czwartek, 23 kwietnia 2009

"Gdzie jest tort?" The Tjong-Khing


Przyznaję się bez bicia, że, co prawda rzadko, ale zdarza mi się podczas wieczornej, wspólnej z Bartim, lektury, czytać niejako automatycznie. Tzn. wszystko jest na swoim miejscu: wykrzykniki, odpowiednia intonacja itd., bo w końcu któryś raz z kolei książeczkę przerabiam, niemniej jednak myśl ulatuje ku niezapłaconemu rachunkowi za prąd czy innej przyziemnej trosce.
Tymczasem "Gdzie jest tort?" The Tjong-Khinga, to książka, która na takie zabiegi nie pozwala. Mało tego, to pozycja, która ostro daje w skórę staruszkom, przyzwyczajonym do cowieczornego "klepania" ulubionych lektur dziecka i zmusza do wzmożonej koncentracji oraz "mózgowego" wysiłku. Spytacie: "Dlaczego?". Sprawa jest prosta, w tym "Torcie...", po prostu nie ma tekstu. Trzeba go wymyślać na podstawie, pozornie mało skomplikowanych, ale po dokładnym przyjrzeniu, pełnych akcji, obrazków. Dlaczego mały króliczek płacze? Gdzie podziało się jedenaste kaczątko? To tylko kilka z wielu pytań, na które odpowiedzi może znaleźć mały oglądacz, Twoim zadaniem zaś rodzicu jest pomoc w ich odnalezieniu.

"Gdzie jest tort?", to wielka frajda wspólnego odkrywania świata przedstawionego przez ilustratora i okazja do snucia wielowarstwowej opowieści. Rola ta może przypaść rodzicowi*, może dziecku, ale najlepsza zabawa to "przeplatanka", w której cała rodzina układa puzzle historii, zaczynającej się od kradzieży tytułowego tortu.

Świetna, pełna humoru, ucząca logicznego myślenia, odkrywania i kojarzenia faktów, książka, zasłużenie, moim zdaniem, nagrodzona w 2005 roku holenderską nagrodą literacką Złoty Pędzel.


* Uwierzcie, że nie jest to takie łatwe, na jakie wygląda. Moje pierwsze "czytanie" pełne było "eee..., yyy..." i innych takich przerywników, bo brakowało mi konceptu na ciągłość opowiadanej historii. Tym bardziej, że chciałem zesnuć wszystkie zilustrowane wątki w jedno, a tych jest naprawdę dużo. Pomogło znalezienie "złotego środka" i oddanie inicjatywy w ręce Bartka z jednoczesnym wtrącaniem swych trzech groszy. I wtedy się zaczęło: "Tato, dinozaur i dwa kalemeony!", czy "A co to za dymek?" i pośpieszne przerzucanie wszystkich stron, by przekonać się co/kto zacz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."