Jeśli sądzicie, że starożytni Rzymianie to wyłącznie sztywni goście, którzy całymi dniami, zakutani w powiewne prześcieradła, łazili wokół rynku, gawędząc o wzniosłych sprawach, a starorzymska literatura, to głównie Cycerony, Owidiusze, Wergiliusze i inne śmusze (że tak podkradnę tekst satyrowi z bajki), jesteście w błędzie. Bo nie tylko "Eneidą" i "Sztuką kochania" Rzym stoi, o czym łacno się przekonać czytając “Metamorfozy albo Złotego osła” Apulejusza z Madaury.
Pierwsze zaskoczenie związane z lekturą, to konstatacja, że wynalazek literatury popularnej jest znacznie starszy niż dotychczas mi się wydawało. Bo w “Metamorfozach” znajdziemy wszystko to, co i dziś decyduje o powodzeniu książki u czytelników: krew, seks, wic, ba, nawet rzeczy, które obecnie święcą prawdziwe triumfy, czyli magia, fantastyka i nadprzyrodzone istoty. I to nie w jakimś zmurszałym, przedpotopowym wydaniu, bo choć przekład Edwina Jędrkiewicza bogato korzysta ze staropolszczyzny, nie dajcie się zmylić, nie o język tu bowiem chodzi. Ot, przykład! Myślicie, że Harris ze swoim Lecterem dali czadu w wymyślności tortur, to posłuchajcie tego:
“Jego tedy (osła - przyp. Bazyl) jutro zatłumić, wypatroszyć z bebechów wszyćkich, a do brzucha mu zaszyć nagusieńką dziewczynę (...) tak żeby jej całe ciało siedziało w kałdunie bydlęcia, a ino głowa wystawała. Teraz to tak utuczone i nadziewane oślisko wyłożymy na jaki skalisty stok, aby je tam słońce przypiekało.
A tak każdemu z nich dostanie się wszyćko, czegoście – i sprawiedliwie – żądali: oślisku śmierć, na którą dawno zasłużyło, a jej rozszarpanie przez dzikie zwierzęta – gdy ją będą robaczyska toczyły, i kara ognia – gdy słońce skwarem rozparzy zewłok, i męki ukrzyżowania – gdy psy i sępy będą rozdzierały jej ciało. Ale uważcie i inne jej przykrości i dokuczności: jako że to, sama żywa, będzie tkwiła w kałdunie zdechłego bydlaka, a smród okrutny w upale nos jej będzie dławił, a że bez jadła będzie, z głodu se powoli uskwirknie, bo nie mając nawet tych rąk swobodnych, nie będzie się mogła sama zabić.”
Słabo?!
Drugie zaskoczenie, potwierdzające obserwację że wszystko w literaturze już było, wynikło z pozyskania z przedmowy autorstwa Mikołaja Szymańskiego następującej informacji:
“Powieść Apulejusza nie była prawie znana w średniowieczu. Z tamtych czasów zachował się tylko jeden rękopis, sporządzony w XI wieku, który przeleżał trzysta lat w bibliotece klasztoru na Monte Cassino. Tam odkrył go wreszcie Giovanni Boccaccio i własnoręcznie sporządził jego kopię, przechowywaną dziś – podobnie jak tamten manuskrypt – we Florencji.”
I jeśli myślicie, że na skopiowaniu księgi się skończyło, śpieszę poinformować, że autor “Dekameronu” dwie z historii Madaureńczyka zerżnął był prawie toczka w toczkę. Klasyk - plagiatorem! O tempora! Całe szczęście nie poprzestał Boccacio na bezmyślnym kopiowaniu i dzięki temu mamy możliwość cieszyć się setką fantastycznych nowel zawartych w jego najbardziej znanym dziele.
Nie lubię długich notek, więc się sprężę. Warto sięgnąć po najklasyczniejszą klasykę, żeby zobaczyć że nawet nobliwy antyk ma do zaoferowania coś fajnego. Pełna podniet sensacyjka przemycająca między wierszami naukę o moralności jest dobra na początek przygody z nieznanym. Nieznanym, bo o licealnym rozbiorze “Eneidy” całe szczęście zdążyłem już zapomnieć.
PS. A scena, w której główny bohater zamieniony w osła cieszy się z dużego przyrodzenia - bezcenna.
Wiesz, że kiedy czytam Twoje recenzje, zawsze MUSZĘ przeczytać całość - nie potrafię zrezygnować choćby z akapitu, nawet jeśli (jak teraz) czytam w pracy ukradkiem? Zazwyczaj mam zresztą wrażenie, że Twój tekst jest lepszy od opisywanego :) Jeśli kiedyś się wezmę za Greków, to sporo w tym będzie Twojej zasługi :)
OdpowiedzUsuńviv Cóż mogę powiedzieć, miałem z tą książką mnóstwo uciechy. Zdarzały się co prawda kawałki przegadane, a zdumienie wzbudziło odkrycie, że już starożytni potrafili spierniczyć zakończenie, ale jednak plusy przeważyły minusy. Chętnie dorwałbym się teraz do "Lucjusza czyli osła" Lukiana z Samostat, który był pierwowzorem utworu Apulejusza (tak, tak, ten też zżynał) i był ponoć znacznie odeń frywolniejszy.
OdpowiedzUsuńKoło "Złotego osła" chodziłam jak kot koło zdechłej myszy. Do wczoraj. Wczoraj o Apulejuszu w "Lekturach nadobowiązkowych" czytałam. W zasadzie nie notkę o autorze a esej noblistki naszej o "Apologii, czyli w obronie własnej księga o magii". I "osła" i "apologię" natychmiast do listy dodałam. Podwójną frajdę mam, bo "Osioł" też (jak Gogol) z ukochanej mojej zabytkowej serii - Biblioteka Arcydzieł.
OdpowiedzUsuńmonotema BA oferuje same zacne tytuły, a "Metamorfozy" są tego świetnym przykładem.
OdpowiedzUsuńCo do lektury. Te zaskoczenia! Np. kiedy czyta się tworzący trzon dzieła Apulejusza mit o Amorze i Psyche i znajduje fragment, w którym biedne dziewczę, na rozkaz rozgniewanej bogini, musi rozdzielić różne rodzaje ziaren i pomagają jej w tym mrówki. Znamy? Znamy! Jak miło odkrywać takie tropy i sięgać do korzeni. I wiem, wiem, wszyscy o tym wiedzieli, ale ja mieszkam na głębokiej prowincji :D
nie, żebym coś mówiła, ale.. Złoty Osioł został napisany po łacinie, więc z tymi Grekami to tak średnio...
OdpowiedzUsuńO, ciemna śrubka! Takiej wtopy, to ze świecą szukać. Tak się pewnie zakręciłem na punkcie napisania luzackiego wstępu, że aż zrobiłem z Apulejusza Greka. Mea cupla i wielkie dzięki za czujność. Ale nie ma tego złego, co by na dobre ... Przynajmniej wiem, że ktoś moje wypociny uważnie czyta :) Już poprawiam.
UsuńZrobione. Mam nadzieję, że darujesz mi tego Filokteta, który raz, że satyrem nie był, dwa, też z Grecji wiedziony. Całe szczęście przerabialiśmy "Eneidę", bo naprawdę byłbym w kropce :D Jeszcze raz dzięki :)
Usuń