“Powieść w zeszytach na każdy miesiąc – przepisy kucharskie, historie miłosne, tudzież porady domowe zawierająca” to podtytuł książki Laury Esquivel "Przepiórki w płatkach róży". I doskonale, a na pewno o wiele lepiej, niż źle przetłumaczony tytuł*, oddaje on to, co w powieści, będącej połączeniem romansu i kulinarnych podróży Roberta Makłowicza, znajdziemy.
Mamy zatem Meksyk początku XX wieku, mamy hacjendę, w której prym wiedzie apodyktyczna matka kilku córek, z których najmłodsza, Tita, zgodnie z tamtejszą tradycją, ma pozostać panną i służyć matce do końca jej dni. I jak można się domyślić, ten nieludzki zwyczaj, stanie na drodze gorącemu uczuciu, które, za sprawą pewnego Pedra, rozpali serce nieszczęśliwego dziewczęcia. A to wszystko w oparach iberomagii i gotujących się potraw, bo jednym z obowiązków Tity jest ich przyrządzanie, której to, jak się okazuje wcale niełatwej, sztuki uczy jej indiańska niania Nacha.
Skłamałbym, gdybym napisał, że ta, prosta jak drut, historia mnie nie wciągnęła. Na początku zżymałem się troszkę na nieprawdopodobieństwa**, które autorka co i raz wplata w fabułę, ale później pomyślałem, że skoro ma być bajka dla dorosłych, niechże będzie. I spodobało mi się. Grenouille udowodnił, że można stworzyć zapach, który opęta tłumy, a Tita, że można tak przyrządzać potrawy. Bo latynoska miłość i meksykańskie żarcie, to mieszanka do tego stopnia wybuchowa, że na skutek ich połączenia może spłonąć całe ranczo. I mimo, że drażniły mnie niektóre pozy głównej bohaterki (któż zrozumie kobiety), a już niepomiernie wkurzała głupota Pedra, to jednak dałem się porwać płomieniowi ich uczucia. Taka ze mnie baba :)
* Oryginalne "Como agua para chocolate", to, z której strony by nie patrzeć, ni cholewki, nie są "Przepiórki w płatkach róży", a wrzątek, który dolewa się do czekolady. To idiomatyczne określenie oznacza, jak pisze na swej stronie Ewa Kulak, w potocznej, meksykańskiej odmianie hiszpańskiego, "być na skraju wybuchu złości lub namiętności".
** Ot, choćby można się z książki dowiedzieć, że można zapierdzieć się (?) na śmierć :D
jedna z książek, którą bardzo lubię:) za całokształt, za tę dosadność latynoską, za to, że jest, jak ja określam tego typu książki taka, że aż można ją pokroić, tak gęsta od namiętności, emocji, uczuć...:) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWidziałem jeszcze w biblio "Prawo miłości" Esquivel, ale przyznam szczerze, nie sięgam, bo tytuł strasznie banalny i się boję :D
OdpowiedzUsuń