Kiedy
skończyliśmy wraz z Bartkiem “Afrykę Kazika”, książkę, która jest
uproszczoną, dostosowaną do dziecięcego czytelnika, wersją historii
pewnego przedwojennego globtrotera, wiedziałem że muszę kiedyś
przeczytać wersję adult. Bo choć nie jestem rowerzystą absolutnym, to
znaczy takim, który podporządkowuje swe życie bezustannemu kręceniu
korbą, to jednak jazda rowerem sprawia mi wiele frajdy i lubię czytać o
rowerowych wyczynach. A takim było niewątpliwie eksplorowanie Czarnego
Lądu, przy pomocy dwóch kółek (choć nie tylko), w czasach, kiedy o GPS
nie ćwierkały jeszcze ptaszki, napoje izotoniczne zastępowała skisła
woda ze skórzanego bukłaka, a spotkanie z lwem nie oznaczało,
bynajmniej, przejażdżki opancerzonym dżipem z eskortą po terenie parku
safari. Nie dziwi zatem fakt, że kiedy tylko nadarzyła się okazja zakupu
książki, ba, opatrzonej dodatkowo autografem jej redakcyjnego ojca,
Łukasza Wierzbickiego, śmiało pogoniłem węża z kieszeni.
I
tak oto, pewnego czerwcowego dnia, razem z Kazimierzem Nowakiem, a
właściwie dzięki jego relacjom, udałem się prosto z poznańskiego dworca na
podbój Afryki. To stamtąd właśnie, opuszczając żonę i dwójkę dzieci,
wyruszył on bowiem w podróż swojego życia, która miała być zarówno
spełnieniem dziecięcych marzeń, jak i, nie oszukujmy się, remedium (pieniądze
za relacje i zdjęcia z podróży) na szalejący kryzys i kłopoty finansowe
rodziny. W ciągu długich pięciu lat pokonał ok. 40 tys. kilometrów
zmagając się z własnymi słabościami (malaria), z kłodami rzucanymi mu
pod nogi przez kolonialnych urzędników (cła, opłaty), z
niebezpieczeństwami dzikiej przyrody (nie tylko drapieżniki, ale i
insekty) i tysiącem innych problemów. Dość wymienić brak wody, jedzenia,
pieniędzy, a co za tym idzie, możliwości znanego już w tamtych czasach
wygodnego podróżowania. O dziwo, pan Kazimierz chwali sobie taki sposób
wojażowania i nie zważając na pustki w kieszeni czy, momentami,
czterdziestostopniową gorączkę, prze uparcie, najpierw z północy na
południe Afryki, a następnie z powrotem ku Morzu Śródziemnemu.
Z
zebranych w książce relacji wyłania się obraz człowieka organicznie
wręcz ciekawego otaczającego go świata. W pamięć zapadło mi jedno ze
zdjęć podróżnika, na którym w ogorzałej i otoczonej krzaczastą brodą
twarzy, błyszczą oczy pięcioletniego szkraba, iskrzące się zachwytem nad
tym co widzą. Raduje go bliska styczność z przyrodą, uwielbia samotność
pustyni, obcowanie z którą jest dla niego odpoczynkiem od zgniłej
cywilizacji. Z zapałem piętnuje politykę kolonialną państw europejskich i
zachowanie białego człowieka w stosunku do tubylców, którym zresztą też
się zdrowo (choćby za lenistwo) od wędrowca dostaje.
Podoba
mi się postać pana Nowaka i determinacja z jaką realizuje swój plan. I
nie przeszkadza mi w tym nawet odrobina egocentryzmu, jaki rodak -
obieżyświat prezentuje czasem w swoich opisach, bo jego dokonania jak
najbardziej go do niego uprawniają. Relację z jego szalonej podróży
czytałem w okresie wielkich upałów, co pozwoliło wczuć się w klimat
snutej opowieści, a dodatkowa wycieczka rowerowa w tym okresie, stała
się lichutką namiastką tego, czego doświadczył ten dzielny człowiek.
To jest właśnie ta książka, o której znajomi mówią od paru lat "przeczytaj, no przeczytaj ją w końcu!". Teraz jeszcze Ty, Bazyl.... Dobra, przeczytam, nie mówię nie, tylko ten czas i to odkładanie dobrych książek na później, na deser...
OdpowiedzUsuńJa, w związku z tym, że coraz częściej z mojej półki biorą do aniołków/diabełków*, zaprzestałem odkładania książek na deser. W ogóle zaprzestałem odkładania :D A książkę polecam. Trochę staroświecka w stylu, ale jak napisała niżej Kaye, bardzo aktualna w obserwacjach. Może się wydawać troszkę egzaltowana w zachwytach, ale ja wierzę, że są one naturalne.
Usuń*niepotrzebne skreślić
Haha...to jest książka, którą miałam w reku w bibliotece już kilka razy i jakoś nie mogłam się zdecydować.Lubię skromnych facetów z ciekawym życiorysem, a więc zapisuję w notesie. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńJak każdy człowiek lubił się czasem Nowak (przynajmniej w relacji) napuszyć i pochwalić, ale ogólnie, jak na faceta który dokonał Takiego Wyczynu, to jednak określiłbym go skromnym.
Usuńmogę to potwierdzić, bo pierwszy raz słyszę o tym człowieku
UsuńCzytałam ją z wypiekami na twarzy i polecam każdemu, kto kocha przygodę. Warto ją przeczytać, gdyż mimo upływu lat, opinie naszego podróżnika o Afryce są nadal aktualne.
OdpowiedzUsuńOtóż to właśnie. Polityka świata wobec Afryki, mimo upływu ponad półwiecza, nie zmieniła się w sposób znaczący. To co punktował w latach 30tych Nowak, obserwują również współcześni podróżnicy :(
UsuńMam w polecankach różnych portali książkowych, na wakacje wydaje mi się to dobrą lekturą, tylko gdzie ja to dorwę? Bo po ostatnich ekscesach księgarnianych mam bana na kupowanie czegokolwiek...
OdpowiedzUsuńA co do czytania w odpowiednim otoczeniu, to ja podobnie kilka dni temu czytałam "Opowieść rozbitka" w rozgrzanym tramwaju, bez wody i głodna - zupełnie jak ten rozbitek. Ma się namiastkę wakacji w miejskiej dżungli. :D
No właśnie - namiastkę. Nasza rowerowa eskapada, nawet przy 35C w cieniu, to jednak nie to samo, co, choćby, samotna podróż przez Saharę. Sklep co parę kilometrów, krem z filtrem 35, 6 litrów wody w sakwach i asfalt pod kołami, robią zasadniczą różnicę. Jeśli wyobrażę sobie warunki w jakich podróżował Nowak, to jedyne co mi przychodzi do głowy, to młodzieżowe: rispekt i szacun :)
UsuńWarto, warto, u mnie na półce zajmuje zaszczytne miejsce po przeczytaniu:)wracam do niej teraz migawkami:)
OdpowiedzUsuń"Afrykę Kazika" dla młodszych jeszcze nie czytałam.
Jakiś rok bodajże temu grupa zapaleńców wyprawiła się tym samym szlakiem rowerami co p. Kazimierz:)
Pozdrawiam
Zgadza się. Szczegóły tu - http://www.kazimierznowak.pl/
UsuńNie tam, tylko tu - http://afrykanowaka.pl/ :)
UsuńNo, teraz to już na pewno przeczytam.;) Zdjęcie na okładce jest fantastyczne.
OdpowiedzUsuńZ saharyjskich, TO podoba mi się bardziej :)
UsuńTeż świetne. Widzę, że książka ma ok. 400 stron - szybko się ją czyta?
UsuńNie będę miarodajny, bom czytał w osłabiające intelekt upały i było to tempo ślimacze. Ogólnie odnoszę jednak wrażenie, że to pozycja raczej do podczytywania, niż do jazdy od deski do deski :) Przynajmniej ja tak miałem i sobie dawkowałem :P
UsuńAaa, i fotografii jest na tych 400 stronach sporo :)
UsuńNa fotografie b. liczyłam.;)
UsuńNiedawno o tej książce ktoś mi opowiadał. widać czas, by ją przeczytać. Afrykę lubię, eskapady rowerowe też, więc chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńTo świetna okazja, żeby porównać sobie choćby wyposażenie cyklistów z wczoraj i dziś, i zobaczyć jak niewiele w zasadzie zmieniła się przez te lata sama Afryka.
UsuńPodróż i heroizm tak.. warto poznać losy Kazika. Ale sama książka jakoś mnie nie porwała... raczej się męczyłem czytając, choć niezwykle ciekawa historia to jednak pisana jakoś tak bez polotu i raczej przeczytałem ją "dla zasady i zaliczenia", bez jakieś ogromnej frajdy z lektury.
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem. Mnie podobała się taka prostota przekazu i zupełnie nie brakowało mi wiców a la WC (bo, mam wrażenie, do takiego stylu podróżniczego opisu jesteśmy ostatnio przyzwyczajeni).
UsuńDużo dobrego słyszałam o tej książce i kiedy w księgarni lub bibliotece "najdzie mi na oczy", to wezmę.
OdpowiedzUsuńTylko pamiętaj, żeby zapłacić, bo mogą być problemy :P
UsuńŚwietnie napisałeś o tej książce! Nic dodać, nic ująć!
OdpowiedzUsuńDziękować :) Pewnie możnaby i dodać i ująć, ale po przeczytaniu stwierdzam, że udał mi się ten tekst :P
Usuń