Starałem się pisać tak ogólnie jak się tylko dało, ale na wszelki wypadek:
*** SPOILER ALERT ***
Pewnie jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że jeśli przeczytałeś jedną książkę / cykl fantasy, to tak jakbyś przeczytał wszystkie. I, szczerze pisząc, nie wziąłbym Abercrombiego do ręki, bo mimo widzianych gdzieś w sieci, kątem oka, pochlebnych opinii o jego piórze, kolejna przygoda w której mag, wojownik i kto tam jeszcze, mają zbawić świat, nie była moim czytelniczym priorytetem, ale ... Od dawna zamierzam odwiedzić któreś z organizowanych w Kielcach przez Fundację Miasta Słów (a właściwie przez Kasię), spotkań czytelniczych. Pewnie łatwo zgadniecie jaki ma być kolejny tytuł? Tak, "Ostrze". A potem (z resztą cyklu), to już jakoś poszło.
Czy zatem Abercrombie zaskoczył, zachwycił i wprowadził do gatunku nową jakość. Moim skromnym, nie. Ale też stworzył przyzwoity świat i wykreował naprawdę barwne postacie, którym nie żałuje wyborów, rozterek, tragedii i wzlotów. A to już we współczesnej literaturze popularnej naprawdę sporo. Jak zatem wygląda życie w krainach, w których obowiązuje powołane do życia przez autora Pierwsze Prawo? Kogóż polubiłem, a któż działał mi na nerw, jak mawia znajomy? Co panu Joemu można darować, a do czego się przyczepić?
Zacznijmy od świata przedstawionego, którego centrum zajmuje rządzona królewską ręką Unia. Jej stolica z zewnątrz wygląda na centrum handlu, kultury i oświecenia, a tak naprawdę jest pępkiem feudalnej krainy, w której arystokracja próbuje zagarnąć dla siebie jak największy kawałek tortu, trzymająca władzę grupa dostojników skupiona w tzw. Zamkniętej Radzie podgryza się nawzajem, a na czubku tego niesmacznego tortu, jak wisienka, chwieje się dręczony demencją król. Na północ od Unii mamy, no cóż, Północ, zamieszkiwaną przez twardy, dziwnie przypominający Wikingów, naród, a która graniczy z Anglandem, unijnym przyczółkiem i jednocześnie miejscem zsyłek dla niepokornych unitów. Na południu funkcjonuje, składające się z kilku podbitych krain, Imperium Gurkhulu, jako żywo przypominające muzułmańską Arabię (jest nawet prorok). Mamy jeszcze Stare Cesarstwo na Zachodzie oraz Styrię i Suljuk na Wschodzie, ale przedstawiony w cyklu konflikt rozgrywał się będzie właśnie na osi północ - południe. Biorąc powyższe pod uwagę ciężko mówić o czytelniczym zaskoczeniu, bo już na takie wzorowanie na znanej nam rzeczywistości kilka razy się natykałem (choćby u czytanego dawno temu Wegnera, choć należy oddać honor JA, że jego książki wydano pierwsze). Nie pomaga także niespecjalna biegłość autora w opisach, ale w końcu nie dla opisów fantasy większość z nas czyta.
A zatem postacie i crème de la crème, akcja. I tutaj ciężko coś panu Abercrombiemu zarzucić. Dzieje się dużo (choć czasami baaaardzo wolno, oj!, przydałyby się dobre redaktorskie nożyce, przydały), a główni aktorzy tych dość spektakularnych wydarzeń, mają naprawdę sporo orzechów do zgryzienia i rozkmin do, no, rozkminienia. I choć czasem płynące z kart powieści, czy tam ust protagonistów, mądrości, zalatują delikatnie coelhowszczyną, to tragedii nie ma (choć ich częste powtarzanie już delikatnie irytuje). Komuż zatem będziemy towarzyszyć w drodze do uratowania świata, bo że o to w tym wszystkim chodzi, to chyba nikt nie miał złudzeń? Gwoli wyjaśnienia, prezentacji dokonam chaotycznie, a nie według osobistych sympatii.
Logen Dziewięciopalcy, Północny, berserk, który przez cały cykl stara się wymazać swoją krwawą legendę, ale jak wszyscy wiemy zmienić się nie jest łatwo, a i legendy żyją swoim własnym życiem. Bayaz, Pierwszy Wśród Magów, enigmatyczny buc, który traktuje wszystkich jak swoje osobiste pomiotła, ba, bydło nawet. Ferro Maljinn, asasynka z południa, napędzana wyłącznie myślą o zemście na znienawidzonych Gurkhulczykach, którzy podbili jej rodzinną Kantę. Jezal dan Luthar, złote dziecko, rozpuszczony paniczyk, tchórz i egocentryk, czyli idealna osoba do przejścia duchowej przemiany, ale czy aby na pewno? Do tego jeszcze rodzeństwo Westów: Collem, oficer, który ciężką pracą etc., wspiął się z pospólstwa na salony, na których ciągle traktowany jest jak coś brzydkiego co przyczepiło się do buta oraz jego siostra Ardee, która miała być chyba wzorem silnej i niezależnej kobiety, ale moim zdaniem coś autorowi nie pykło. No i ostatni w tym zestawieniu, ale chyba najtrudniejszy do zapomnienia, Sand dan Glokta, inkwizytor, a następnie superior Inkwizycji Jej Królewskiej Mości, chyba najbardziej niejednoznaczna postać we wszystkich częściach. Ponieważ cykl to trzy opasłe tomiska jest, co oczywiste, bohaterów wydarzeń dużo więcej i dodać tylko należy, że choć stoją w drugim rzędzie, czasem błyszczą bardziej niż ci ze świecznika (vide "koledzy" Logena).
Do omówienia została jeszcze akcja, a tej u Abercrombiego naprawdę nie brakuje. Jeśli chodzi o naparzanki, każdy znajdzie coś dla siebie: pojedynki, olbrzymie bitwy, oblężenia, drobne utarczki, bójki, skrytobójstwa i małe, ale niezwykle krwawe starcia (w tym magiczne). Nie brak też intryg, bo wiadomo nie od dziś, że gdzie dwór królewski, a przy nim władza i pieniądze, tam chętnych do kopania dołków więcej niż łopat. Mamy też nieodzowny element większości powieści z gatunku: wyprawę drużyny śmiałków po magiczny artefakt. W skrócie, ciągle (no, prawie), coś się dzieje i trudno czasem się od lektury oderwać, bo ładnie działa zasada "jeszcze jednego rozdziału", żeby zobaczyć jak się sytuacja rozwinie.
Nie jest zatem "Pierwsze Prawo" w mojej ocenie nowatorskie, ale jest napisane sprawnie i dostarcza przeżyć, a przecież chyba o to w fantasy chodzi. Gdzieś tam pod spodem autor tradycyjnie szuka odpowiedzi na pytania, które prędzej czy później nas też dopadają. Co możemy poświęcić i dla kogo / czego? Co możemy w sobie zmienić? Czy jesteśmy dobrymi ludźmi? Skąd przybywamy i dokąd zmierzamy? Jaka jest istota i rola władzy? Po co to wszystko? Takie tam kanoniczne sprawy. I nawet drobne nieścisłości, które zauważyłem (albo tylko wydawało mi się, że zauważyłem), w trakcie lektury, nie są stanie zmienić mojego zdania o cyklu. Dobrze się przy jego lekturze bawiłem.
Na koniec przestrzec wypada, że cykl nie nadaje się dla młodszej młodzieży. Autor operuje może niezbyt bogatym (m. in. burzące mi trochę czytelniczą krew natręctwo, polegające na powtarzaniu całych fraz w opisie postaci, wydarzeń czy w dialogach), ale dość dosadnym językiem. Nie, nie "dość", miejscami "bardzo". To raz. Dwa, że to stosunkowo mroczne i mega krwawe fantasy, w którym dogłębnie poznamy anatomię ludzkiego ciała, a krwią, która przelewa się na jego kartach można by napełnić naprawdę głębokie jezioro. A trzy, są demony i demonologia. Piszę, bo bywa, że komuś przeszkadza.
Znaczy polecasz, ale niekoniecznie? :P
OdpowiedzUsuńCiężko się odnosić do rzeczy czytanych tak dawno, że są już tylko cieniem wspomnienia, ale chyba jednak przytoczonego już Wegnera czy też Lyncha i Hałas czytało mi się o wiele lepiej. Abercrombie jest po prostu niezłym wyborem jeśli akurat potrzebujesz lektury z tej gatunkowej szuflady, a nikt nie jest Ci w stanie niczego polecić. Nie zaboli (choć wady ma) i sprawi trochę uciechy :P
UsuńNo ale trzy tomy? Kto ma czas na takie snuje :)
UsuńCzłowiek, który wraca z pracy padnięty jak stonka po oprysku i nie ma czasu na ambit? A chce poczytać, bo już ma dość Netflixa :P A w takiego snuja wchodzisz jak w ulubione, rozklapane buty. Ludzi znasz, ogarniasz co się dzieje, więc włazisz jak do siebie i snujesz się ze snujem :P
UsuńHmm, no w sumie w takiej sytuacji brzmi idealnie.
UsuńCo nie oznacza, że tu i ówdzie nie można by przyciąć. Wspomniane kalki, których autor z lubością używa po raz enty naprawdę potrafiły zepsuć frajdę czytelniczą. No bo ile razy można czytać np. o przegrywanej za każdym razem walce z bólem toczonej przez jednego z bohaterów. I to opisywanej tak często, że nawet z trzema słownikami synonimów byłoby ciężko coś nowego wykrzesać :P
UsuńU, to faktycznie męczące.
UsuńJak skończę Potockiego, to sobie jeszcze jakąś krótką serię Sandersona dla porównania wciągnę :) No i muszę wrócić do Kociołka Mortki, bo się tomów nakociło, a ja już nic nie pamiętam :P
UsuńPo Potockim to całe to współczesne fantasy miałkim Ci się wyda :)
UsuńNie nastawiam się. Wolę efekt przyjemnego zaskoczenia :)
UsuńJak Ci się wisielce nie spodobają, to ja nie wiem :P
Usuń