“Wszyscy kochali tego jasnego, świetlanego człowieka o uśmiechu pogodnym jak letnie niebo.” - Jarosław Iwaszkiewicz
Chciałbym być Brzechwą! Tym z Was, którzy już zaczęli kręcić kółka na czole, spieszę donieść, że mam się dobrze i nie zrobiło mi się kuku od książek, tylko przeczytałem zbiór wspomnień o autorze “Kaczki Dziwaczki”, zredagowany przez Antoniego Marianowicza. I mam mocne przeczucie, że kiedy skusicie się na opisywaną pozycję i sięgniecie po te memuary skreślone rękami przyjaciół, znajomych i współpracowników poety i adwokata, Jana Lesmana, też zechcecie być Brzechwą.
Któż by bowiem nie chciał być człowiekiem wesołym i dysponującym “inteligentnym” poczuciem humoru, które my możemy odnaleźć w jego wierszach dla dzieci (i nie tylko), a ci co znali go osobiście, doświadczali na co dzień. Dodajmy jeszcze inne cechy: uczynność, koleżeńskość, altruizm, dobre wychowanie, elegancję, opanowanie, brak zawiści (co w środowisku twórczym, było prawdziwym ewenementem) i sto innych, pozytywnych, składających się na obraz człowieka, którego nie dało się nie lubić. Miłośnika kart, pięknych kobiet i dobrego jedzenia. Bon vivanta, który umiał brać z życia to co najlepsze i to w pięknym stylu.
Wiecie, że nie lubię długich notek, a zachwyt tą książką sprawia, że mógłbym o człowieku, który napisał najlepsze strofy poezji dziecięcej (pewnie by się dobrodusznie obruszył, bo nie uznawał rozróżnienia na literaturę dla dzieci i dorosłych), pisać i pisać. Lepiej jednak oddam głos Igorowi Sikiryckiemu, cytując fragment jego tekstu na zachętę (pokaże on, co próbuję Wam przekazać), a Wy sobie ewentualnie doczytacie.
“Pewnego dnia Janek zaprezentował mi niezwykłe widowisko. Do “Klubu Pickwicka” wchodziło się przez salę restauracji hotelu “Savoy”, na pierwsze piętro. U szczytu schodów znajdował się niewielki taras z widokiem na całą salę. Kiedy znaleźliśmy się na tarasie, Janek zatrzymał się i oparł dłonie na balustradzie.
- Spójrz na ten stolik, ostatni z prawej strony,
- Ten, przy którym siedzi szpakowaty pan w towarzystwie dwóch pań?
- Tak, ten.
- Nie widzę nic ciekawego.
- A teraz?
- Teraz bierze jakąś książkę i coś pisze.
- A wiesz, kto to jest?
- Nie wiem.
- To jest Jan Brzechwa.
- Jaki Brzechwa, twój kuzyn?
- Nie. Jan Brzechwa, czyli ja.
Widząc osłupienie w moich oczach, Janek uspokoił mnie zaskakującym wyjaśnieniem:
- Otóż pan, którego tam widzisz, podaje się za Jana Brzechwę i w dodatku składa autografy na moich najnowszych książkach.
- Skąd o tym wiesz?
- Od znajomego kelnera.
- No dobrze, ale cóż on na tym zyskuje?
- Jak to co? Wdzięczność mamuś obdarzonych autografem, a może i coś więcej.
- Moim zdaniem faceta trzeba natychmiast zamknąć.
- Nie masz racji. On mi wyświadcza ogromną przysługę. Wiesz przecież, że nie lubię podpisywać moich książek, a jemu widocznie sprawia to ogromną przyjemność. Poza tym robi to bardzo dobrze. Ma ładny charakter pisma i całkiem niezłą prezencję. Jednym słowem, nie przynosi mi wstydu. (...)”
Widzicie? Nie tylko ja chciałem być Brzechwą. Polecam!!!
Na pewno sięgnę:)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, lecz spodobały mi się twe wrażenia, więc chętnie ją poznam.
OdpowiedzUsuńmam ją, czytałam ze względu na postać Jana Marcina Szancera, rewelacyjne anegdoty :)
OdpowiedzUsuńJa z przyjemnością sięgnę gdy nadarzy się ku temu okazja :-)
OdpowiedzUsuńJa też, ja też chcę być Brzechwą! Fragment cudny. Zaraz sprawdzę czy książka jest dostępna w mojej bibliotece:) Dobrze, że są takie smaczki literackie na świecie:)
OdpowiedzUsuńNie chciałbyś być Brzechwą, bo gdyby dzieci chciały Twoim nazwiskiem nazwać swoją szkołę, to ksiądz by powiedział, żeś Żyd, a wójt by dorzucił, żeś pisał wiersze ku czci Stalina. I niech się wypchają dzieci swoim Ambrożym Kleksem. Niestety:( W pięknym kraju żyjemy:P Przepraszam, że tak mi się ulało, ale swego czasu szlag mnie jasny trafił przy takiej okazji.
OdpowiedzUsuńzacofany.w. lekturze Pan Jan byłby pewnie ponad to i dlatego właśnie chciałbym ... :) A zresztą, to nie pierwszy i nie ostatni przypadek kłopotów z patronowaniem -> TU
OdpowiedzUsuńKupiłam za ... nieprzyzwoitą cenę na allegro:)
OdpowiedzUsuńFantastyczny fragment:) Chyba przestanę czytać Twojego bloga, bo czuję się zachęcona do każdej książki, o której tylko przeczytam u Ciebie i życia mi na nie zabraknie;)
OdpowiedzUsuń@ zacofany.w.literaturze
OdpowiedzUsuńNiektórzy rodzice mogliby jeszcze się oburzać, że stary Kleks niezdrowo interesuje się chłopaczkami - czytałam i takie zarzuty.
@ Bazyl
Podziękowania za oświecenie, o Brzechwie chciałam od dawna poczytać, a ww. książka całkowicie umknęła mojej uwadze. Pamiętam wspomnienia jego redaktorki z PIW-u (Szymańskiej) - b. ciekawe opowieści.
@Czytanki.Anki: też to czytałem i powtórzę, że żyjemy doprawdy w ciekawym kraju:)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze raz:) Zapraszam tzn. typuje (typ,typ), tzn. nominuję do zabawy One Lovely Blog Awards. Info na moim blogu (się pojawi za chwilę).
OdpowiedzUsuńA "Akademia pana Brzechwy" jest dostępna w mojej bibliotece! Jutro się tam przerowerkuje:)) Pozdrawiam ciepło:)
Ja zwykle odnajduję w sobie chęć bycia Kermitem, ale Brzechwą...? Z cytatu i Twoich zachwytów wynika, że Brzechwa był kimś znacznie ciekawszym, niż mi się wydawało, może jednak jakieś pokątne kojarzenie go z Tuwimem nie jest wcale aż tak strasznie pokątne :) książkę przeczytam, jak dorwę, szczególnie, że Antoniego Marianowicza darzę ogromną sympatią i cenię, więc jego redakcja tylko pogłębia chęć czytania o Brzechwie.
OdpowiedzUsuńliritio Jak się okazuje, nie tylko Ty :) A Brzechwa zaimponował mi tyloma cechami, których u mnie ze świecą szukać, że po prostu uznałem, że łatwiej niż adaptować od, byłoby zostać :D
OdpowiedzUsuńPo tej płomiennej recenzji zakupiłam książkę i ja też chciałabym być Brzechwą! pozdrawiam Jola
OdpowiedzUsuńJola Prawda? Być człowiekiem, który teoretyczne nie miał wrogów, czyż to nie piękne?
OdpowiedzUsuń