Pierwsze strony książki zdawały się mówić: "Chłopie, odłóż to. Toż to kolejny Pilch, który z wirtuozerią żongluje słowami, ale nic się za nimi nie kryje. Znów cię swym pisaniem uwiedzie i czytać ci się będzie gładko, ale jak już książkę odłożysz, to się zaczniesz zastanawiać - po co? Po co ja ją przeczytałem?". Całe szczęście tak mówiły tylko pierwsze strony, bo im dalej w "Moje pierwsze ..." tym milsze zaskoczenie. Zresztą nie wiem czy "milsze" to odpowiednie słowo. Pilch bowiem pisze o rzeczach niemiłych: o samotności, o starzeniu się, o poczuciu straty i niespełnienia, o młodości, która przeminęła jak sen jaki złoty.
Oprawa, jak to u Pilcha, podobna. Wiślano - warszawska z niewielkimi domieszkami innych lokalizacji. Język znany. Cięty, pełen wolt, skojarzeń, trafnych obserwacji i cynicznego uśmieszku. Tematyka, wydawałoby się, też zbliżona, bo i kobiety, i wóda, i sława. Ale w tym znanym, pojawia się nieznane. Cwaniak, przestaje cwaniaczyć, a zaczyna wspominać i jakby troszkę rozliczać swoje życie. Czy rzeczywiście to co wydawało się być chwyceniem Boga za nogi, takim było. Czy intelektualne wyżywanie się z pomocą posiadanej iskry bożej, wyższość bycia "kimś", czy pogarda dla "szarego" stylu życia: rodziny, domu, wspólnej herbaty z sokiem malinowym, rzeczywiście równoważą "setkę" wypijaną z obcym człowiekiem w pustym hotelowym pokoju?
Trudno powiedzieć, czy to autor otwarty, czy też zmyślna konfabulacja. Zbyt dużo szczegółów świadczy jednak na korzyść tej pierwszej teorii. Jeśli mam rację - wielkie brawa. Ta szczerość napełniła bowiem "Moje pierwsze samobójstwo" treścią. Polecam czytelnikom, szczególnie męskim, choć niekoniecznie w wieku pana Jerzego ;)
PS. Zbiór opowiadań zlewa się tak naprawdę w jedną historię, ale i tak nie mogę sobie darować swojego prywatnego the best of, którym zostaje "Trup ze złożonymi skrzydłami".
Tak, to rzeczywiście świetna książka i jak rzadko u Pilcha, łącząca piękne pióro z istotną treścią. Co do autentyzmu opisów, to myślę, że tradycyjnie, jak to u Pilcha, rzeczywistość miesza się z fikcją w stopniu dokładnie nieznanym nikomu poza autorem, ale jednak jednego i drugiego jest tam znacząca ilość.
OdpowiedzUsuńwoy
Ty to jesteś oczytanyy facet.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, który z nas? Ja czy Wojtek? :D
OdpowiedzUsuńWitaj. A ja mam Pilcha serdecznie dość. Powinien już dawno zaprzestać pisania, albo bynajmniej na kilka lat zamilknąć, być może wtedy jego warsztat i "talent" nieco zmieniłyby kształt i styl. Jest taki powtarzalny, żągluje tymi sammi komrcyjnymi frazami. Kompletnie stał się miałki i bezbarwny.
OdpowiedzUsuńTy, Bazylku, ty :) Wojtka jeszcze nie miałam przyjemności poznać.
OdpowiedzUsuńmatylda_ab: Ale przyznasz, że żongluje całkiem sprawnie? I tą sprawnością niestety uwodzi. Ja tam pana Pilcha, od czasu do czasu, lubię sobie przeczytać, mimo że mam świadomość braku czegoś więcej, co stało by za sprawnością pióra. Ale "Samobójstwo ..." jest z troszkę innej beczki. Głębszej :D
OdpowiedzUsuńagnes: Ja, to koło oczytanych facetów, w życiu nawet nie stałem.