Nie wiem czy wspominałem już w tym miejscu, jak to kiedyś przytargałem do domu wielką pakę książek z odchodzącej w niebyt, wraz z likwidowaną szkołą, szkolnej biblioteki? Jeśli nie, cóż nie będę się rozwodził nad szczegółami, faktem jest natomiast, że paka stoi za łóżkiem Bartka i od czasu do czasu odławiamy z niej coś na chybił trafił. I takim oto sposobem trafiliśmy na “Daszeńkę …”.
Książkę, a raczej książeczkę (bo razem z fotografiami ręki autora, liczy około 60 stron), stworzył Karel Čapek. Tak, tak, TEN Karel Čapek, który jak się okazuje nie tylko umiał wymyślić pojęcie robota, ale także w pełen ciepła i słynnego czeskiego humoru sposób, opisać losy malutkiej foksterierki, tytułowej Daszeńki. Nie wierzycie, no to zobaczcie jak można opisać pierwsze, niezdarne próby przemieszczania się, podjęte przez ulubionego psiaka:
"Kiedy Daszeńka porządnie wzuła buty (właściwie to nie wzuła butów, tylko zakasała rękawy, ściśle mówiąc, nawet i rękawów nie zakasała, tylko - jak to się mówi - popluła w dłonie; zrozumcież mnie: ona nie mogła popluć w dłonie, dlatego że pluć jeszcze w ogóle nie umiała, a dłonie, czyli łapki, miała takie maleńkie, że nawet by do nich nie trafiła) - słowem, kiedy się Daszeńka do tego zabrała tak na dobre, w ciągu pół dnia przeturlała się od maminej przedniej nogi do maminej tylnej nogi, przy czym po drodze ze trzy razy się najadła i ze dwa razy przespała."
To naprawdę fajna lektura, dla moich chłopaków mająca wymiar świetnej zabawy podczas obcowania z, jak cytat pokazuje, dowcipnym tekstem Čapka oraz niemniej zabawnymi ilustracjami jego autorstwa. Dla mnie natomiast ma ona posmak nostalgii, który najlepiej zrozumieją osoby pamiętające Daszeńkę z PRLowskiej telewizji roku 1980, bo wtedy to na ekranach odbiorników zagościł serial Bretislava Pojara oparty na opisywanej lekturce.
Tak czy owak, warto ją gdzieś na stryszku, bądź w antykwariacie wyszperać, żeby przeczytać i polubić małą, białą kulkę, która swego czasu spowodowała, że na wielu polskich podwórkach słychać było jej imię.
o matko!!! taka bajka kiedys leciała w tv :)) pamiętam jak ją oglądałam z kuzynką jak byłysmy małe... :) nie wiedzialam ze jest ksiazka:)
OdpowiedzUsuńMary staruszko, widzisz zatem o czym piszę, kiedy piszę o nostalgii? Się miało 5 latek i się w 1980 oglądało Daszeńkę :D
OdpowiedzUsuństarość cholera okrutna :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=nosEunyOzew
OdpowiedzUsuń:D
Mary A bo mi cudzysłów przy tej staruszce umknął ot i fopa taka :) A co do YT to już oczywiście widziałem i powiem jedno, wtedy bardziej podobały mi się fragmenty dokumentalne, teraz część animowana. Słowem - dziecinnieję. I dobrze!
OdpowiedzUsuńhihihi
OdpowiedzUsuńja tez teraz wole animowane :)))
swoją drogą, kiedyś to były faaajne bajki
"Daszeńka" to była jedna z moich ukochanych książek w dzieciństwie! Jak to miło, że ją wyłowiłeś. :)
OdpowiedzUsuńNo i dzięki temu moja jamniczka też miała na imię Daszeńka, oczywiście...
Jak fajnie! Pamiętam tą mordkę :D Zaraz dorzucam sobie książkę do listy poszukiwanek, dzięki Bazyl!
OdpowiedzUsuńDaszeńka. Oczywiście, że pamiętam :)
OdpowiedzUsuńDaszeńka... Też pamiętam, bajkę również, ale zawiało sentymentem... :)
OdpowiedzUsuńA ja, o dziwo, w ogóle nie znam Duszeński, ale z Twojego opisu emanuje tyle tkliwości i nostalgii, że na pewno się skuszę. A i Tatiana będzie ukontentowana – najchętniej przygarnęłaby wszystkie psiaki i koty z okolicy. ;-)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nie kojarzę tej bajki. Znaczy się coś tam było takiego, ale żebym pamiętał, to nie. Może za smarkaty byłem wtedy;) W każdym razie uwielbiam takie klimaty:) Zapytam, może przypadkiem w moim antykwariacie się znajdzie - będzie do czytania na wieczór dla łobuza:)
OdpowiedzUsuńBazyl, to wspaniałe, że czytasz takie książki ze swoimi dziećmi. Nie tylko HP czy jakieś nowe, kolorowe cudeńka, ale tez uczysz ich miłości i szacunku to rzeczy starszych. Będą pamiętać, że wg taty nie ocenia się książki po okładce :] Cieszę się,że są tacy rodzice.
OdpowiedzUsuńa wogole to ciekawa jestem jak CI ta "Cukiernia.. " podejdzie, bo mnie zmeczyla i nie doczytałam;)
OdpowiedzUsuńkornwalia Dzięki za miłe słowo, ale rzeczywistość jest taka, że oni to wyciągnęli ze sterty i nakazali czytanie. I tyle. Bez ideologii :D
OdpowiedzUsuńMary A wkurza mnie z deczka, ale ciągnę jak zaczarowany :)
Bazylku, to znaczy, że już ich nauczyłeś ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zobaczyłam, że czytasz tę cukiernię i ażem się zdziwiła. No, ale Twoją recenzję to przeczytam całą na pewno!
A à propos robotów, to niesłychanie irytujące jest, jak trudno znaleźć stare polskie wydanie "R.U.R.", gdzie te dopiero co powstałe roboty pojawiają się po raz pierwszy w historii :). Oj, przydałoby się jakieś wznowienie.
OdpowiedzUsuń"Daszeński" natomiast nie znam. Ale brzmi ciekawie. Może uda się gdzieś upolować ;).