Skończyłem i od razu pognałem do biblioteki, żeby zobaczyć czy jest "Zaułek łgarza". Wtedy nie było, ale wczoraj wrócił, więc zapożyczyłem i teraz wieńczy stosik książek do przeczytania. Piszę to wszystko po to, żeby od początku było wiadomo, że "Ulica ..." podobała mi się nadzwyczajnie.
Wilson napisał wspaniałą książkę o zwykłych mieszkańcach niezwykłego miasta. Belfast wstrząsany walkami między republikanami, a unionistami jest tłem powieści, a głównymi jej bohaterami kilku 30-letnich Irlandczyków tworzących zgraną paczkę. To oni są tytułowymi marzycielami, którym śni się normalność w nienormalnym świecie. Jackowi - wielka miłość, Miśkowi - wielki biznes. I o dziwo marzenia te się spełniają.
Nie jest to jednak proza sielankowa. Autor w równym stopniu dawkuje humor (dość często czarny i ironiczny), tragizm, nostalgię. Miesza przyjaźń z polityką (a właściwie niechęcią do niej, którą manifestuje), picie piwa z wybuchami bomb, to wszystko zaś z kilkoma innymi ingrediencjami, i uzyskuje doskonały koktajl, który wypija się duszkiem.
Jeśli chcecie poznać historię grubego protestanta, który w niezwykły sposób zdobywa olbrzymie pieniądze i wymarzoną kobietę, który przyjaźni się z katolikami i jest posiadaczem niezwykłego zdjęcia, na którym pije "łyskacza" z papieżem, powinniście przeczytać "Ulicę ...". To samo powinniście zrobić jeśli chcecie dowiedzieć się jak Jack - apolityczny katolik, zakochał się w Aoirghe - niezłomnej działaczce Sinn Fein. Czekają Was wybuchy śmiechu, "pocenie" oczu oraz chwila zastanowienia, a przede wszystkim dobra lektura. Przynajmniej mam nadzieję, że za taką ją uznacie, bo gwarancji nie udzielam.
Polecam.
Wilson napisał wspaniałą książkę o zwykłych mieszkańcach niezwykłego miasta. Belfast wstrząsany walkami między republikanami, a unionistami jest tłem powieści, a głównymi jej bohaterami kilku 30-letnich Irlandczyków tworzących zgraną paczkę. To oni są tytułowymi marzycielami, którym śni się normalność w nienormalnym świecie. Jackowi - wielka miłość, Miśkowi - wielki biznes. I o dziwo marzenia te się spełniają.
Nie jest to jednak proza sielankowa. Autor w równym stopniu dawkuje humor (dość często czarny i ironiczny), tragizm, nostalgię. Miesza przyjaźń z polityką (a właściwie niechęcią do niej, którą manifestuje), picie piwa z wybuchami bomb, to wszystko zaś z kilkoma innymi ingrediencjami, i uzyskuje doskonały koktajl, który wypija się duszkiem.
Jeśli chcecie poznać historię grubego protestanta, który w niezwykły sposób zdobywa olbrzymie pieniądze i wymarzoną kobietę, który przyjaźni się z katolikami i jest posiadaczem niezwykłego zdjęcia, na którym pije "łyskacza" z papieżem, powinniście przeczytać "Ulicę ...". To samo powinniście zrobić jeśli chcecie dowiedzieć się jak Jack - apolityczny katolik, zakochał się w Aoirghe - niezłomnej działaczce Sinn Fein. Czekają Was wybuchy śmiechu, "pocenie" oczu oraz chwila zastanowienia, a przede wszystkim dobra lektura. Przynajmniej mam nadzieję, że za taką ją uznacie, bo gwarancji nie udzielam.
Polecam.
Cudo książka, cudo! Burzyn mi ją kiedyś polecił (chyba on), a może nie? Już nie pamiętam...
OdpowiedzUsuńAle to nieważne.
Cudo, powtarzam. A zwrot "sięgasz pałą do zadka" wbił mi się w pamięć" :)
Zaułek mnie sponiewierał, ale to pisałam na labie, o ile dobrze pamiętam.
I chciałam zapytać, czy przeczytałeś "Zaułek", czy też nie.
OdpowiedzUsuńPytanie jest z gatunku naprowadzających ...