Potrzeba czczej rozrywki czytelniczej, rzuciła mnie w okolice bibliotecznej półki z sensacją. A tam ręka bezwiednie sięgnęła po rzeczoną książkę Becketta. Bezwiednie, bo nikt ręce nie powiedział, że to drugi tom autorskiego cyklu, którego głównym bohaterem jest doktor David Hunter, antropolog sądowy i specjalista od dawno i świeżo zeszłych z tego łez padołu. Niemniej jednak, mimo że od czasu do czasu pojawiają się nawiązania do części pierwszej, czyta się książkę bez wrażenia, że coś istotnego nam umknęło.
Pomysł nie jest nowy. Mamy małą społeczność, której sielskie życie burzy popełniona zbrodnia, a jedynym rozwiązaniem jest znalezienie mordercy. Beckett, jak przystało na twórcę nowoczesnego thrillera, wyszedł poza domowe wnętrze klasycznego kryminału i miejscem akcji zrobił Runę, jedną z wysp Hebrydów Zewnętrznych. Trup też, jak przystało na XXI wiek nie jest zwykłym sztywniakiem, ale spalonym prawie do cna kobiecym ciałem.
Należy tu od razu przyznać, że autorowi udało się wiernie odmalować życie w wyizolowanej grupie. Gdzie każdy zna każdego, a ręka czasem boli od pozdrawiania. Postacie też ładnie "skrojone", choć troszkę stereotypowe. Wszystko to prawdopodobnie stąd, że autor przed przystąpieniem do pracy odrobił lekcję z konsultantami.
Co poza tym? Szybka akcja, mnóstwo zwodów i wpuszczania w maliny i efektowny koniec. Szkoda tylko, że przewidywalny. Albo to ja mam jakieś wieszcze predyspozycje, choć sądząc po szczęściu w grach liczbowych, raczej nie podejrzewam. Autor prowadzi akcję w stylu "od trupa do trupa", a że potencjalnych ofiar nie jest za wiele…
Niemniej jednak jest to ładny zapychacz czasu podróżnego i jako taki mogę książkę polecić :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."