środa, 30 czerwca 2010

"Jezus na prezydenta" Zbigniew Masternak


Kiedy obudziłem się wczoraj rano, stwierdziłem, że nie ma sensu marnować pozostałej mi do wyjścia do pracy godzinki. Trzeba zrobić coś konstruktywnego. Czyli, przeczytać. Tym czymś okazała się niepozorna gabarytowo książeczka, która przez przypadek zaplątała się między pożyczonymi wraz z nią płytami DVD, o chwytliwym, szczególnie w odniesieniu do bieżących wydarzeń, tytule, "Jezus na prezydenta". Cóż, przeczytałem, a jeszcze została mi dobra chwila na zjedzenie śniadania. I powiem od razu, że tylko czasu przeznaczonego na tę właśnie czynność, nie uważam za zmarnowany.
Niestety, znów mamy do czynienia z czymś, co nazywam literackim recyclingiem. Jak sam autor przyznaje, "Jezus ..." jest poprawioną wersją powstałego kilka lat temu tekstu, który po przeróbkach i nazwaniu go "nowelą filmową", co ma uzasadniać jego literacką słabość, trafia do rąk czytelników. Oto Jezus powtórnie pojawia się na Ziemi i, ni mniej ni więcej, rozpoczyna, w naszym pięknym kraju, walkę o prezydencki stołek. Żeby było pikantniej, jego kampanię sponsoruje groźny mafiozo. Wszystko to zapisane w postaci rozwleczonego na około sto stron opowiadanka, które można by pokazywać znajomym, jako towarzyski bon mot, bądź umieścić w jakimś portalu dla początkujących scenarzystów, ale nie prezentować w formie książkowej, jako kolejne dokonanie literata o dość bogatym dorobku.
I jakoś nie chce mi się wierzyć, a ciągłe zaprzeczanie autora (np. "Bliżej mi było do “Fausta” Goethego, do “Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa niż do aktualnej agitki przedwyborczej."*), mnie w tej niewierze utwierdza, że czasowa zbieżność kampanii prezydenckiej i daty wydania książki, to przypadek.
Przypadkiem natomiast należy nazwać jej publikację. Skoro sam autor mówi w rozmowie ze Sławomirem Shuty "Trzeba pamiętać, że to nowela filmowa a nie książka prozatorska! Krytycy w ogóle tego nie odróżniają. Ale to nie mój problem, tylko krytyków, ta ich ignorancja. Nowela filmowa to obszar bardziej filmu niż literatury."**, to co ona robi w takim razie w, bądź co bądź, prozatorskiej serii Halartu? Tym bardziej, że i nowelą filmową, tak do końca, utwór nie jest. Ponieważ nie mnie, ignorantowi, ustalać definicję, podeprę się słowami doświadczonego scenarzysty, Piotra Wereśniaka, który na łamach swego bloga pisze: "Nowela filmowa jest to literackie STRESZCZENIE przyszłego scenariusza (filmu). Czyli na kilku stronach trzeba OPOWIEDZIEĆ w formie zwięzłego literackiego opowiadania, o czym jest film.(...) Trzeba to napisać krótko, zwięźle, sugestywnie i możliwie dobrze literacko. Bez nudzenia, opisów przyrody i dialogów. Trzeba opisać wszystko, co w przyszłym scenariuszu NAJWAŻNIEJSZE."*** Otóż i to właśnie. Na kilku stronach, a nie blisko stu i to nawet biorąc pod uwagę mikroskopijny format, sporą czcionkę i sporo "białych plam". Bez dialogów, które w "Jezusie ..." stanowią gros tekstu. No i dobrze literacko. A jeżeli jako najważniejsze w przyszłym obrazie traktuje się m.in. dwie sceny seksu oralnego i wybuchający w twarz policjanta komputer (w który technomagicznie zamieniła się, używana w jednym z poprzednich "kadrów", maszyna do pisania), no to ja dziękuję.
Pan Piotr pisze, że nowelkę trzeba stworzyć "Dokładnie tak jak opowiada się obejrzane filmy znajomym przy piwie."**** i żałuję jedynie, że autor "Jezusa ..." na tym, czyli opowiadaniu przy piwie, nie poprzestał. Ja ze swej strony 27 PLN okładkowej ceny proponuję przeznaczyć, na przykład, na piwo właśnie, bo książka nie jest ich warta.

* http://niedoczytania.pl/?p=8331
** Tamże.
*** http://piotrweresniak.com/2010/03/15/jak-napisac-nowele-filmowa/
**** Tamże.

8 komentarzy:

  1. Cóż, postać Jezusa w roli głównej mnie nie zachęcała, ale nader dziwny tytuł wydał mi się interesujący. Jak to się mówi - nie ma nic bardziej mylnego niż okładka. Dlatego zastanowię się ponownie nad dodanie tej listy do 'chcę przeczytać', ale do podpunktu 'kiedyś przeczytać' może trafić. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem, że miałeś smaczniejsze śniadanko niż lekturę :). Sam tytuł budzi we mnie kontrowersje i polityczne i religijne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Vampire_Slayer A nienienie! Zachęcam do lektury, bo zdanie wyrobić sobie warto samemu. A i ja ciekaw jestem odbioru innych.
    ktrya Dokładnie. I gdybyż jeszcze ta nowela była kontrowersyjną...

    OdpowiedzUsuń
  4. hihihi, faaaaaaaaajna recenzja :))
    za te 27 zl to tak z 10 piw by wyszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ktoś to niestety wydał. tu pojawia się pytanie: po co?

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobrze, przeczytam. :D Ale szkoda mi pieniędzy. Wypożyczę. Kiedyś. Bo pewnie moja biblioteka tego nie ma. Muszę iść się zapisać do tej głównej wojewódzkiej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wooo Matko! Czegoś takiego jeszcze nie czytałam :P Choć gdy się nad tym zastanowić, to wcale nie głupi pomysł... W naszym kraju tak to już jest, że nawet gdyby zgłoszono krowę Milkę na ten "zaszczytny" urząd, pewnie też by wygrała, gdyby taka była czyjaś* wola.
    Obecnie tak właśnie się dzieje...

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na marginesie: myślałam, że nazwę wydawnictwa pisze się Ha!art, a nie Halart.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."