Wspominałem już, że zapisałem starsze dziecko do "powiatówki"? No to teraz jeszcze dopiszę, że to był bardzo trafiony pomysł. Dlaczego? Bo podczas drugiej, wspólnej już, wizyty, Barti uniósł do domu reklamówkę książeczek o dinozaurach, a ja w koszyku z komiksami wygrzebałem sobie jeden z zeszytów o Iznogudzie. Ucieszyłem się jak mały misio z miodku, bo niecnego wezyra pamiętam jeszcze z czasów, kiedy umilał mi co nudniejsze wykłady na uczelni.
René Goscinny, który jest ojcem osadzonych w klimatach baśni z tysiąca i jednej nocy historyjek o Iznogudzie, nie wymaga przedstawiania. Komiksiarze znają go z serii o Asterixie, rodzice i reszta spaczonych dorosłych czytających książeczki dla dzieci, jako twórcę postaci Mikołajka i reszty szkolnej ferajny. Jeśli podobało Wam się jedno albo drugie, jest duża szansa, że polubicie również mieszkańców bagdadzkiego kalifatu. Nie bez kozery będzie wspomnieć, że w warstwie tekstowej Iznogud przypomina mi zabawy słowem, jakie w swych komiksach uprawiał Baranowski. No dobra, bo ja tu chodzę opłotkami, a konkretów brak.
Walka o stołki to nie wynalazek szatana, ani ludzi z Wiejskiej. Jej historia sięga czasów prehistorycznych, kiedy to jeden australopitek, obsikany z wyższej gałęzi przez innego, pozazdrościł mu pozycji. Podobnie jest z Iznogudem, wezyrem z Bagdadu, który zrobi wszystko, żeby zostać kalifem w miejsce kalifa. Nie wierzycie, że wszystko? Niech zatem wymienię przedsięwzięte przez niego i jego zausznika Pali Bebecha, środki prowadzące do usunięcia władcy - Haruna Arachida, opisane w "Żrącym dżinie". Po kolei więc próbują oni użyć: żrącego dżina, który ma zdolność rozpuszczania wszystkiego w wodzie z zamieszkiwanego przez siebie bagna, mocy pewnego maga, który czyni rzeczy niewidzialnymi, przynoszącego pecha diamentu, afrykańskiego lalkarza voodoo czy w końcu rozlepiacza afiszy, w plakatach którego można kogoś (najlepiej kalifa) uwięzić. Zatem - wszystkie chwyty dozwolone, tyle tylko, że chroniąca Arachida ignorancja i wrodzona flegma sprawiają, że straszliwe skutki machlojek wezyra skrupiają się na nim samym i jego poplecznikach.
Gorąco polecam jako świetny odstresowywacz. Tłumaczenie wykonane przez Marka Puszczewicza znakomite, dostosowane do naszych realiów (młody wokalista - Kukiz Hasa śpiewający "Ajem ajron men") i doskonałe w sferze gierek słowem (Żrący dżin mówiący: "W dawnych dobrych czasach kalif wrzucał do tego bajora wszystkich doradców, którzy mu podpadli. Nazywał to rozpuszczaniem załogi."). Dowcip sytuacyjny świetnie zrealizowany rysunkowo przez Jeana Tabariego. I duch Goscinnego unoszący się nad całością. Czegóż chcieć więcej?
A co studiowałeś, jeśli można zapytać?
OdpowiedzUsuńA to różnie i nie zawsze ze skutkiem pozytywnym, ale Iznogud był lekiem na drętwe wykłady na wydziale historii. Niestety nie pracuję zgodnie z wykształceniem nad czym cholernie ubolewam :(
OdpowiedzUsuńJeśli René Goscinny, to tylko z serii o Mikałajku. W temacie komiksów i komiksologii wszelakiej jestem laikiem. Zawsze mi się wydawało, że komiksy to męska domena. Może się mylę. :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAleż gdzie tam męska, no skądże.
OdpowiedzUsuń