Paweł Beręsewicz, to wariat. No bo kto normalny, z nieznajomym, dwumetrowym dryblasem, do lasu ... Ale to może po kolei.
W środę, 23 kwietnia, do zgromadzonych w lokalnej świetlicy uczniów klas II i III miejscowej szkoły podstawowej, zawitał autor serii o Ciumkach, tłumacz, leksykograf, miłośnik dwóch kółek oraz ex nauczyciel języka angielskiego, słowem, Paweł Beręsewicz właśnie. Zawitał i powiedziawszy kilka słów o swojej osobie, zaproponował rozmowę o książkach. Z prawdziwie przedwojenną kindersztubą, podejmował ochotników, którzy chcieli na temat jego powieści porozmawiać, herbatą lub kawą, serwując je w, wydobytych ze swojej, przyznajmy szczerze, urzędniczej z wyglądu aktówki, filiżaneczkach. Rozmowa dotyczyła zarówno romansów jak i kryminałów, ba, gdyby ktoś chciał porozmawiać o książkach wojennych też byłaby ku temu okazja, bo autor jest twórcą nie dość, że płodnym, to i tematycznie wielce różnorodnym. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się wykład o noskawerach, o których zaciekawieni dość egzotyczną nazwą mogą poczytać w książce o równie enigmatycznym tytule - "Noskawery".
Przyznać należy, że cierpliwość pan Paweł ma iście anielską. Nie dał się dużej i, bądźmy szczerzy, w sporej części, niezbyt subordynowanej grupie małoletnich słuchaczy. Z uśmiechem zniósł grad pytań i bez chwili odpoczynku zasiadł za stołem by podpisywać nabyte na kiermaszu i przyniesione z domów (tak, tak!) książki. Słowem - stoik.
Przyznam szczerze, że najbardziej lubię w organizowanych w ramach DKK spotkaniach chwile, które następują po ich właściwej części. Mam wtedy autora (co prawda zazwyczaj niezbyt długo), wyłącznie dla siebie. Można porozmawiać, dopytać. Tym razem okazało się, że spotkanie przedłuży się w zupełnie zaskakujący mnie sposób. Jak bowiem przystało na człowieka, który opisuje rowerowe eskapady swej rodziny (tak, tak, ja wiem, że Ciumkowie ...), pisarz był zaopatrzony w ukryty we wnętrzu auta rower i poinformowawszy nas o swych planach zwiedzania z siodełka okolicy... no właśnie, przyjął moją ofertę przewodnika amatora i tym sposobem trafił, z praktycznie nieznajomym, dwumetrowym dryblasem, do lasu ...
Przejechaliśmy wspólnie tylko kilkanaście kilometrów, nie dając się dopaść burzy, ale korzystając z błotnych kąpieli dzięki kałużom przez nią pozostawionym. Potem autor ruszył zdobywać Święty Krzyż, a ja do domu, załatwiać swoje sprawy. Dodam tylko, że kiedy ok. 21 wciąż nie było widać pana Pawła na horyzoncie, zacząłem się niepokoić, czy nie porwały Go czarownice. Dojechał, a ja zawstydziłem się, że zwątpiłem w człowieka, który ponownie przełożył "Anię z Zielonego Wzgórza" stawiając czoła tysiącom psychofanek przyzwyczajonych do kanonicznego przekładu. Żałuję też, że mnie samemu nie starczyło odwagi by zaproponować zmęczonemu cykliście wypadu na pizzę i przejście na "ty". Ale pozostaję w nadziei, że jeszcze będzie okazja.
Rozpisałem się ponad miarę, a przecież i tak najwięcej powiedzą zdjęcia. Voilà!
Musowo plakacik :). |
Początek, w pełnym skupieniu :) |
Wersal w pełnej krasie. |
Ta jest ponoć niezła. |
Nie ziewają, czyli jest ok. |
You talkin' to me? |
Nadeszła era noskawera! |
I ukazał im się las. Las rąk. |
Co jest z tym zaplataniem rąk? |
Były akcje. Jak i interakcje. |
A czytelnicy zróżnicowani wiekowo ... |
... i rozmiarowo. |
Chleb powszedni autora podczas spotkań. |
A czemu to musieliśmy tyle czekać, hę? Jako psychofan Ani z ZZ, który ma zresztą kiepską opinię o przekładzie kanonicznym, poczytałbym przekład pana Pawła, ale odrzucają mnie obrazki, niestety.
OdpowiedzUsuńPerturbacyjne różnorakie spowodowały, żem zamilkł, ale jak widać nie na wieki :) A co do czekania, to jak mądrość ludowa mówi, i słusznie, co się odwlecze ... Zaś co do Ani, to czy Ty chłopczyku nie za duży jesteś na obrazki, hę? :P
UsuńJestem za duży, toteż gdyby Ania była bezobrazkowa, miałaby wielkie szanse:))
UsuńPo prostu przymknij jedno oko i skup się na przekładzie :)
UsuńMusiałbym oba oka zamknąć, bo rysunki wielkoformatowe i rozkładówkowe na dodatek.
UsuńAleś się czepił. Przekład miałeś badać, a nie ilustracje. Te po prostu zalicz do niepodobamisiów i puść mimo :D
UsuńKiedy nie mogę, mam holistyczne podejście do książek :P Wystarczy, że okładka mnie odrzuca i już po herbacie.
UsuńHolistyczne? Aaa, wiem, patrzysz na tę rzeczoną okładkę i mruczysz pod nosem "holi szit!"?? A jeśli o herbatę chodzi, to polecam pana Pawła. Jak widać na zdjęciach, zawsze przygotowany. Tylko że nie wiem jak Ty, ale ja bym wolał solidny kubek niż takie maleńkie cacuszko :D
UsuńWłaśnie tak, holiszit ciśnie mi się na usta nader często. Zboczenie zawodowe :) A kubeczek też bym wolał większy, chociaż nie z takich filiżaneczek już mi córki herbatki podawały :P
UsuńOkładkę Ani można w szary papier potraktować, wewnątrz nie zauważyłam obrazków, aczkolwiek tylko przekartkowałam. Inne wydanie posiadam?? Kolejny egzemplarz Ani pojawił się u nas w domu własnie ze względu na tłumaczenie pana Pawła (choć pani Małgorzata to nijak nie pani Rachel, Rachel to z Przyjaciół i tak już w mojej łepetynie zostanie na wieki wieków ;).
UsuńSkoro autor zwizytował pn-zach Polski rok temu (mamarta;), teraz świętokrzyskie, to może za rok czas na podkarpacie? :)
Obrazki niestety są i niestety ich autorka nie ograniczyła się do kwiatuszków: http://4.bp.blogspot.com/-U_OWekveSFE/UUqi5jYw1CI/AAAAAAAAKDg/sOhEBGQ4ESo/s1600/11.jpg :(
UsuńO matko...
UsuńJa mam wydanie mniej ekskluzywne, w miękkiej okładce. I Ania z okładki z literkami we włosach jest w porządku, ale takie ilustracje wewnątrz też przytłoczyłyby mi treść....
Jesteś pewna, że masz tłumaczenie Beręsewicza? Bo wydanie w miękkiej okładce jest, zdaje się, takie samo w układzie.
Usuńtak, tłumaczył Paweł Beręsewicz. Skrzat 2013
UsuńOo, to by było jakieś rozwiązanie. Być może mają błąd na stronie, bo przy miękkiej oprawie nie ma ilustratorki, ale liczba stron się zgadza.
Usuńhttp://www.skrzat.com.pl/index.php?p1=pozycja&id=1374&tytul=Ania-z-Zielonego-Wzg%C3%B3rza-(oprawa-mi%C4%99kka)
UsuńZauważ, że nie ma ani słowa o ilustracjach, w przeciwieństwie to twardej oprawy (cena też istotnie inna)
http://www.skrzat.com.pl/index.php?p1=pozycja&id=1264&tytul=Ania-z-Zielonego-Wzg%C3%B3rza
Synchronizacja :)
UsuńNo właśnie, ale jak napisałem wyżej - liczba stron ta sama, a przy braku takich dużych obrazków raczej powinna być inna
UsuńPewnie literki większe...
UsuńPewnie tak:) Bo format ten sam? W każdym razie znalazłem za 11 zł, to zaryzykuję przy najbliższej okazji :)
UsuńI zagadka rozwiązana - format bez ilustracji 138x195 mm, a w twardej oprawie z obrazkami: 165x240 mm.
UsuńO proszę. To dzięki za info o miękkiej oprawie, tym bardziej kupię.
UsuńNie ma za co :)
Usuń@Aine Jak widać autora nosi po kraju, więc Twoja nadzieja nie musi pozostać płonną :)
UsuńŁadna tu dyskusyjka Wam wyszła. Aż się wystraszyłem, że spamboty obeszły zabezpieczenia :P. No i czekam na efekty badania pracy translatorskiej pana Pawła :)
Straszenie szanownego gospodarza nie było w planie :) ;)
UsuńSzkoda, że nie miałem czkawki, byłoby jak znalazł :P
UsuńZazdroszczę spotkania, bo pan Paweł to mój (i dzieci moich) ulubieniec...znaczy jego twórczość:)
OdpowiedzUsuńJa z utęsknieniem czekam na nowych Ciumków. Znaczy - my. My czekamy :P
UsuńMy również:) A pan Paweł zdradził, że będą?
UsuńI tu widzisz, ze wstydem przyznaję, dałem ciała i nie zapytałem :(
UsuńWidzę, że mimo upływu roku od czasu naszego spotkania z autorem, jego program pozostał mniej więcej taki sam:) Może poza "Noskawerami", które wtedy były jeszcze w fazie przedwydawniczej (albo właśnie wydawniczej, nie pamiętam). Z tego, co wiem, u nas autor też eksplorował okolicę, aczkolwiek w bardziej cywilizowany sposób:P
OdpowiedzUsuńGrunt, że wreszcie i u Was był, i że był to pobyt udany!
Swoją drogą, wybrałabym się znów na jakieś równie sympatyczne spotkanie autorskie...
Widocznie najlepsze są rzeczy już sprawdzone :P W jaki? I cóż jest niecywilizowanego w jeździe na rowerze, ja się pytam? A na spotkanie autorskie, najlepiej jakieś kameralne, też bym poszedł :)
UsuńJazda na rowerze bywa cywilizowana, owszem. O ile kierujący jednośladami omijają kałuże. U nas rok temu było sucho (chyba, o ile mię pamięć nie myli) - tylko tyle miałam na myśli:)
UsuńJa tam właśnie lubię po kałużach! Ale jak rozumiem piszesz jako osoba stojąca z boku kałuży, w warunkach, że tak rzecz ujmę, miejskich :P
UsuńGdzieś Ty bywał czarny Bazylu?
OdpowiedzUsuńW czarnej d...ziurze :P
UsuńBazyl, jesteś dwumetrowym dryblasem? No jesteś, skoro wyznajesz. To jeszcze fajniej. Bo ta rozpiętość wzrostowa między panami wariatami a drobinkami, pijącymi z mikro filiżaneczek pewnie jakąś zbożówkę lub rumianek, to jest udany kontrast.
OdpowiedzUsuńSakwa przyzwoicie ubłocona. To rozumiem. :)
Pozdrawiam.
Ano, jakoś tak mi się wyrosło. Niestety sprawdziło się w moim przypadku słynne równanie o brzozie i kozie :P Sakwa to pikuś, plecki, ba, nawet daszek kasku miałem ubłocony szlamem zarzucanym przez tylne koło. I TO rozumiem :D
UsuńFiliżanka powala na kolana. Spotkania zazdroszczę, ale nie aż tak mocno, ponieważ (aaaa, panika w oczach, panika), sama podjęłam się organizacji podobnego w przedszkolu synka. Już niedługo.
OdpowiedzUsuń(panika)
Ale ćwiczyłaś coś na rowerze? Bo ja, choć mam jakieś przygody z dwoma kółkami, to jednak za autorem ledwo mogłem nastarczyć :P
UsuńWybrałam innego autora :D
UsuńAle mam nadzieję, że to nie przez zdjęcie mojej sakwy? :P A któż będzie gościem, jeśli nie tajemnica? :D
UsuńWaldemar Cichoń, ten od Cukierka.
OdpowiedzUsuń