wtorek, 30 września 2008

"Obsługiwałem angielskiego króla" Bohumil Hrabal


Przygodę z wychwalanym, również i na pl.rec.ksiazki, Bohumilem Hrabalem, rozpocząłem (a właściwie nie) od jakiegoś zbioru opowiadań, przez który po prostu przebrnąć mi się nie udało. Później były "Pociągi..." i choć lepsze, również nie porwały. Całe szczęście, nie zniechęciłem się i zacząłem czytać "Obsługiwałem angielskiego króla".
Rzadko zdarza mi się trafić na książkę, którą czyta się jednym tchem. Która porywa tak, że nie można o niej przestać myśleć i tylko jedno wypełnia głowę: "co dalej?". A jednak. Historia kelnera, który zaczyna swą karierę w małomiasteczkowym lokalu gastronomicznym, i którego jedynym marzeniem jest być kiedyś właścicielem renomowanego praskiego hotelu, jest opowiedziana z takim talentem gawędziarskim, że nie sposób jej przerwać. Powiem tak. Gdybym miał spędzić kilka godzin przy ognisku i słuchać nieznajomego, chciałbym żeby opowiadał w taki sposób, w jaki opowiada hrabalowski narrator.
A opowiada rzeczy niezwykłe. Praska wizyta Hajle Sellasje, któremu usługuje (dlaczego książka nie nosi tytułu "Obsługiwałem abisyńskiego cesarza" ?), czy niestworzone pomysły na przepuszczenie kasy, które wcielał w życie jego kolega z pracy - Zdeniek, to tylko dwa skromne przykłady snutej bajędy.
Przez karty powieści w ogóle przesuwa się korowód barwnych i ciekawych postaci oraz jeszcze ciekawszych, związanych z nimi, wydarzeń.
Oprócz tego, jakby mimochodem pojawia się w książce historia i wplata w losy głównego bohatera, stawiając go przed koniecznością wyborów. Większość podjętych przez bohatera decyzji okazuje się błędna i zmusza go do
zrewidowania swego systemu wartości. To co było ważne - mieć - staje się nieistotne i przegrywa z być. Wiele książek podejmuje ten temat, jednak Hrabal podał go w sposób doskonały. Można by rzec, że na kelnerskiej tacy ;)
Polecam, bo śledzenie duchowej drogi, jaką przebył "opowiadacz" przypomina jazdę kolejką górską. Niby się boisz wsiąść, ale jak się już zdecydujesz ...

2 komentarze:

  1. Piszsz, że nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby usiąść i wysłuchać gawędy. Ja miałam okazję, słuchając książki, czytanej przez Kazimierza Kaczora. To jest właśnie to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale wrażenie połowiczne :) Do gawędy, o której pisałem potrzeba ogniska/kominka, knedliczków i czeskiego piwa. Może być sprzedawane na pinty :D

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."