Od razu na początku zastrzegam sobie, że "Kłamstwo ..." jest moją pierwszą książką Doncowej (i chyba niestety ostatnią), więc mogłem trafić na jej najgorszą pozycję. Bo jest to książka po prostu zła. I jako kryminał, i jako powieść sama w sobie.
Nie wiem kto nazwał Doncową rosyjską Chmielewską, ale zrobił tym porównaniem krzywdę tej ostatniej. "Mistrzyni zabawnych nieporozumień" nie potrafi sklecić bowiem sceny, która wywołałaby choć cień uśmiechu na mej twarzy, a sposób komponowania wątku sensacyjnego przypomina stare gry przygodowe, w których wybierało się drogę: "w prawo" albo "w lewo", przy czym główna bohaterka "Kłamstwa ..." Daria Wasiljewa zawsze wybiera tę właściwą.
No właśnie, główna bohaterka ... Kobieta po przejściach, której los zsyła bajeczną fortunę, z nudów od czasu do czasu zabawiająca się w prywatnego detektywa. Jej metoda na sukces jest prosta. Wsiada w samochód i jeździ od osoby do osoby, a te, bez żadnych w zasadzie oporów, opowiadają jej dalszy ciąg historii. Żałosne to i o tyle żenujące, że uzupełnione komentarzami "światowej" osoby. Komentarzami w stylu: "krabów nie jada się w marcu", "nie tak się robi expresso", "a w Paryżu...", "służba ...", co w mniemaniu Darii ma chyba udowodnić, że mimo tej obrzydliwie wielkiej kasy nie jest tzw. nową Ruską i na życiu na poziomie się po prostu zna.
Szyta grubymi nićmi intryga (wątku fabularnego nie opisuję, bo nie warto), jest do tego stopnia przewidywalna, że efektu finalnego domyśliłem się na ok. 50 stronie (książka ma ich 300), a samą powieść dokończyłem tylko dlatego, że wziąłem ją na wyjazd w góry i nic innego pod ręką nie było.
Lepiej jednak chyba było, w tym kibelku, czytać napisy na proszku do prania ;)
Nie wiem kto nazwał Doncową rosyjską Chmielewską, ale zrobił tym porównaniem krzywdę tej ostatniej. "Mistrzyni zabawnych nieporozumień" nie potrafi sklecić bowiem sceny, która wywołałaby choć cień uśmiechu na mej twarzy, a sposób komponowania wątku sensacyjnego przypomina stare gry przygodowe, w których wybierało się drogę: "w prawo" albo "w lewo", przy czym główna bohaterka "Kłamstwa ..." Daria Wasiljewa zawsze wybiera tę właściwą.
No właśnie, główna bohaterka ... Kobieta po przejściach, której los zsyła bajeczną fortunę, z nudów od czasu do czasu zabawiająca się w prywatnego detektywa. Jej metoda na sukces jest prosta. Wsiada w samochód i jeździ od osoby do osoby, a te, bez żadnych w zasadzie oporów, opowiadają jej dalszy ciąg historii. Żałosne to i o tyle żenujące, że uzupełnione komentarzami "światowej" osoby. Komentarzami w stylu: "krabów nie jada się w marcu", "nie tak się robi expresso", "a w Paryżu...", "służba ...", co w mniemaniu Darii ma chyba udowodnić, że mimo tej obrzydliwie wielkiej kasy nie jest tzw. nową Ruską i na życiu na poziomie się po prostu zna.
Szyta grubymi nićmi intryga (wątku fabularnego nie opisuję, bo nie warto), jest do tego stopnia przewidywalna, że efektu finalnego domyśliłem się na ok. 50 stronie (książka ma ich 300), a samą powieść dokończyłem tylko dlatego, że wziąłem ją na wyjazd w góry i nic innego pod ręką nie było.
Lepiej jednak chyba było, w tym kibelku, czytać napisy na proszku do prania ;)
Właśnie dojechałam do tego tomu i wyznam Ci, że jakkolwiek jest to książka potwornie zła, jak wszystkie Doncowe, to jednak zaczęłam odkrywać w niej pokłady humoru, zwłaszcza w kwestii obyczajowej oraz familijnej. Trochę pomaga znajomość poprzednich tomów, acz owszem - jest tyle dobrych książek na świecie, że trochę szkoda czasu. Ja swój marnuję z premedytacją, notka niebawem.
OdpowiedzUsuńJa też z premedytacją czytam rzeczy złe, ale to musiał być zonk straszliwy skoro się aż tak uniosłem. No i pewnie z kompletnie niekompatybilnym poczuciem humoru, skoro mnie nie ruszyło. A słowa dotrzymałem. Z Doncową już się nie spotkaliśmy :D
Usuń