Nie wiem, czy znana jest odwiedzającym mnie Gościom, moja wielka słabość do muzyki filmowej. Jeśli nie, śpieszę donieść, że pośród morza przeróżnych, słuchanych przeze mnie, rodzajów muzyki, OST-ki plasują się w pobliżu czubka góry bazylowego toptena. Oczywiście mam też toptena dla tej właśnie szufladki muzycznej i tu z kolei dość wysoko wspięła się przepiękna w swej egzotyce, miejscami nostalgiczna, a miejscami mocno dająca po uszach, ścieżka dźwiękowa autorstwa Hansa Zimmera z filmu "Helikopter w ogniu". Parę miesięcy temu, na skutek promocji, która obniżyła cenę wymarzonego CD-ka do akceptowalnych przeze mnie 19,90 PLN, stałem się jego posiadaczem i raz na jakiś czas raczę ucho tym rewelacyjnym krążkiem.
Jak muzycznie zobrazować chaos jaki zapanował w czasie, przeprowadzonej w 1993 roku, nieudanej akcji elitarnych oddziałów wojsk amerykańskich, które przebywając w Somalii, w ramach misji pokojowej ONZ podczas teoretycznie prostej akcji wojskowej doprowadzają do rzezi na ulicach Mogadiszu? Jak pokazać głód i inne nieszczęścia dotykające ten targany wojną domową kraj? Zadanie trudne, ale jak się okazuje, możliwe do realizacji. Hans Zimmer, wyjadacz w dziedzinie muzycznych kompozycji filmowych, postawił na eksperyment i dokonał swoistego miszmaszu afrykańskich pieśni, elektroniki i, momentami, dość ostrych gitar. Ba, w moim ulubionym kawałku użyto nawet dudów! Wydawać by się mogło, że takie zestawienie nie sprawdzi się i będzie dla ucha niestrawne, a jednak efekt jest, przynajmniej dla mnie, lubiącego muzykę etno, powalający.
Oprócz prawdziwych perełek trafiło się na płycie parę słabszych ścieżek, ale to naprawdę pryszcz. Ta płyta porywa od rozpoczynającego ją, początkowo pełnego boleści, później dynamiki, a na koniec niepokoju, "Hunger". Dalej mamy ostry i po brzegi wypełniony chrapliwym arabskim "r" "Barra Barra" Rachida Tahy. I na koniec mój ulubiony "Gortoz a Ran J'Attends" duetu: Danez Prigent i Lisa Gerrard, który jest jednym z tych kawałków, które stawiają włoski na całym ciele (jeśli wiecie o czym mówię) i których mogę słuchać wciąż i wciąż.
Oczywiście płyta zawiera nie trzy, a piętnaście tracków i w zasadzie o każdym mógłbym dobre słowo napisać, nie chcę jednak zatrzymywać Was swoim pitoleniem, bo czas w ten sposób zaoszczędzony możecie poświęcić na przesłuchanie opisywanego przez mnie OST-ka.
Ja znam tylko kilku kompozytorów tworzących do filmów - Zimmer jest zdecydowanym faworytem, choć lubię też Lorenca:)
OdpowiedzUsuńrozpływam się.
OdpowiedzUsuńZimmera poznałam przy "Polowaniu na Czerwony Październik" i "Łzach słońca".
boski.
i Lorenc też.
ps. następna wyprawa w Beskidy zaplanowana jest na rowerach ;)
A ja myślałem, że sobie film Helikopter w ogniu za dwie dychy kupiłeś jak mi o tym powiedziałeś
OdpowiedzUsuńProwincjonalna nauczycielka A propos Lorenca, to nawet miałem dziś w rękach OST do "Różyczki", ale otwierający go kawałek, choć rewelacyjny, wciąż kojarzy mi się z 10.04, więc odłożyłem.
OdpowiedzUsuńTea in the Sahara W ogóle piosenki z językiem bretońskim w roli głównej są super. Kiedyś istniał taki projekt Dao Dezi, ale ich "World Mix" jest obecnie prawie nie do dostania :(
krzychu_135 Krzychu, czy to Ty? :D A jeśli to Ty, to jak trafiłeś na mojego bloga?
wujek google mi pomógł
OdpowiedzUsuńwystarczyło że kiedyś usłyszałem, że coś tam piszesz a reszta wyszukiwarka bazyl + blog
Podstawa to wiedzieć co wpisać
Też jestem miłośniczką muzyki filmowej, a ta z "Black Hawk Down", jest jedną z moich ukochanych ścieżek. Nie dość, że przepiękna, to kojarzy mi się z ważnych okresem w życiu... Idę sobie posłuchać tej płytki, ach ach :)
OdpowiedzUsuń