czwartek, 28 kwietnia 2011

"Tchnienie grozy" wybór Wojciech Żukrowski


„Pozwólcie, że Was zaproszę na seans z duchami, posłuchacie niezwykłych opowieści, a może i za Wami coś się pojawi i zechce lodowatym tchnieniem owiać kark”- z przedmowy

Nie wiem jak to jest, ale jeśli tylko w amerykańskim filmie jest scena obozowa, to nie może się ona obejść bez tradycyjnego, wieczornego ogniska, połączonego z opiekaniem pianek (sic!) i opowiadaniem mrożących krew w żyłach historyjek. Widać taki folklor. W każdym bądź razie ja ze swoich kolonijnych czasów nie kojarzę takich atrakcji (z wyjątkiem ogniska). A szkoda, bo ghost stories lubię i chętnie bym w takiej nocnej nasiadówce wziął udział. Aha, tych, którzy mi zaczną wywlekać historię z czarną wołgą informuję, że jedna wołga tradycji nie czyni.
Ok, załóżmy zatem, że trafiłem na camp, siedzę przy ichniejszej watrze i wszyscy wlepiają we mnie oczy, bo to ja mam dziś sprawić, że twardziele zbledną, kujony będą piszczeć, a czirliderki pomdleją. Co robię? Na pewno nie sięgam po zbiorek nowel “Tchnienie grozy” w wyborze i z przedmową Wojciecha Żukrowskiego. Dlaczego? - spytacie. - Przecież groza ma być! No tak, ale w tej książce jest to groza nostalgiczna, zagubiona we mgle Londynu czy na brytyjskiej prowincji, snująca się po parkowych alejkach i delikatnie podnosząca włoski na karku. W młodych ludziach wychowanych na wszelkich “masakrach” i inszych Krugerach wzbudziła by jedynie śmiech. Słowem, nie nadaje się.
Całe szczęście jestem panem w średnim wieku i moje gusta w dziedzinie opowieści niesamowitych nie przekładają się na ilość wytarganych ofierze flaków. Wolę klimat, wolę suspens, wolę zgrabną woltę i błyskotliwe, czasem nawet zaskakujące (acz rzadko), zakończenie. I to wszystko znalazłem właśnie w zbiorku przetłumaczonym przez pana Tadeusza Malanowskiego. Wśród nazwisk m.in. Roald Dahl, Shirley Jackson. Wśród tematów: opętania, tajemnicze zabójstwa, duchy i wiele innych interesujących pomysłów na straszenie.
Jeśli macie zatem ochotę na klimatyczne historyjki, które kiedyś oficjalnie uznawano za niegodne miana literatury, a tak naprawdę nawet najtęższe głowy czytały je po kątach z wypiekami na twarzy - zapraszam. Trącą troszkę myszką, ale uwierzcie, są o wiele lepsze niż bezmyślna rąbanka, która zalewa nas współcześnie.

2 komentarze:

  1. Bazylku, ja zupełnie nie na temat książki. Kilka postów temu podziwiałam Twojego kundelka i sama zakochałam się w nim po uszy. W związku z nim pytanie mam: czy potrafisz powiedzieć, czy istnieje polskie oprogramowanie?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Malenstwo Jak nie, jak tak. Oczywiście traci się wtedy gwarancję, ale "spolszczenie" jest możliwe. Szczegóły TUTAJ Ja używam orygnalnego softu, bo menu Kundla nie jest specjalnie skomplikowane i nawet taka noga językowa jak ja daje sobie radę :)
    PS. Kupuj, kupuj bo $ tani jak barszcz. Ja kupiłem "na górce" ale i tak nie żałuję, bo sprawdza się świetnie. Jakby co, wpisuj pytania pod postem o Kundlu :D

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."