Już przed rokiem chciałem napisać o tej wspaniałej książce, ale jak to zwykle bywa … Zauważyliście słowo “wspaniałej”? To dobrze, bo o to chodziło. Oprócz tego bowiem, że książeczka jest świetna (o czym za chwilę), to jest też szerszemu gronu odbiorców nieznana. Po czym wnoszę? Ot, choćby po tym, że w biblioNETce widnieje przy niej tylko jedna ocena. Moja. A szkoda, bo w zalewie wielce kolorowych i równie miałkich książeczek z bohaterami popularnych kreskówek i skandynawskich “przeszczepek” poruszających najbardziej wymyślne problemy współczesnej cywilizacji, brakuje na dziecięcych półeczkach pozycji pielęgnujących rodzime tradycje. Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu publikując “Wielkanoc w Kisielicach Małych” doskonale tę lukę wypełnia, a rodziców, dla których religia jest passé, uspokajam - “diecezjalne” w nazwie wydawnictwa nie oznacza, że z tekstu wyskoczą na Was zdania typu: “jak nie poświęcisz jajek, to zabierze cię diaboł”.
Obyczaje, obrządki, tradycje związane ze Świętami Wielkiej Nocy powoli odchodzą w zapomnienie. Dla wielu rodzin okres Wielkiego Tygodnia, to czas wolny od pracy, spędzany na zasadzie tzw. długiego weekendu z kilkoma dodatkowymi atrakcjami w postaci, np. zlewania znajomych osób butlą “Pani Walewskiej” czy innego Diora. Ze zgrozą spostrzegam, że i moją gromadkę można zaliczyć do tego, rosnącego z roku na rok, stadka. Mam jednak nadzieję, że lektura “Kisielic” i moje silne postanowienie poprawy sprawią, że w przyszłym roku będzie lepiej i kolejne Święta będę wspominał z takim samym sentymentem jak robią to babcia Antonina i dziadek Antoni.
No właśnie, bo motorem napędowym małej wioski jest, wyżej wspomniana, para dziarskich staruszków. Obydwoje są skarbnicą wiedzy, ostoją tradycji i nieprzebranym źródłem pomysłów jeśli chodzi o świetną zabawę, kulinaria (przewaga babci) i rękodzieło (górą dziadek). Kolejne rozdziały - wspomnienia, to takie mydło - powidło. Pobrzmiewają w nich informacje o religijnej stronie Świąt (dziadek, który zapomniał o Środzie Popielcowej, dopomina się rogalików na śniadanie), a każdy okraszony jest zabawną historyjką i przepisem na coś. Może to być pyszny sernik albo maślane baranki, albo inne coś, które rodzicom sprawnym manualnie pozwoli na wspólną, radosną twórczość z dzieckiem.
Nie wiem co jeszcze napisać na zachętę. Może to, że lektura wzbudziła we mnie chęć przeprowadzki do takich Kisielic, gdzie wszystko jest po staremu, a ludzie są sobie jakoś bliscy (a jak nie, to nasi dziadkowie coś z tym zrobią) i nie gonią, diabli wiedzą za czym. Może to, że Antoni i Antonina stali się pewnym surogatem moich własnych Dziadka i Babci, którzy coraz bardziej zacierają się w mojej pamięci. Może to, że fajnie zdobią książkę proste, trochę muminkowate ilustracje Marcina Cisła i duże fotografie dzieł wykonanych przez staruszków. A może … po prostu weźcie pociechy pod pachę i poczytajcie.
PS. Tu można zobaczyć kawałek środka. I nie, nie jestem związany z zalinkowaną księgarnią :)
Świetna, zachęcająca recenzja. Masz pisane! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSuper, nie znałam tej książki. Jesteśmy fankami tej autorki i Cecylki Knedelek, więc na pewno kupię i tę.
OdpowiedzUsuńSmacznego Jaja!!
OdpowiedzUsuńBazylku, przesyłam moc świątecznych serdeczności dla Ciebie i Twoich Bliskich; niech wszystko przebiega tak, jak sobie zaplanowaliście!!!!
OdpowiedzUsuńBazylku, jesteś niezastąpiony, a ja właśnie szukam jakiejś książeczki dla mojej chrzestnicy (chrześnicy?) o tradycjach wielkanocnych :))) Pozdrawaim i jeszcze wesołych świat życzę :)
OdpowiedzUsuńDzięki za ciepłe słowa i życzenia.
OdpowiedzUsuńAnna, Mag Tak na przyszłość. Jest też "Boże Narodzenie w Kisielicach Małych" :D