wtorek, 2 września 2008

"Humor w genach" Hanna Zborowska


Ech, te marketingowe czasy... Sięgając po książkę pani Hanny Kobuszewskiej primo voto Zborowskiej, musiałem prosto z okładkowego "blurba" zostać zaatakowany Nazwiskami. Brata Jana i syna Wiktora. I, o ile ten pierwszy jakąś tam rolę w książce odgrywa (czasem istotną), o tyle przywoływanie drugiego, to już wyłącznie "chłyt marketingowy". A po co to, pytam, skoro pozycja broni się sama i "podpieranie" koligacjami jest jej zupełnie niepotrzebne.
Ale do
rzeczy... "Humor w genach" pokutował najpierw jako rodzinna księga wspomnień, ponieważ jednak kilka wyjątków, które ukazało się w prasie, spodobało się czytelnikom, wydano całość. I dobrze się stało, bo to dobra książka. Autoironia autorki, duża doza humoru na poziomie, trzeźwe spojrzenie na międzywojenną i wojenną obyczajowość i brak popadania w górnolotność, powodują, że "Humor ..." się po prostu czyta. Miło jest zobaczyć, że ta stateczna kobieta, która patrzy na nas z okładki, ma diabła za skórą, w tym konkretnym przypadku - Anielę, alter ego, od szczenięcych lat podszeptujące najgorsze możliwe wybryki. Miło jest poczytać, jak ciepło autorka pisze o tych, którzy są jej bliscy i o tych, którzy, tak jak matematyk, zatruwali jej młode życie.
Miło jest poczytać... Po prostu miło :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."