czwartek, 13 stycznia 2011

"Każdy dom potrzebuje balkonu" Rina Frank


Jeszcze przed sylwestrem ubiegłego roku spotkaliśmy się by omówić kolejny klubowy wybór, ale sami wiecie jak z czasem, więc relacja dopiero teraz.
Ponieważ jestem jedynym samcem w dkkowskim stadzie, staramy się wybierać lektury na zasadzie: “wilk syty i owca cała”. “Każdy dom …” wydawał się niezłym kompromisem. Z jednej strony książkę napisała kobieta (owce całe), z drugiej, lubię rodzinne bajędy (wilk syty). Jakie zatem wrażenie wywarła na nas debiutancka powieść Riny Frank, która to pozycja w Izraelu zrobiła furorę, a i na rodzimym poletku blogowym zbierała niezłe noty?
Już otwierając skrzydełko okładki i widząc upozowaną na zdjęciu autorkę wiedziałem, że się nie polubimy. Nieskiepowany papieros w ręce, natchnione spojrzenie skierowane w dal, słowem - wypisz wymaluj, artystka. I rzeczywiście, trudno mi było polubić narratorkę powieści, którą jest właśnie Rina. O ile jeszcze dobrze czytało mi się część dotyczącą dzieciństwa spędzonego w kolorowej, wielokulturowej i wielojęzycznej, choć z reguły biednej Hajfie, gdzie tytułowy balkon zastępował telewizor i pełnił funkcję salonu towarzyskiego, to opisy “tu i teraz” wymęczyły mnie cholernie. Historia Kopciuszka, który dzięki małżeństwu wstępuje na salony i nie może dogadać się z obcymi sobie mentalnie i materialnie ludźmi (teściami, mężem i jego znajomymi), była już w literaturze prezentowana w lepszym wydaniu i bez tej, z pewnością pozwalającej autorce na dystans, ale strasznie mnie denerwującej, trzecioosobowej formy narracji. O dziwo, dziewczyny potwierdziły moją opinię. Przeszłość i rodzinne historyjki - tak, dorosłość wraz z bagażem problemów małżeńskich i chorobą dziecka - nie.
Podsumowując - nie wiem dlaczego ta książka awansowała do rangi bestselleru. Jako ciekawa historia rodzinna, rozgrywająca się w egzotycznej scenerii formującego się państwa żydowskiego, daje radę i czyta się ją z przyjemnością. Ale żeby od razu best …?

7 komentarzy:

  1. Bazylu- proszę o głos w konkursie :)
    Blog Roku, w kategorii Kultura :)

    Jeśli masz ochotę to tylko jeden sms na numer 7122 o treści E00020
    Koszt 1,23 zł na obozy rehabilitacyjne dla niepełnosprawnych.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym ją sobie przeczytałą jako ciekawą historię rodzinną itd. Bo ta Hajfa mnie łaszczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. A co klub wybrał na ten rok?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mota Głosy, które miałem oddać oddałem :)
    Iza Nie spróbujesz, nie dowiesz się. Ale ostrzegam przeplatające się płaszczyzny czasowe i zmienna narracja mocno nas wkurzały.
    nutta Babińca, czyli "Saszeńkę" i mocne cuś, czyli "Komórkę" Kinga. Jak na razie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bazylu, ja na tego rodzaju zdjęcie trafiłam m.in. na stronie pani Elżbiety Cherezińskiej - autorka zerka na czytelnika z jakiejś drewnianej szopy. Super. Na szczęście zajrzałam tam dopiero po przeczytaniu "Sagi Sigrun".

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja nawet tego zdjęcia nie kojarzę (nie zwróciłam uwagi), a książkę czytałam i mnie się naprawdę dobrze obcowało z tą historią:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też nie rozumiem fenomenu tej książki. Wątek współczesny mało interesujący, lata dzieciństwa już lepsze, ale i tak czegoś brakowało.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."