I znowu! Poszedłem na pogaduszki do biblioteki i kręcąc się między półkami musiałem coś ściągnąć. Tym "czymś" okazała się być "Platforma" Francuza, Michela Houellebecq. Skandalisty, jak obiło mi się o uszy, ale ponoć i dobrego pisarza. Cóż, pomyślałem, skoro już mam w ręku...
Naprawdę nie wiem, skąd się wzięła opinia o skandaliczności i obrazoburstwie prozy tego autora. Że pełna seksu? Kilka szpilek w mosznie i seks oralny z ciemnoskórą nastolatką o specjalnie dobranym imieniu - Eucharystie, to ma być skandal? Zagrywka dobra i być może robiąca odpowiednie wrażenie na pseudopurytańskich, zachodnich czytelnikach. Niestety, we mnie wzbudziła tylko niesmak i traktuję ją jako, podjętą przez autora, próbę zwrócenia na siebie uwagi.
No dobrze, ale zostawmy seks, co nam zostaje? Zostaje nam niezła, obyczajowa powieść o życiu Michela Renault, czterdziestolatka, który nie może znaleźć swojego miejsca w świecie. Uwięziony w szponach rutyny, którą większość z nas zna, nie widzi sensu swoich działań. Pracuje, zarabia, konsumuje, wydala, czasem chodzi do klubu go-go, czasem pieprzy. Po co? Czy w dzisiejszych czasach jest możliwe wyjście poza ten kokon, związek z innym człowiekiem, głębsze uczucie? Autor przez chwilę próbuje nas zwodzić, że tak, by w ostatnim akcie zburzyć zasianą nadzieję.
Smutna to książka. Dołująca. Zmusza do spojrzenia na swoje życie z boku i zadania sobie pytania: "Czy ja też jestem taki? Może nie aż tak wyuzdany i zblazowany, ale czy też jestem trybikiem, który nie ma szansy na nic dobrego w życiu?". Oby nie.
Podsumowując - niewątpliwie sięgnę po okrzyczane "Cząsteczki ...", by się przekonać, czy przygodę z Houellebecq kontynuować. Ale to dopiero, gdy "przetrącę" go czymś optymistycznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."