poniedziałek, 10 listopada 2008

"Trylogia owocowa" Izabela Sowa


Na "owocową" trylogię Izabeli Sowy składają się, jak do tej pory, trzy pozycje: "Smak świeżych malin", "Cierpkość wiśni" i "Herbatniki z Jagodami". Książki można czytać osobno, bo mimo, że parę postaci przemyka z jednej do drugiej (zamieniając się tylko miejscami na planie) to poszczególne części stanowią zamkniętą całość.
Główną postacią każdej z nich jest młoda dziewczyna, a jedyne co różni bohaterki to owocowe imiona (odpowiednio: Malina, Wiśnia i Jagoda) oraz wiek (odpowiednio: nastolatka, dwudziesto- i trzydziestolatka). Mimo starań autorki, by nadać dziewczynom indywidualne rysy charakteru,
wychodzi na wierzch "kalkowatość" postaci. Zresztą nie tylko postaci, ale również zachowań, okoliczności, zwrotów akcji czy rozwiązań fabularnych. Po prostu na pierwszą część był pomysł, a później to już chyba poleciało sprawdzonym torem. Dlatego z czystym sumieniem mogę przyznać, że z przyjemnością przeczytałem "Smak..." natomiast dwie pozostałe części to już siłą rozpędu i z dość częstym wrażeniem deja vu. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że "Cierpkość ..." i "Herbatniki ..." nie wywołały kilku salw śmiechu.
O czym to jest. Otóż o problemach rzeczonych pań. Na studiach, w pracy, w życiu rodzinnym i, że się tak, być może dwuznacznie, wyrażę - intymnym. Niestety schemat problematyki jest ciągle taki sam taki sam: brak miłości, kasy, sensu życia i perspektyw (niekoniecznie w tej kolejności) oraz kłopoty z toksyczną rodziną (matką z przejściami, zbyt ambitnym ojcem etc.) i w końcu nuży. Poza tym wizja świata, wyznawana prawdopodobnie przez autorkę, została przelana na całą trójkę pań i już wkrótce wiadomo, że nie wolno być zbyt poukładanym i zbyt dużo planować, bo to jest "passe" i tylko "spontony" są "cool". Wobec tego takie są główne bohaterki, a w gronie ich znajomych zawsze znajduje się ktoś, kto stawia na karierę i kasę, w związku z czym jest wredniakiem. Trochę to naiwne i jakby na siłę ustawiające w jedynym słusznym kierunku.
Podsumowując. Polecam "Smak ...", a resztę trylogii to już czytajcie na własną odpowiedzialność, bo wiecie, czasem zbyt dużo świeżych owoców naraz powoduje... hm... rozwolnienie. Przynajmniej ja tak mam ;)

1 komentarz:

  1. Przeczytałam którąś z tych książek. A może dwie z nich. A może wszystkie trzy. Bez sprawdzenia w zeszycie, albo w biblionetce, nie jestem w stanie tego dokładnie określić.
    Te owocowe imiona jakoś kojarzę, ale reszty ani huhu.
    Taka trylogia, no.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."