Gdy podczas lektury Samozwaniec poczułem się delikatnie zafiksowany na punkcie międzywojnia, wiedziałem że prędzej czy później wezmę do rąk, zakupioną kiedyś okazyjnie “na później”, biografię Tadeusza “Boya” Żeleńskiego pióra Józefa Hena. Po lekturze stwierdzam, że choć cięższego kalibru niż “Magda …”, jest warta wysiłku włożonego w jej przeczytanie. Przybliża nam bowiem, dziś już nieco zapomnianą, a przecież wartą zauważenia i zapoznania się z nią, postać wybitnego tłumacza, recenzenta, eseisty, satyryka, słowem, człowieka - orkiestry.
Przyznaję, do tych, jak by nie było komplementów, było mi początkowo daleko. Biograf postanowił bowiem pozwolić mówić Boyowi o nim samym i swój tekst bogato (zbyt bogato!), krasi licznymi cytatami z dzieł tegoż. Dodatkowo spora część publikacji poświęcona jest recenzenckim wyczynom doktora Żeleńskiego. I choć z pewnością opis ich (i kolejne liczne cytaty) spowoduje żywsze bicie serduszek zapalonych teatrologów, to ja, hmm, przedzierałem się przez nie jak ten dzielny rycerz przez ciernie okalające zamek Śpiącej Królewny.
Kurczę, znów wylazł ze mnie narzekacz, a przecież chciałem zachęcić. Więc zachęcam, bo kiedy już człowiek przyzwyczai się do tej masy cudzysłowów, to będzie miał okazję zobaczyć jak młody człowiek, który przez przypadek został lekarzem, przepoczwarza się w niezmordowanego ogrodnika, który na polską ziemię przeflancowuje perły francuskiej prozy. I niesłychanie inteligentnego eseistę i krytyka teatralnego, który bez względu na wszystko (m.in. przyjaźń z twórcami opisywanych sztuk) pisze to co myśli. I choć czasem Boy także plunie jadem, a z jego zdaniem częstokroć się nie zgadzamy, choć możemy mieć do niego zastrzeżenia jako człowieka (skłonność do hazardu i skoków w bok), to jednak nie sposób nie doceniać tego tytanicznego wysiłku intelektu, który pozwolił się przedwojennym czytelnikom cieszyć Proustem czy Gidem.
Hen, choć czasem znać jego sympatię do opisywanej postaci, stara się być obiektywny. Biograf pokazuje słabości Żeleńskiego, kolejne kroki jego kariery, a w końcu ostrą nagonkę jakiej Boy doświadczył tuż przed wojną, i to wszystko starając się nie stawać po żadnej ze stron. Dzięki temu “Błazen - wielki mąż” nie stał się czołobitną laurką, a portretem człowieka z krwi i kości. Portretem, który niewątpliwie warto poznać.
W swoim czasie pisałam pracę semestralną poświęconą Żeleńskiemu. Świetny człowiek, pisarz, tłumacz... A co najważniejsze z niemożliwym poczuciem humoru :)
OdpowiedzUsuń"Reflektorem w mrok" kisi mi się na półce, aż wstyd :(
OdpowiedzUsuńMam wątpliwości, czy jeszcze ma sens odnosić się do wpisu sprzed, niebagatela, 14 lat z okładem (winszuję konsekwencji w prowadzeniu bloga!), ale książkę mam na świeżo i ręka świerzbi. Zgadzam się, że to opowieść, którą znakomicie się czyta. Hen jest gawędziarzem pierwszej wody! Co do mnie, to chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o translatorskiej działalności Boya, na przykład kosztem uszczuplenia akapitów poświęconych jego dokonaniom jako recenzenta teatralnego.
OdpowiedzUsuńAutor nie stara się skrywać swojej sympatii do Żeleńskiego - pisząc o roku 1940 i swoim pobycie we Lwowie, wprost przyznaje, że był już wówczas "boyologiem".
Za podzielenie się wrażeniami ślicznie dziękuję - odniosłam podobne. :)
Ma, jak najbardziej! Dzięki temu mogę sobie przypomnieć moją prastarą opinię o książce, ba!, poprawić literówkę, robiąc w końcu po latach Prousta z Prosuta :) No i przecież warto podtrzymywać sztukę, choćby tylko wirtualnej i mocno przez to kulawej, rozmowy :D
UsuńA z biografii zawsze, wydaje mi się, jesteśmy niezadowoleni, bo każdego z nas interesuje co innego i właśnie tego "innego" chcielibyśmy więcej. Jak czytałem Modrzejewską Szczublewskiego, to mimo że to cegła, też mi czegoś (choć dziś, zabij, czego?), brakowało. No i ciekawe, co zarzucę biografii Milne'a, która na mnie zerka z półki coraz bardziej natarczywie.
Zastanawiam się, czy są jeszcze tacy ludzie - gotowi dokładać z własnej kieszeni, byle tylko czytelnicy mogli poznać dzieła Balzaka i innych...
OdpowiedzUsuńBiografii, o których wspominasz, nie znam. Czytam natomiast "Królewskie sny" (to tak idąc za ciosem, bo też Hen), to rzecz o Władysławie Jagielle. Godna polecenia. ;)
Jeśli nawet są, to się ukrywają, żeby jako dziwowisko nie być pokazywanymi w klatce na jarmarkach czy też, zgodnie z duchem czasu,, na TikToku :) A Boy chciał może odpokutować szumną młodość, kiedy puszczał kasę na karty, wódę i inne uciechy :)
UsuńTo biografie z serii Fortuna i Fatum. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale za to wybór nazwisk spory :)