poniedziałek, 12 stycznia 2009

"Wyspa" Eustachy Rylski


O "Warunku" Eustachego Rylskiego pisałem, że to katedra językowa, po której hula, niestety, wiatr pustki fabularnej. Doceniam oczywiście kunszt władania językiem, ale dla mnie, czytelnika, jest to zbyt mało, żeby książka mogła mi się podobać. Niestety "Wyspa", zbiór czterech opowiadań autora, powiela w moich oczach ten schemat.
"Jak granit", "Dworski zapach" i tytułowa "Wyspa" oraz wcześniejsza "Dziewczynka z hotelu Excelsior", to bardzo, dla mnie nawet zbyt bardzo, enigmatyczne historie o ludziach, którzy znaleźli się w konkretnych, trudnych, sytuacjach i próbują sobie z nimi poradzić. Jest w nich tajemnica i emocje, ale tak ukryte za niezrozumiałą dla mnie symboliką, że prawie nieczytelne. Dodatkowo wszystko zepchnięte na plan dalszy przez formę, której dopracowaniu poświęcił autor niewątpliwie dużo czasu. "Nic i nikt nie jest tutaj sobą" i to prawda, szkoda tylko, że początkowe zaskoczenie, wywołane nieortodoksyjnymi zachowaniami bohaterów, wkrótce zaskakiwać przestaje. I pozostaje tylko pochylenie się nad formą właśnie.
Zbyt przytłaczająca w niedopowiedzeniach, zbyt przewidywalna w zakończeniach, zbyt... Zbyt "ciężka" dla szarego czytelnika, za jakiego się uważam. A może, po prostu, to nie był dobry czas, na lekturę "Wyspy".

2 komentarze:

  1. Czyli moja teoria, że pan Rylski to strasznie nadęty bufon potwierdza się, choćby biorąc pod uwagę formę książki, o której piszesz. Jego wypowiedzi są równie enigmatyczne i wydumane.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie się podoba :), przede wszystkim właśnie ta zabawa, posługiwanie się z formą. Nie sposób opowiedzieć historię, ważne JAK mozna coś opowiedzieć. Jego bohaterowie są trochę pretensjonalni, jak zauważyła Matylda, czasem bufonowaci, jak to z ludźmi bywa:)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."