piątek, 14 stycznia 2011

"Antek Policmajster" reż. Michał Waszyński


Co może być lepszego na poprawę humoru, jak nie polska, przedwojenna komedia pomyłek, ze wspaniałym Adolfem Dymszą w roli głównej? Jeśli do Dymszy dołożymy niezrównaną Mieczysławę Ćwiklińską jako gubernatorową oraz mniej dziś znanego z Kondratów, Józefa (stryja Marka) w roli Felka, to myślę, że samo to wystarczy, by poświęcić przygodom Antka Króla chwilę uwagi.
Kiedy carski oficer (rzecz ma miejsce w czasach zaborów), nakrywa rzeczonego Antka z fałszywymi rublówkami służącymi do gry w “orzeł - reszka”, temu ostatniemu nie jest bynajmniej do śmiechu. Sprawa się gmatwa, kiedy wprost z warszawskiego kercelaka trafia stoliczny cwaniak przed oblicze sądu i słyszy zarzut spisku antypaństwowego. Całe szczęście otwarte okno i szybkie nogi sprawiają, że zesłanie oddala się tymczasowo jak sen jaki złoty. Nasz gagatek trafia do pociągu, którym podróżuje również, nawalony w trzy... salony, carski policmajster, mający objąć funkcję w miasteczku na prowincji. A że Antek w akcie desperacji przybiera mundur nieprzytomnego … Dość powiedzieć, że nieoczekiwana zmiana miejsc zaowocuje hecą na sto i jedną fajerkę.
Dymsza, nicpoń i ladaco, doskonale odnajduje się w nowej roli. Nie ma żadnych kompleksów biorąc udział w przyjęciach u gubernatorstwa i sprawując nową funkcję, a jego teksty rozkładają na łopatki. No bo jak się nie uśmiać, gdy pan policmajster z przypadku prowadzi z rosyjskim oficerem taki dialog w sprawie, złapanego z rysunkiem polskiego orła, studenta:
“(...) - No to, że orzeł!
- Przecież widzę, że nie reszka!
- Jednogłowy, biały orzeł!
- No, a jaki ma być?!
- Jak to jest polski orzeł, a nasz, rosyjski, jest czarny i dwugłowy.
- To źle! No panie! Czy pan widział orła z dwiema głowami? Przecież to byłby wybryk natury! No, fejnomen! (...)” i to wszystko z tym fajnym, praskim zaśpiewem. Albo gdy uczy panią gubernatorową tanga, reklamując swoje zdolności tekstem: “W Petersburgu to jestem pierwszy majster od tego tangiego.” Ja, w każdym bądź razie, miałem na gębusi mej banana co się zowie. Czego i Wam, jak już gdzieś kopię tego stareńkiego filmu dorwiecie, życzę z całego serca.
A dla zaganianych, fragment filmowej piosenki pt. “Oj diridi", którą Dodek śpiewa na wstępie filmu:

“Najważniejsza rzecz, humorek
i na lekko wszystko brać.
Trzeba budzić się z uśmiechem
i ze śmiechem kłaść się spać.
Po co martwić się i smucić
i narzekać wciąż na brak,
lepiej śmiać się ze wszystkiego
i powiedzieć sobie tak:

Oj diridi, oj diridi, rach ciach ciach
wszystko bzdury, nos do góry, rach ciach ciach
wciąż wesoło chociaż goło, rach ciach ciach
reszta to frajer, hop siup.”

2 komentarze:

  1. Dzięki Ci Bazylu :) To moje klimaty. właśnie na moim blogu filmowym napisałam o Władysławie Grabowskim, który gra generała wojska carskiego.

    Wspaniale bawię się przy przedwojennych komediach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Józefa Kondrata! Oczywiście Dymszę i Ćwiklińską również, bo jakżeby inaczej? A "Antka..." kiedyś widziałam, ale dawno temu. Pamiętam tylko, że płakałam ze śmiechu jak na większości polskich przedwojennych komedii. Muszę sobie chyba powtórzyć.

    Dzięki, że przypominasz te urocze filmy.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."