sobota, 8 marca 2025

Przedwiośnie - Stefan Żeromski

Jeśli widzieliście kiedyś mema z dorosłym czytającym dziecku książkę i podpisem w rodzaju: "Dziecko bierze przykład z rodzica" czy "Nie trzeba przekonywać, wystarczy pokazać", to śpieszę donieść, że to tak nie działa. Starszy po licealnym okresie buntu i naporu zaczyna powoli taplać się w oceanie literatury, Młodszy słowo pisane ma za nic. A przecież, jak mówią słowa popularnego przeboju, "tak bardzo się starałem", czytałem na głos, podsuwałem wszystkie nowości i ulubione starocie, zachęcałem do komiksów, sam przykład dając czytaniem w przestrzeni wspólnej. Wszystko jak krew w piach. 

Chcąc pokazać Młodszemu (już za rok matura), że lektury nie są tak strasznym diabłem jak to się zwykło malować, chwyciłem za Żeromskiego z postanowieniem przeglądnięcia i przypomnienia sobie losów Cezarego Baryki, ale koniec końców przeczytałem od deski do deski. Miejscami z przyjemnością, miejscami z "wyższością" wynikającą z wieku, z politowaniem kiwając głową, czasem zaś z trudem przebijając się przez niektóre fragmenty.

Zacznę może od tego co mnie w powieści krajana drażniło. Miejsce pierwsze - polityka. Wiem, wiem, mimo, że nie interesuję się polityką, to polityka interesuje się mną, ale czytanie tekstów płomiennych przemówień wygłaszanych na tajnych zebraniach czy długie dyskusje na tematy ideowe, były dla mnie chyba największą bolączką w czasie lektury. Miejsce drugie - bohater. Borze szumiący, ja rozumiem, młodość, a co za tym idzie bunt i napór, ale Czaruś miał taki dryg do bycia dupkiem (i piszę to ja, gość w młodości nie będący aniołkiem), że jak zaczął nim być po wyjeździe ojca na front, tak nie mógł przestać aż prawie do końca powieści. Mówi się o "Przedwiośniu" bildungsroman, ale jak nijak tego dojrzewania dojrzeć nie mogę. Czy to w rewolucyjnym Baku, gdzie wpędza do grobu matkę, czy już po powrocie do Polski, gdzie w zasadzie towarzysko udaje się na front, a następnie, mając głowę nabitą ideami równości i sprawiedliwości społecznej, bez żenady korzysta z uroków życia, które funduje mu kolega, szlachcic, młody Baryka popisuje się niedojrzałością. Nawet do spraw sercowych podchodzi w ten sam sposób, czego następstwem są: śmierć zakochanej w nim dziewczyny, złamane życie zauroczonego nim podlotka, który do tej śmierci doprowadził i obita twarz wdówki, która, mimo stanu narzeczeństwa, nie mogła się oprzeć magnetyzmowi bakijczyka. No dobrze, może są momenty, w których trochę zaczyna przeglądać na oczy, ale zdarza mu się to dość rzadko.

Żeby jednak nie było, że tylko narzekam, są też w tej szkolnej lekturze rzeczy, które mi się podobały. Jedną z nich jest obraz międzywojennej Polski, którą stara się kreślić Żeromski. I, wyjaśniając, to nie sam obraz mi się podoba, tylko to jak przybliżył go czytelnikowi pan Stefan. Opisy szlacheckiego życia, balów, wizyt towarzyskich, uginających się pod jadłem stołów z jednej, a chłopskiej niedoli, biedy, zacofania i głodu na przednówku z drugiej strony, udanie pokazują, że świeżo odziana w szaty niepodległości Ojczyzna nie była krainą miodem i mlekiem płynącą, a może raczej była, ale nie dla wszystkich. Oddając głos autorowi:

"(...) Nakryto stół i piorunem wniesiono koszyki z chlebem żytnim, z bułkami własnego wypieku, z suchymi ciasteczkami i rogalikami. Maciejunio własnoręcznie naznosił słoików z miodem, konfiturami, konserwami, sokami. Tu podstawił „masełko”, tam rogaliki. Pod siwym przystrzyżonym wąsem uśmiechał się spoglądając na pewien słoik, który nieznacznie wskazywał, i coś „ośmielał się” szeptać z cicha na jego wielką, bardzo wielką pochwałę. Cezary przysiągł mu oczyma, iż odwiąże opakowanie słoika i skosztuje, a nawet sięgnie dokumentnie do wnętrza. Od wczorajszych doświadczeń polegał na zdaniu Maciejunia. Wniesiono uroczyście tacę z kamiennymi imbrykami. W jednym była kawa, kawa jednym słowem — nie jakiś sobaczy ersatz niemiecki — „kawusia”, rozlewająca aromat swój na dom cały. W kamiennych także garnuszkach podsuwano porcje śmietanki. Z kożuszkami zagorzałymi od ognia uśmiechały się do gościa te kamienne garnuszki, przypiekane przez ogień zewnętrzny.". 

"(...) Życie komorników było nędzne nad wyraz. (...) Czekali cierpliwie — żyjąc w swych kątach, na cudzym przykominiu, śpiąc na ławkach i po zapieckach, nie mając własnego domu i nie mając nic zgoła, co by swoim nazwać mogli. Był tego po wsiach, wśród posiadaczów i półposiadaczów, tłum, mnogość, powszechność. Słaniali się po drogach jako dziady, tłukli się po dziedzińcach zabudowań, plącząc się i nie wiedząc, o co ręce zaczepić. Jakże straszną była ich zima! Jakże potworne wśród nich grasowały choroby! Jakież katusze znosiły kobiety tego klanu pariasów, gdy w ich potomstwo uderzały krosty albo to straszniejsze, co ściśnie w gardle i zadusi nieletnie dzieciątko, niczym bezlitosna kuna, ćkórz, wytracający całe kurniki ptasich piskląt.
Przez szpary we wrótniach stodółek przypatrywał się starcom i staruchom wywleczonym z ogrzanych chałup przez dzieci i wnuki zdrowe na umarcie w mróz, zawieję, złożonym na snopku kłóci, aby prędzej doszli i nie zadręczali żywych, spracowanych i głodnych, swym kaszlem, charkaniem krwią albo nieskończonymi jękami. Podziwiał tę pierwotną, barbarzyńską bezlitość, która jest nieuniknioną ekonomią życia, życia takiego, jakie jest na wsi.
".

Żeby nie przedłużać, bo wbrew pozorom można o "Przedwiośniu" długo, po części rozumiem przyszłych maturzystów z ich niechęcią do Żeromskiego. O ile bowiem opisy "dokonań" rówieśnika mogą jeszcze jakoś ciekawić, to już kwestie idei, polityki, patriotyzmu będę dla nich hamulcami i być może nie starczy sił na przewrócenie kolejnej karty. No i opisy. Opisy zaczynają się podobać ludziom w pewnym wieku.

14 komentarzy:

  1. Ja się zastanawiałem, że tak sięgnę do zamierzchłych wspomnień, dlaczego to była ukochana lektura PRL-u, skoro obraz rewolucji rosyjskiej jest tam co najmniej mało pochlebny. Ale może chodziło o te malownicze opisy sanacyjnej biedy zestawiane z postępem powojennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plus ksiądz nie wylewający za kołnierz i w pijanym widzie zaplątany w dworskie choinki :P
      Dziwi tym bardziej, że sam Żeromski mówił: "Nikogo nie wzywałem na drogę komunizmu, lecz zapomocą tego utworu literackiego usiłowałem, o ile to jest możliwe, zabiec drogę komunizmowi, ostrzec, przerazić, odstraszyć.", za: https://pl.wikisource.org/wiki/W_odpowiedzi_Arcybaszewowi_i_innym

      Usuń
    2. No właśnie miałem takie wrażenie, że to jednak nie jest komunizujący utwór. Najwyraźniej pijany ksiądz z czworakami przeważył :D

      Usuń
    3. Niezbadane były drogi cenzorskiego myślenia. Czasem coś naprawdę niewinnego było zamachem na ustrój, a czasem grube aluzje przechodziły przez sito. Nawet w komiksach trzeba było uważać, jak wynika z przeczytanych dodatków do Kajka :P

      Usuń
    4. Może uznano, że Żeromski jest z definicji niegroźny :P

      Usuń
  2. Czytałam ją w liceum. Chociaż teraz pamiętam ją jak przez mgłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z lektur szkolnych nie pamiętam praktycznie nic, chyba że akurat po drodze trafiły się jakieś powtórki, a czasem się trafiały :) To pewnie też wynik tego, że ja maturę pisałem hohoho :P

      Usuń
  3. Zacznę od tego, że jestem wielką fanką Żeromskiego. Przemawia do mnie, chętnie i często do niego wracam. "Przedwiośnie" nie jest, ogólnie rzecz biorąc, jego najlepszą powieścią, ale za to druga część książki, "Nawłoć", to moim zdaniem majstersztyk. Cudowne obrazy, wspaniały język.

    Piszesz, że "z trudem przebijałeś się przez niektóre fragmenty". Skoro tak było z "Przedwiośniem", aż boję się myśleć, jak odebrałbyś (odbierasz) "Popioły". ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeromskiego to w mej pamięci wiszący na szkolnym korytarzu portret, ten taki na którym jest straszny, z wysokim czołem i groźną miną :) Poza tym kilkakroć kręciłem się pieszo i rowerowo w okolicach Ciekot. No i regularnie odwiedzam Puszczę Jodłową (W uszach moich trwa szum twój, lesie dzieciństwa i młodości - choć tyle już lat nie dano mi go słyszeć na jawie! Przebiegam w marzeniu wyniosłe góry - Łysicę, Łysiec, Strawczaną, Bukową, Klonową, Stróżnę - góry moje domowe - Radostową i Kamień - oraz wszystkie dalekie siostrzyce.), choć ja akurat jak raz spod tych dalekich siostrzyc :D
      Z twórczością gorzej, ale skoro powoli zbiera się tu grupa zainteresowanych, to nie wykluczam dalszej eksploracji.
      PS. Przykład nic nie dał :(

      Usuń
    2. O, "Popioły" warto przeczytać. Też jestem ciekawa, jak je odbierzesz.

      Usuń
    3. Nienienie, jeśli w najbliższym czasie zdarzy mi się "potknąć" o Żeromskiego, to raczej o "Dzienniki":)

      Usuń
  4. Fragment o komornikach wspaniały.
    Nie zapomnę bodaj najkrótszej recenzji filmowego Przedwiośnia, autorstwa wiekowego prawnika: gupi ten Baryka, poszedł na barykady dać się zabić.
    Ciągnie mnie do przypomnienia sobie tej lektury, bo w czasach szkolnych podobała mi się nawet. Natomiast po obejrzeniu wielce oryginalnej adaptacji w stołecznym T. Powszechnym dam sobie jeszcze na wstrzymanie.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka nasza wersja spartańskiego urwiska :P
      Kto nas za młodego gupi nie był, niech pierwszy rzuci ... Z tym, że Baryka chłystkiem będąc robił rzeczy, których nawet będąc w jego wieku bym nie robił, ot, choćby chodzenie i oglądanie kaźni wrogów rewolucji. I choć ze wstydem przyznać muszę, że kilka przedwcześnie siwych włosów Mamy było moją zasługą, to jednak za postępowanie wobec swojej rodzicielki wybrałby Czaruś tęgiego kopa w ... I to zarówno od obecnego jak i nastoletniego mnie.
      Jakoś chyba ominęły mnie chyba zarówno filmowe jaki teatralne adaptacje. Choć może tego Bajona widziałem, nic jednak nie pamiętam. Warto?

      Usuń
    2. Cóż, młodzi często są idealistami, a przy tym egoistami. Moja koleżanka po spektaklu stwierdziła, że może Baryka cierpiał na PTSD, stąd różne jego zachowania.
      Film Bajona widziałam, ot, coś dla uczniów. A w teatrze - esencja esencji, uczniowie nie skorzystają tu za bardzo.

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."