Koniec sierpnia nie rozpieszczał nas pogodą serwując raczej tzw. "butelkówę" i choć pokusa była silna, a sklep ze spirytualiami tuż, to jednak my postanowiliśmy pogadać przy herbatce (bez prądu) o książce Fannie Flagg.
Proza Fannie jest specyficzna i można ją albo polubić, albo nabawić się nań alergii. Nasza, jak zwykle zgodna, gromadka, jednogłośnie stwierdziła, że mimo tradycyjnej w książkach Flagg, wielkiej ilości lukru i sielankowego obrazu amerykańskiej prowincji, jesteśmy na tak. Bo to jednak miło trafić do miejsca, gdzie ludzie są dla siebie mili i łączy ich silna dobrosąsiedzka więź.
"Nie mogę się doczekać ...", to kolejna wariacja na temat, znanego z innych powieści autorki, Elmwood Springs. Znów spotkamy Sąsiadkę Dorothy, Ruby, Tot oraz innych znajomych z miasteczka, ale tym razem główną bohaterką uczyniła Flagg, Elner, ciotkę hipochondrycznej Normy. Staruszka ma naprawdę niezłe entrée, bo historia rozpoczyna się od jej upadku z drabiny dostawionej do dość wysokiego drzewa figowego. Mało tego, dziarska babcia, zostaje równocześnie pogryziona przez rój szerszeni i wskutek połączonych sił tych dwóch nieszczęśliwych wypadków opuszcza ten padół łez, trafiając do nieba. Ale to nie koniec niespodzianek jakie Elner ma w zanadrzu dla czytelnika i swych najbliższych.
Oczywiście można się zżymać, że u Flagg wszystko szczęśliwie zmierza do wielkiego happy endu. Można twierdzić, że Elmwood Springs, to mrzonka, ułuda i pobożne życzenie, bo tak naprawdę takich miasteczek i takich ludzi jak jego mieszkańcy, po prostu nie ma. Można fukać na to, jak autorka odmalowała tytułowe Niebo. Można ... Niemniej jednak nasza grupka jest zdania, że człowiekowi potrzeba nadziei na to, że gdzieś jeszcze mieszka zwykła, ludzka życzliwość. Że istnieją staruszkowie, którzy mimo ósmego krzyżyka na karku, zachowują sprawność fizyczną, jasność umysłu i cięty dowcip, bo sami chcielibyśmy kiedyś tacy być. A Niebo? Książka Fannie także tu służy nadzieją, że będzie ono dla każdego takie jakie sobie wymarzył.
Bardzo optymistyczna, pełna sympatycznych scen, które wywołują na twarzy uśmiech, historia o tym, że śmierć, to tak naprawdę nic strasznego. Oby autorka się nie myliła.
Czytałam tej autorki tylko "Witaj na świecie, maleńka", która przypadła mi do gustu, ale nie rzuciła na kolana. Tą w planach też mam, ale są inne, ważniejsze od tej. :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię książki Flagg jak mało kogo, właśnie za ten lukier i sielankę :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, co prawda nie w ramach DKK (Ostrowiec), ale prywatnie. Miła książeczka, taka pogodna i optymistyczna. Swoją drogą, nie mogę się zabrać do "Smażonych zielonych pomidorów", film - parę razy widziałam,do książki- jakoś nie umiem sięgnąć. Może dlatego, że już znam fabułę, a tyle jeszcze nieznanych ksiąg czeka...
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego czytania i wielu refleksji! Czasem tu zerkam -
Agnieszka G.
A ja nic, nic.
OdpowiedzUsuńVampire_Slayer Mnie też nie rzuca, po prostu lubię ją czytać. Ba, wybaczam nawet ten lukier, który u innych bezlitośnie piętnuję. Nie wiem czemu, ale tak jest :)
OdpowiedzUsuńizusr :D
Agnieszka G. Witam w skromnych progach. Kiedy ostrowiecki DKK zagości na forum Instytutu? W świętokrzyskim hula tam wiatr :) A "Smażone ..." fajne, ale trzeba brać poprawkę na to samo co w "Nie mogę ..." :)
Agnes Dajesz, matka, dajesz!! Ja mam jeszcze z 6 zaległych książek do opisania, nie licząc dziecięcych, filmów i muzyki. I też mi idzie jak krew z nosa :)
Z trylogii jest to zdecydowanie najsłbasza częśc, ale i tak uwielbiam Fannie Flagg i nic tego nie zmieni. Nie sobie będzie lurkowana, nie zawsze trzeba 'prawdę w oczy'
OdpowiedzUsuńKocham tę książkę, pękałem przy niej ze śmiechu. Zresztą ja lubię wszystko, co napisała Flagg. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę, świetnie wpływa na poprawę humoru, zresztą jak wszystkie książki Flagg.
OdpowiedzUsuń