poniedziałek, 22 sierpnia 2022

"Metallica - kompletna ilustrowana historia" Martin Popoff

Nie jestem psychofanem Metalliki. Niech świadczy o tym fakt, że w sumie do końca nie wiem, kiedy muzyka zespołu pojawiła się w moim życiu. Czy był to koniec podstawówki i odkryłem ją sam czy też był to już czas liceum i zostałem nią "zarażony" przez nowych kolegów, metalowców. Zresztą, nieważne. Ważniejsze jest to, że od tych zamierzchłych czasów łomot garów Larsa, gitarowe riffy Hetfielda i Hammetta oraz dźwięki tworzone przez kolejnych basistów grupy towarzyszą mi do dziś. I właśnie na fali sentymentu postanowiłem odświeżyć sobie historię ekipy z LA, a jakież inne narzędzie mogłoby lepiej do tego posłużyć jak nie "kompletna ilustrowana historia" pióra Martina Popoffa, krytyka i najbardziej znanego dziennikarza piszącego o metalu. Błąd!

Nie wiem co wydarzyło się podczas procesu przygotowywania polskiego przekładu książki, ale na pewno nie było to nic dobrego. Już pierwsze akapity zadziwiły mnie jakąś taką drewnianą frazą, pomyślałem jednak: "Ok, w końcu to nie literatura piękna, w biografii liczą się w końcu fakty, a nie wartości literackie" (choć oczywiście miło by było, gdyby język był przynajmniej przyzwoity). Niestety z każdą przewracaną stroną było coraz gorzej. To już nie drewniana fraza, tylko zdania, które po prostu nie chciały się czytać, a miejscami nie miały sensu. Żeby jednak nie psioczyć na translatorką i redakcyjną robotę gołosłownie, bo przecież to może oryginał był tak pisany, pokusiłem się o poszukanie w sieci pliku. Znalazłem i parę porównań zjeżyło mi włos na głowie, bo tłumaczenia tłumacza Google, którymi się podpierałem, okazały się bardziej czytelne i bliższe oryginału niż te wykonane przez człowieka, wydawać by się mogło, fachowca.

Nie będę tu smagał biczem wszystkich przeczytanych fragmentów, przytoczę tylko ten, na którym się zawiesiłem i skończyłem lekturę. Najpierw w oryginale: "First, the record received no airplay. None. (...)". A teraz w "tłumaczeniu": "Po pierwsze album był często prezentowany na antenie. W ogóle. (...)". Fakt, że polski odpowiednik nie ma sensu i wyłapuje to niezbyt uważny czytelnik jak ja świadczy prawdopodobnie o tym, że terminy miały pierwszeństwo przed solidną robotą. A to nie jedyna wpadka. Podsumowując, chcąc poznać historię kolosa muzyki i biznesu jakim stała się w końcu Metallica sięgnijcie po jakieś inne wydawnictwo.

Żeby jednak nie było, że nic mi się nie podobało. Kiedy już przestałem zmagać się z topornym tekstem z przyjemnością obejrzałem dość bogatą, ikonograficzną część tego albumowego wydania. Zdjęcia z koncertów, bilety, plakaty, koszulki, naszywki, to wszystko sprawiło, że pamięcią wróciłem do czasów, kiedy najważniejszym punktem dyskusji było czy czarny album, to zdrada thrashu czy też może nowa, odkrywcza droga i najlepszy krążek w historii zespołu. Do dziś się waham co myśleć.



15 komentarzy:

  1. Osobiście wyleczyłam się z metalu bardzo szybko na rzecz jazzu. Potem przyszło jeszcze coś innego... Całą "kasetotekę" Metaliki (z pol.) i insze rzeczy z tego zakresu, oddałam przed laty wielu uczniom (ku ich uciesze). Niemniej raz wylądowałam na Metalmanii w katowickim spodku (tu chyba przyszło orzeźwienie) i mam pamiątkowe zdjęcia w skórzanych spodniach, kurtce i przyciemnianych włosach. Nie miałam ramoneski, ale skórę po tacie. Sentyment do muzyki (niektórych kawałków) pozostał, ale nie głęboki. Starzeję się :) Pozdrawiam serdecznie p.s. zdjęcie "czadowe" oczywiście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wyleczyłem się tylko z naprawdę ostrych rzeczy typu death czy black (choć do niektórych kawałków wracam i dziś, zastanawiając się jak możliwe jest zagranie tak szybkich sekcji perkusyjnych). W ogóle od czasu liceum spektrum moich muzycznych zainteresowań znacznie się poszerzyło. Na plejliście można teraz u mnie znaleźć zarówno pop, jazz, muzykę klasyczną, alternatywną jak i OST. Zamykanie się na jeden gatunek jest wg mnie, podobnie jak i w literaturze, głupotą :)
      Na swój pierwszy koncert Metalliki wybrałem się ze starszym synem dopiero w 2018 roku. Wcześniej, mimo że znajomi jeździli i była propozycja np. na Spodek w 1996, to jakoś nie znajdowałem w sobie śmiałości do wyjazdów ze swojego grajdoła. Czego z perspektywy czasu żałuję. Skórzanych portek nie miałem nigdy w życiu, ba!, jakoś ominęła mnie moda na "gumki" w pewnym momencie bardzo popularne wśród braci z metalowej popkultury. Ramoneska też podrabiana, targowa, ze skaju, bo na taką było mnie stać :) No i wiedziałem, że zdjęcie będzie clou wpisu :D

      Usuń
    2. Zdjęcie oczywiście najlepsze :)

      Usuń
    3. Zamiast kotka dla przyciągnięcia uwagi :) No i trochę jednak smutno, że zdjęcie najlepsze :P

      Usuń
  2. Bardzo stylowa stylówka, bardzo. Ja niestety jestem fanem miętkiej Metallici, od czarnego albumu, a już najbardziej w wersji symfonicznej. Za to ostatnio wielkie wrażenie zrobiło na mnie Master of Puppets w Stranger Things, właściwy utwór we właściwym miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renesans "Master ..." jest fajny, bo tak naprawdę dla większości słuchaczy z doskoku Metallica to ballady z czarnego i niewielu sięga do podwalin. A tam jest tyle dobra. "For Whom The Bell Tolls", "Seek & Destroy" czy "Anesthesia" z solówką Burtona.
      Symfoniczne to chyba w sumie wszystko fajne. Ja mogę jeszcze polecić "Blacklist", czyli zbiór coverów kilku najpopularniejszych kawałków M zagranych w baaaaardzo różnej stylistyce. Dość napisać, że "Through The Never" grają metalowcy z Mongolii - The HU, a jedno z wykonań "Nothing Else Matters" Miley Cyrus w feacie z Eltonem Johnem i kilkoma innymi muzykami :)
      To jedno z bodajże trzech moich zdjęć z długimi piórami. Niestety to nie były czasy szybkiej migawki. A może jednak stety :D

      Usuń
    2. Wersję Miley sobie katowałem jakiś czas temu, nie powiem, zaskoczyła mnie :) Niestety nigdy się nie wciągnąłem w te thrashe i dead metale, mój mozg protestował niemal fizycznie, więc te ballady z czarnego to było przyjemne objawienie.

      Usuń
    3. Widocznie nie potrzebowałeś wywrzeszczeć młodzieńczych frustracji :) Ja próbowałem znaleźć jakiś złoty środek między takim Cannibal Corpse, który jest totalną sieczką, a trochę zbyt cienkim popierdywaniem G N' R, z którym zawitał przy okazji wakacyjnej wizyty kumpel z USA. O sentymencie do muzycznego pierdyknięcia niech świadczy fakt, że jako dzwonek mam od lat ustawiony kawałek "Roots Bloody Roots" Sepultury. Nawiasem pisząc, to cały krążek "Roots" jest świetny. Zarzuć sobie utwór "Ratamahatta", a zobaczysz jak adekwatny jest tytuł płyty :D
      A balladami z Black Albumu M wypłynęła na ocean mainstreamu co przez wyznawców purystów nigdy nie zostało im wybaczone :P

      Usuń
    4. A fakt, nie potrzebowałem nic wywrzaskiwać, może szkoda. Raczej tłamsiłem w sobie. G'N'R to już było prawie zbyt hardkorowe :P Dobra, zapuszczę sobie jutro we fabryce tę Sepulturę, na Twoją odpowiedzialność.

      Usuń
    5. No i jak przebiegł eksperyment? Współpracownicy już przemykają wzdłuż ścian jak idziesz korytarzem? :D Jeśli GN'R był zbyt hardkorowy, to Sepultura musiała Cię zdziwić :P No i czasem warto powrzeszczeć, a nie tylko pinkflojdy i pościelówy.

      Usuń
    6. Jakbym nie wiedział, że to Sepultura, to bym się nie domyślił. Przyjemnie buja :)

      Usuń
    7. Sam widzisz, że warto poszerzać muzyczne horyzonty. Mnie tak spotkało kilka naprawdę miłych niespodzianek podczas muzycznych podróży spotifajem :D

      Usuń
    8. Podczas podróży spotifajem starannie omijam kierunek thrash metalu :)

      Usuń
  3. Metallica w moim życiu nie pojawiła się nigdy, więc 😂 Ale uwagi na temat tłumaczenia książki owszem, zainteresowały mnie. To się niestety zdarza coraz częściej, taka fuszerka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze powtarzam, że skoro taka gapa językowa jak ja widzi takie rzeczy, to znaczy, że ktoś srogo pokpił sprawę. Najgorsze jest, że choć to możliwe, to jednak ciężko oddać taką książkę jako przedmiot niezgodny z tym co mieliśmy dostać. A to wydanie albumowe i tanie pewnie nie było :( Dobrze, że miałem biblioteczny egzemplarz.

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."