Co może być lepszego na poprawę humoru, jak nie polska, przedwojenna komedia pomyłek, ze wspaniałym Adolfem Dymszą w roli głównej? Jeśli do Dymszy dołożymy niezrównaną Mieczysławę Ćwiklińską jako gubernatorową oraz mniej dziś znanego z Kondratów, Józefa (stryja Marka) w roli Felka, to myślę, że samo to wystarczy, by poświęcić przygodom Antka Króla chwilę uwagi.
Kiedy carski oficer (rzecz ma miejsce w czasach zaborów), nakrywa rzeczonego Antka z fałszywymi rublówkami służącymi do gry w “orzeł - reszka”, temu ostatniemu nie jest bynajmniej do śmiechu. Sprawa się gmatwa, kiedy wprost z warszawskiego kercelaka trafia stoliczny cwaniak przed oblicze sądu i słyszy zarzut spisku antypaństwowego. Całe szczęście otwarte okno i szybkie nogi sprawiają, że zesłanie oddala się tymczasowo jak sen jaki złoty. Nasz gagatek trafia do pociągu, którym podróżuje również, nawalony w trzy... salony, carski policmajster, mający objąć funkcję w miasteczku na prowincji. A że Antek w akcie desperacji przybiera mundur nieprzytomnego … Dość powiedzieć, że nieoczekiwana zmiana miejsc zaowocuje hecą na sto i jedną fajerkę.
Dymsza, nicpoń i ladaco, doskonale odnajduje się w nowej roli. Nie ma żadnych kompleksów biorąc udział w przyjęciach u gubernatorstwa i sprawując nową funkcję, a jego teksty rozkładają na łopatki. No bo jak się nie uśmiać, gdy pan policmajster z przypadku prowadzi z rosyjskim oficerem taki dialog w sprawie, złapanego z rysunkiem polskiego orła, studenta:
“(...) - No to, że orzeł!
- Przecież widzę, że nie reszka!
- Jednogłowy, biały orzeł!
- No, a jaki ma być?!
- Jak to jest polski orzeł, a nasz, rosyjski, jest czarny i dwugłowy.
- To źle! No panie! Czy pan widział orła z dwiema głowami? Przecież to byłby wybryk natury! No, fejnomen! (...)” i to wszystko z tym fajnym, praskim zaśpiewem. Albo gdy uczy panią gubernatorową tanga, reklamując swoje zdolności tekstem: “W Petersburgu to jestem pierwszy majster od tego tangiego.” Ja, w każdym bądź razie, miałem na gębusi mej banana co się zowie. Czego i Wam, jak już gdzieś kopię tego stareńkiego filmu dorwiecie, życzę z całego serca.
A dla zaganianych, fragment filmowej piosenki pt. “Oj diridi", którą Dodek śpiewa na wstępie filmu:
“Najważniejsza rzecz, humorek
i na lekko wszystko brać.
Trzeba budzić się z uśmiechem
i ze śmiechem kłaść się spać.
Po co martwić się i smucić
i narzekać wciąż na brak,
lepiej śmiać się ze wszystkiego
i powiedzieć sobie tak:
Oj diridi, oj diridi, rach ciach ciach
wszystko bzdury, nos do góry, rach ciach ciach
wciąż wesoło chociaż goło, rach ciach ciach
reszta to frajer, hop siup.”
i na lekko wszystko brać.
Trzeba budzić się z uśmiechem
i ze śmiechem kłaść się spać.
Po co martwić się i smucić
i narzekać wciąż na brak,
lepiej śmiać się ze wszystkiego
i powiedzieć sobie tak:
Oj diridi, oj diridi, rach ciach ciach
wszystko bzdury, nos do góry, rach ciach ciach
wciąż wesoło chociaż goło, rach ciach ciach
reszta to frajer, hop siup.”
Dzięki Ci Bazylu :) To moje klimaty. właśnie na moim blogu filmowym napisałam o Władysławie Grabowskim, który gra generała wojska carskiego.
OdpowiedzUsuńWspaniale bawię się przy przedwojennych komediach.
Uwielbiam Józefa Kondrata! Oczywiście Dymszę i Ćwiklińską również, bo jakżeby inaczej? A "Antka..." kiedyś widziałam, ale dawno temu. Pamiętam tylko, że płakałam ze śmiechu jak na większości polskich przedwojennych komedii. Muszę sobie chyba powtórzyć.
OdpowiedzUsuńDzięki, że przypominasz te urocze filmy.