piątek, 15 stycznia 2010

"Uczennica maga" Trudi Canavan


Ponieważ miałem ochotę na jakieś lekkie fantasy, a nie chciałem zaczynać przygody w świecie, który być może nie przypadłby mi do gustu, zdecydowałem się na lekturę prequela do, jak wieść gminna niesie, bestsellerowej "Trylogii Czarnego Maga" Trudi Canavan. Niestety lekkie to czytanie nie było. Raz, książka ma bite 800 stron i moje ręce odmawiały czasem posłuszeństwa, jako że nie zawsze czytałem w pozycji leżącej, dając im wsparcie brzuszkowej podpórki. Dwa, książka jest tak sztampowym, a na dodatek przegadanym i miejscami cholernie nudnym fantasy, że z utęsknieniem czekałem końca. Aczkolwiek... Ale o tym za chwilę.
"Uczennica ...", to historia dwóch narodów, niegdyś skonfliktowanych i znów zagrożonych wojenną zawieruchą. Sachaki, wzorowanej na feudalnej Japonii, z niewolnictwem, tradycyjnym patriarchatem spychającym kobiety do garów i łoża i w ogóle be oraz Kyralii, również feudalnej, ale w dobrej wierze zmierzającej do pseudodemokracji, czyli cacy. Oczywiście oprócz szerokiego planu, jest także ten zacieśniony do indywidualnych żywotów. Mamy więc Tessię, córkę wiejskiego uzdrowiciela, która okazuje się być samorodną magiczką. Mamy mistrza Dakona, który przyjmuje ją pod swoje skrzydła. Mamy Jayana, drugiego ucznia Dakona, który w tak zwanym międzyczasie, cóż za niespodzianka, zbliża się do Tessi. Mamy prawych magów kyraliańskich i morderczych Sakachian. Słowem wszystkie składniki niezłego fantasy. Czemu więc jęczę? Śpieszę wyjaśnić.
Najważniejszym zarzutem jest fakt pójścia na ilość, co niestety nie przełożyło się na jakość. Pierwszym ~ 600 stronom brakuje dynamiki, którą Autorka nie widząc chyba końca snutej opowieści, dodaje w pośpiechu dopiero na samym finiszu. Stąd to "aczkolwiek", bo kiedy coś wreszcie zaczęło się dziać, ja zobaczyłem ostatnią, tak wyczekiwaną, stronę. Tylko, że wtedy nie chciałem już żeby była ostatnia. Kolejny zonk to łopatologiczna poprawność polityczna choćby w sprawach homoseksualizmu czy emancypacji. Nosz! Następnie, bardzo złe sceny batalistyczne i w ogóle przebieg działań wojennych. Ze mnie co prawda strateg jak z koziej..., ale to co robiły obie strony, to jakaś parodia gierki RPG sterowanej przez początkującego playera. Łazili ci magowie jak błędni, a jak się już spotkali, to stawali w szeregach naprzeciw siebie i, pardon za francuszczyznę, napieprzali się fireballami jak dzieciaki w śnieżkowej bitwie. A później rozchodzili się wyczerpani, żeby się powłóczyć, znów spotkać i apiat. A już wstawki jak to Kyralianie wymyślili superoską, nową taktykę polegającą na... A zresztą..., na pewno nie napiszę: "Przeczytajcie sami!"
Dość już znęcania się nad nieszczęsną "Uczennicą ...". Powiem tylko, że ja, choć fantasy nagminnie nie czytałem, ani nie czytam, nie zauważyłem w niej niczego nowatorskiego. Ot, poprawnie skonstruowana opowieść, której twórczynię troszkę poniosły konie i szkoda tylko, że ten rozmach w ilości wklepanych znaków nie przeniósł się do fabuły. Nie czuję się zachęcony do zobaczenia, co tam mieszkańcy poznanych krain nawywijali przez te wszystkie, dzielące prequel od trylogii, lata.

5 komentarzy:

  1. Cóż więcej... tytuł tak zachęcający a zawartość jak widać :)
    Nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby kolejny popis wodolejstwa w dziedzinie fantasy?

    "książka ma bite 800 stron i moje ręce odmawiały czasem posłuszeństwa, jako że nie zawsze czytałem w pozycji leżącej, dając im wsparcie brzuszkowej podpórki."

    Śmiać mi się chce, gdy czytam ten fragment, bo wyobraziłam sobie od razu wielki, okrągły, balonowy brzuch! A dopiero po chwili zrozumiałam, jak czyta się książki w pozycji leżącej. ;-)

    Jednak mimo tego moja podpórka brzuszkowa jest taka... niemrawa, rzekłabym.

    PS - przepraszam za bałagan, nie wiem, jakim cudem usunęłam swój poprzedni komentarz. Chyba jestem po prostu zdolna inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja za to zaczęłam od trylogii i bardzo sympatycznie mnie wciągnęła, choć przyznaję, że daję się wciągać i uznanym za marne pozycjom ;>
    Też jest wielkie i ciężkie, ale w zasadzie cały czas coś się dzieje, to raz, a dwa... w porównaniu z takim Jordanem, to króciutkie jest ;) Niemniej teraz przemyślę kupno prequela zwłaszcza, że mało tani.

    OdpowiedzUsuń
  4. Balianna Nie kieruj się moim zdaniem. Jestem chłopem i być może mam inne potrzeby jeśli chodzi o gatunek :)
    Joanna_Czytelnik Może być wodolejstwo, ale żeby było wciągające. Na odtrutkę (ale za jakiś czas) przeczytam tego odkładanego wciąż Kaya :) PS. Bałagan posprzątałem. Przy dwójce małych facetów już się w sumie przyzwyczaiłem :D
    oshin Tu też niby się coś dzieje, ale jest to czasem tak cholernie naiwne dzianie. No i takie: "W Elyne nikt nie drwi z takich mężczyzn ani nimi nie pogardza. (...) Zazwyczaj, dodała w myślach. Są tacy, którzy nie szczędzą im ani drwin, ani pogardy, ale to na ogół po prostu nieprzyjemni ludzie, którzy nienawidzą różnych rzeczy." Noż przedszkolny wykład o tolerancji. Czekałem na magiczną paradę równości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tłumaczę sobie tą skądinąd niepochlebną opinię tym, że Trylogia Czarnego Maga to pierwsze książki Canavan. Słyszałam wiele negatywnych wypowiedzi na ich temat: że nudna, że dziecinna.... Powiem tak... Mi się bardzo podobała ;) Czyta się lekko i przyjemnie. Być może na moją opinię wpłynęło również to, że czytałam ją pomiędzy podręcznikami do matury, więc wtedy wszystko było lepsze niż nauka ;)

    Z drugiej strony polecam 2 Trylogię T.C. : Era Pięciorga. Zdecydowanie bardziej dojrzała i sceny batalistyczne lepiej opisane ;)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."