ale kto mieszka na wsi, niech pierwszy rzuci kamień, jeśli nie udało się uchwycić autorce postaci charakterystycznych dla większości rodzimych siół. Co więcej, część z nich scharakteryzowano w sposób, który sprawia, że nie wiadomo kto gorszy, człowiek czy tytułowy Spiekładuch. Słaboniowa wiele mogłaby o złych ludzkich językach i prędkich do oceniania łbach powiedzieć. No i, jak już przy językach jesteśmy, jest jeszcze język, na poły gwarowy, na poły niedbała polszczyzna z jej "harbatą", czy tak bliskimi mojemu sercu "kombojami".
Ładne jest to bajanie pani Joanny, oj ładne! Wróciłem na kartach jej powieści do domu Dziadków, w którym spędzałem wakacje czasów podstawówki. Jednoizbowej chaty, która przez ścianę graniczyła z małą obórką. Z pokoikiem, w którym tak jak i u Słaboniowej ze ścian pochylały się nad dwoma łóżkami święte obrazy, a ciepłem raczyła kuchnia opalana drewnem. Wspomniałem czasy bez elektroniki, ale za to z mlekiem prosto od krowy (tak, tak, były takie czasy) i czereśniami prosto z drzewa sąsiadów (przy czym nie zalecam łączenia). To się już co prawda nie wróci, ale jak dobrze jest o tym świecie poczytać. Akcję, horror, trochę seksu i napierdzielanki rodem z "Obcego" dostając w gratisie. Zdecydowanie polecam!
Z tego miejsca pragnę podziękować Charliemu, który na trop książki mnie naprowadził pisząc o niej >>>TAK<<<.
No, to się nazywa wrócić z przytupem!
OdpowiedzUsuńNa miarę Wiedźmina? Serio? I ja nic o tym nie wiem? Kolejna książka do kupienia/przeczytania? Uch.
Może i nie są teksty Słaboniowej tak ucieszne jak te z utarczek słownych Geralta z Jaskrem, a i widowiskowość jej poczynań nie zainteresuje raczej Netflixa, ale wiedz lub nie, gdyby przyszło do próby charakterów, to mógłby się mości wiedźmin, pardą, zesrać :P
UsuńPS. Szkoda, że nie możesz korzystać z elektroniki do czytania, bo Legimi posiada tytuł w abonamencie.
Czuję się wystarczająco dobrze zmotywowana do zakupu tej książki za własne, uciułane grosiki. Ale poprzeczkę zawiesiłeś wysooooko! Przywołana poniżej babcia Jagódka była np. urocza i czytało się to świetnie, ale jednak startowała w innej lidze niż Wiedźmin.
UsuńJutro postaram się rzucić zachęcającym cytatem, bo przy całej sympatii do Legimi, niemożność kopiowania pozaznaczanych cytatów uważam za siarę. A miałem kilka na okoliczność prawdopodobnego wpisu :) Jaka będzie kara gdy lektura nie sprosta napompowanym przeze mnie oczekiwaniom. Z kasą u mnie krucho :P
UsuńLuzik, wystarczy, że postawisz naleweczkę własnej roboty gdy już przyjedziesz z rodziną do Szczecina:D
UsuńI tu, widzisz, może być problem, bo zajęty wyzwaniami dnia powszedniego porzuciłem to zacne hobby. A zapasy z dobrych czasów się pokończyły :( I nie mam nawet pół litra na czarną godzinę jak bohaterka opisywanej tu powieści :) Żeby nie było, zmienię to. Do czasu tego przyjazdu rezultat mych poczynań powinien nawet nabrać mocy i smaku :P
UsuńCoś jakby babcia Jagódka Brzezińskiej? :D Brzmi zachęcająco, Charlie też apetycznie opisywał.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam już detalicznie postaci wykreowanej przez Annę Brzezińską :( Wydaje mi się jednak, że Słaboniowa pod względem wyrazistości spokojnie może z Babcią konkurować :) Bo żeby z Wiedźmami, to już bym się zastanawiał :P
UsuńZ Wiedźmami to chyba nikt nie może konkurować :D
UsuńMoże, nie może. Nie śmie :)
UsuńWracając zaś do tematu, to "Stara ..." jest również niezłym obrazem przemian polskiej wsi. Wyludniającej się, zamieszkanej przez starszych ludzi, z młodzieżą uciekającą do miast po wygodniejsze życie. I potem wstydzącej się chłopskiej proweniencji i odżegnującej od rodziców. Przykre to, ale ma miejsce i dziś.
No dobra, już wpisałem na listę do zdobycia :P
UsuńJak o tym dobrze pomyślę, to wolę jak obaj nie piszecie (albo jak ja Was nie czytam). Co wpis, to książka do kupienia, no w mordę, litości!
UsuńJuż wiem czemu przestałem pisać. To przez ten cholerny ciężar odpowiedzialności polecacza :P Właśnie mi to uświadomiliście z momartą :)
UsuńO matko, bo zaraz się znów zamkniesz w sobie! Na pewno masz jakąś polisę na okoliczność:P
UsuńI tam, jakby się przejmował rolą polecacza, to bym zwariował. Szczęśliwie, czego bym nie polecił Marlowowi, to ma wady, więc w głowie mi się nie przewraca od sukcesów :D
Usuń@momarta Jedyną polisą jest moje chimeryczne podejście do pisania, czyli w zasadzie nie ma żadnej :P A tak serio, to troszkę jednak się przejmuję, że komuś nie podejdzie to co mnie spodobało się na tyle, żeby spłodzić tekst. Pocieszam się myślą, że mnie po lekturze też ciągnie do zakupów. Dwa tomy Bestiariusza słowiańskiego czekają.
Usuń@Piotr Niestety, rządowe sięgam po pozycję, które można choć z grubsza nazwać klasyką, więc opcja z Marlowem odpada :P Ale może Ty wytkniesz Słaboniowej, nomen omen, słabizny :D
Jeśli do niej dotrę, to nie omieszkam roznieść książki na podeszwach :D Możesz na mnie liczyć.
UsuńI to lubię :D
UsuńOdwieszone? Odwołane? Cieszyć się okrutnie:) Książka z rodzaju nie czytanych przeze mnie, ale za to Bazyl czytywany chętnie. Tak to czasami bywa, że chętnie czytam o czymś, czego wiem, że i tak nie przeczytam. Trochę to pokrętne.Ale co tam.
OdpowiedzUsuńZobaczymy co los przyniesie :) No i zawszeć to miło trafiać w gusta i bawić SzP Czytelników :D Zapomniałem już jak to miło.
UsuńCo to za dzień dziś, co za dzień! Najpierw na Tramwaju poczytałam, teraz tu, ja już naprawdę nie wiem, czy to nie za dużo wrażeń!!!
OdpowiedzUsuńNie, żeby mój portfel kochał te powroty, ale co tam. A nową szafkę na książki i tak muszę nabyć, czymś ją wszak trzeba zapełnić, co będzie pusta stała...
Maj pełen niespodzianek :) A z problemem półek poradziłem sobie zapełniając te wirtualne. Nie straszą gości i w sumie chyba taniej wychodzą :)
UsuńWiedźminy to akurat bardzo nie moje klimaty, ale tu "galeryjka lokalnych person" i te wszystkie kikimory brzmią zachęcająco.
OdpowiedzUsuńIwona Banach też bardzo chwaliła "Słaboniową". Zatem może kiedyś, nie wykluczam.
Winszuję powrotu! Dziękuję za przyjemność czytania! ;-)
A ja widzisz za mitologiami, zabobonami i czarami, przepadam. Nawet pracę licencjacką pisałem o takich właśnie praktykach. Mogłem w sumie na wstępie ostrzec, żeby brać na to poprawkę :) No i cieszę się, że moja pisanina wciąż się podoba :D
UsuńPowrót i to jaki! To lubię i się cieszę. A z książką to teraz się muszę koniecznie zapoznać. Geralt mi zalazł nie raz za skórę i do pasji doprowadzał, a mam przeczucie, że Słaboniowa zostanie moją idolką wśród wszystkich mordujących biedne bestyjki :)
OdpowiedzUsuńPodczas lektury znalazłem więcej cech wspólnych u obu przywołanych tu postaci, ale bojąc się zarzutu, że wyszukuję je na siłę, pozostałem przy ogólnikach :)
UsuńAle żeby nie być gołosłownym: "Doktor popatrzał na nią, czując, jak jego żołądek zamienia się w ciężki kamień. Twarz Słaboniowej była nieprzenikniona, nie malował się na niej żal ani strach, ani żadne inne uczucie, jakiego można by się spodziewać w takiej chwili. Jej zmrużone, jasne oczy wpatrywały się bystro w widniejący w oddali las. Doktor zdał sobie sprawę, że stara Słaboniowa właśnie ruszała na polowanie i nagle poczuł w stosunku do niej jakiś dziwny lęk i odrazę". Wypisz, wymaluj, stosunek ludzi do Geralta :D
Cieszy powrót. Pozdrawiam Pana. MG.
OdpowiedzUsuńLudowe mądrości o jaskółkach mógłbym zacząć przytaczać, ale czy jest sens? Będzie co ma być, a na razie mam wielką frajdę widząc, że nie zapomniano mojego placyku :)
UsuńPS. Proponuję wirtualnego brudzia, bo jakoś źle się z tym "panem" czuję :)
Niezwykły, klimatyczny blog. A ta książką zostanie przeze mnie przeczytana, na pewno w formie e booka. Bo z papierowymi wydaniami nie radzę sobie zupełnie, nie mam ich gdzie upchnąć. Pozdrawiam nocnie !
OdpowiedzUsuńŻe niby ten tutaj? Fakt, niezwykle dobrze idzie mi lanie wody, ale żeby klimat? Chyba że ignorancji i amatorstwa :P Ja też przestałem kupować papier (oprócz dziecięcych czy tam już młodzieżowych), mimo że miejsca jeszcze sporo mam. Doszedłem jednak do wniosku, że na półkach jest już taka ilość, że i dom ma duszę i goście (z wyjątkami) robią "Wow, po co ci ich tyle??". :D
UsuńO, też czytałam u Charliego! I też mi się z Babunią Jagódką skojarzyło (a Babunię lubię, bo charakterna). Rozejrzę się w bibliotece, bo legimi nie mam.
OdpowiedzUsuńA z charakternych, wiekowych babek to jeszcze ciekawa jest Koślawa z powieści Artura Olchowego, tyle że to postapokalipsa. Ale napisane znakomicie, no i słowiańskie mocno.
A wiesz, że przez Wasze skojarzenia nabrałem ochoty na powrót do Wilżyńskiej Doliny :) Tylko trochę strach, bo Babunia z tego co pamiętam to i w capa potrafiła zamienić :P
UsuńMożna się wkupić w łaski Babuni! Naleweczką :) :P
UsuńNie tylko w łaski Babuni :P
UsuńZ opisu to mi się Słaboniowa bardziej z Wędrowyczem niż z Wiedźminem skojarzyła ;)
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem. Traumatyczne dzieciństwo, wyobcowanie i życie gdzieś jakby z boku, skierowało mnie ku Geraltowi. Ale mogę się mylić, bo Jakuba pamiętam o tyle o ile :) Na pewno Słaboniowa nie ma takiej, nomen omen, słabości do trunków maści wszelakiej jak ten ostatni :P
UsuńWitaj, witaj! Zaskoczyłeś mnie tą Słaboniową, nic nie wiem, ale zapowiada się ciekawie. Humoru tam trochę jest? Czy tak całkiem na serio?
OdpowiedzUsuńKurczę, blogger zepsuł powiadomienia o komentarzach :( Pardąsik za milczenie :) Jest humor, jest. Słaboniowa to bestia o kąśliwym języku, a i co pomyśli, to pomyśli :P Choć wiesz, to może być taki śmiech ze słynnego "z czego się śmiejecie ...?". :P
UsuńI widzisz, wróciłeś i namówiłeś do przeczytania.
OdpowiedzUsuńChętnie bym urządził powtórne bloga zmartwychwstanie, ale póki co sił brak i czasu. Niemniej cieszę się, że ten mój majowy zryw zaowocował :)
UsuńPozdrawiam . Marek. ( brudzio wirtualny wypity : )
OdpowiedzUsuń( wszystko ma swój czas )
:)
Usuń