"Pokalanie", debiut autorski Piotra Czerwińskiego, było dla mnie, faceta w wieku, bądź co bądź, jezusowym, biletem w czasy, do których z racji coraz szybciej kręcącego się kieratu codzienności, nie wraca się pamięcią zbyt często. A tu masz! Machina czasu, w krótkich, urywanych zdaniach, kreśląca kolejny obraz w kalejdoskopie, przeniosła mnie z powrotem w świat kolekcji puszek po zagranicznym piwie, "kwadratów" z demobilu, kruszonów itd. Tak ja autor otwiera kolejne szufladki swojej pamięci, tak i mnie przypomniały się lata podstawówki i kolekcje papierków z, jak późniejsza plotka ogłosiła, rakotwórczych, tureckich gum "Turbo". Przypomniała Polska Partia Posiadaczy Magnetowidów, która w wielkich, kartonowych pudłach, dostarczała setki piratów VHS, z takimi hitami jak "Żółte oczy goryla" czy stare Bondy. Wróciłem pamięcią do liceum i z uśmiechem wspomniałem długowłosego metala w skajowej ramonesce, bo na skórę nie było mnie stać. Poczułem na wątrobie każdą wytrąbioną za młodziaka "prytkę", a w płucach pierwszego, wypalonego w całości, w ósmej klasie, papierosa. I za tę wspominkową wycieczkę serdecznie panu Piotrowi dziękuję.
Co do reszty książki natomiast, to już trudno. Opisy sercowo - alkoholowych perypetii, dobijającego do trzydziestego krzyżyka, alter ego autora, niezbyt mnie porwały. Podobnie jak "tajemnice alkowy" funkcjonowania kolorowego tygodnika. No i te wszechobecne spolszczone anglicyzmy, ktore okropnie wkurzają, szczególnie u pisarza narzekającego na schyłek języka polskiego w jego starych, dobrych formach.
Mimo tych narzekań czekam jednak na to, co pan Piotr upichci następnym razem :)
Podobne wrażenia miałam podczas czytania "Dziewcząt z Portofino". Granie na strunach harfy pamięci świetnie pani Plebanek wychodziło. Po jakimś tam czasie nic już fabuły nie pamiętam. Ty też zapomnisz. :)
OdpowiedzUsuń