Mówi się, że dobra książka zawsze się obroni. Można się z tym oczywiście nie zgodzić, ale lektura "Paradyzji" Janusza A. Zajdla potwierdza w moim odczuciu, że upływ czasu na dzieło prawdziwie wybitne wpływu nie ma.
"Nie wytrzymam! Permanentna inwigilacja! Nie wytrzymam!" mógłby po kilku dniach pobytu na Paradyzji wykrzyknąć główny bohater - Rinah Devi, Ziemianin, który przybywa na tytułowego sztucznego satelitę planety Tartar, by poznać zamieszkujące go społeczeństwo i opisać jego zwyczaje i prawa. Bo jak inaczej zareagować na sytuację, kiedy wszystko co robisz i mówisz jest nagrywane, analizowane, a ty, na podstawie tejże analizy - jesteś oceniany. A ocena to rzecz na Paradyzji ważna. Decyduje bowiem o tym, czy będziesz kopał rudę pod powierzchnią Tartaru, czy będziesz się cieszył atrakcjami życia w raju - Paradyzji, tj. klitką, 10m2, z przezroczystymi ścianami, żarciem o określonych porach i innymi tego typu "bonusami".
Piękny to przykład fantastyki socjologicznej i jakże wciąż aktualny. Pokazuje, że jeżeli słyszymy coś wystarczająco często (a Paradyzyjczycy słyszą wersję swojej rzeczywistości od urodzenia), to może stać się to dla nas prawdą. Może, ale nie musi. Zajdel dał bowiem nadzieję. Pokazał, że system można oszukać. Używając koalangu, specyficznego języka opartego na aluzjach i skojarzeniach, ludzie przebijają się przez szum i kłamstwo informacyjne. Czyli nie u wszystkich ta absolutna indoktrynacja wyłącza procesy myślowe.
Przeczytałem w ciągu niespełna dwóch dni, zabierając wszędzie tam, gdzie książkę, korzystając z wolnej chwili, można czytać. Czytałem i myślałem: o Echelonie, czy pewnym panu, który po podpisaniu porozumienie przez TVP, Polskie Radio i Polkomtela, w sprawie cyfryzacji (sic!) telewizji, mówił o małej czarnej skrzyneczce w każdym polskim domu :)
Podsumowując. Zarzuca się "Paradyzji" wtórność i pożyczki od Orwella czy Huxleya. Być może. Dla mnie jednak była odkryciem i dała dużo czytelniczej radości.
Klasyka. Cudna.
OdpowiedzUsuńMoże by to sobie odświeżyć?...