Znam większość swoich ograniczeń i coraz rzadziej zdarza mi się porywać z motyką na słońce, niemniej jednak ogarnia mnie czasem słomiany zapał ku czemuś, co już w zarodku skazane jest na niepowodzenie. Podobnie mam z pisaniem pana Krzysztofa Rutkowskiego (nie mylić z ex-detektywem). Niby wiem, że niektóre z jego, jak je nazywa, pasaży, uświadomią mi, że jestem, by zabierać się do ich czytania, za cienki w uszach (a może między nimi?), ale jednak w masochistycznym ferworze rzucam się między karty jego książek. Tym razem "biczowałem" się "Raptularzem końca wieku".
Czym są pasaże, jaki cel przyświeca autorowi i na czym polega jego pisanie, najlepiej wyjaśnia on sam. Ja ze swej strony dodam tylko, że pana Krzysztofa "opowieści o tajemnych przejściach" pełne są tropów, które można podjąć, informacji które można przyswoić, a także słów zachwytu oraz krytyki, które to zachwyty i krytyki można podzielać lub się z nimi nie zgadzać. Jedyny problem polega na tym, że autor zbyt czasem swój wywód hermetyzuje i jest to hermetyzm zarówno językowy, jak również wynikający z odwoływania się do tekstów, które ukazały się jedynie na francuskim rynku wydawniczym. Może być również tak, że ostatni zarzut wynika z mojego, zbyt małego nad lekturą skupienia, bo króciutkie teksty autora wymagają jednak sporej dozy uwagi. Ok, powiedzmy, że niektóre miniatury nie trafiały do mnie i ich nie zrozumiałem, do czego jako czytelnik - roztropek, bez literaturoznawczej profesury, mam prawo.
No, ale pozostają teksty które czytałem z prawdziwą przyjemnością, bo to i język ładny, upstrzony małymi słownymi bon motami, i temat interesujący. Zachwyca również lekkość z jaką pan Krzysztof przechodzi od opisu joggingu do wrażeń z lektury jakiejś książki przeczytanej w uniwersyteckiej księgarni. Bo autorowi kojarzy się wszystko ze wszystkim, najczęściej obejrzanym czy przeczytanym, a nie jak niektórym tylko z jednym i za tę rozpiętość tematyczną go lubię.
Polecam "Raptularz ..." do nieśpiesznego przerzucania w tzw. międzyczasie, bo to idealna książka dla dysponujących nielicznymi i krótkimi wolnymi chwilami. Pozostaje tylko żałować, że pan Rutkowski pozostaje apologetą Francji w ogólności, a Paryża w szczególności, bo widziałbym go chętnie na rodzimym podwórku. Co prawda wraca czasem myślą i słowem do Ojczyzny, jak choćby podczas raptularzowego, warszawskiego spaceru z Białoszewskim, ale jednak częściej gna po paryskich uliczkach i zaułkach.
Swoisty spis treści tego co w "Raptularzu ..." znaleźć można, który dla czytelnika sporządził autor znajdziecie -> TU.
Żeby się dowiedzieć, czy będzie smakować, najlepiej spróbować kawałek. Możecie to uczynić -> TU.
Bazylku, to ja Ci powiem, że KR jakoś szczególnie Francji nie lubi, a od 3 tygodni mieszka w Polsce i zamierza tu pozostać, mam więc nadzieję, że teraz powstaną pasaże warszawskie. :-)
OdpowiedzUsuńDaga Lubi, nie lubi, ale choć psioczy, to jednak broni. Miło usłyszeć o powrocie, tylko że ja bym wolał pasaże krakowskie, bo miasto mej duszyczce o wiele bliższe :)
OdpowiedzUsuńMiał być Kraków, ale się wypiął. Kraków znaczy się wypiął.
OdpowiedzUsuń