Ponieważ "Grizzly" to rzecz męska, zakrzyknę: "Panowie!". Pamiętacie czasy, kiedy dziesięciolatkowi nie świecił w oczy widoczny na ekranie telewizora czerwony kwadracik zakazu, a przywiezione przez znajomego wideo pozwalało cieszyć się takimi perełkami audiowizualnymi jak np. “Commando”? Jeśli tak, to być może chcielibyście wrócić do świata, w którym twardy, szukający zemsty facet, nie bawi się w konwenanse, a jego celem jest li tylko i wyłącznie dorwanie skurwiela, który mu TO zrobił i nakarmienie go za TO własnymi cojones. Zapraszam zatem do świata wykreowanego przez Adama Zalewskiego w “Grizzlym”. To historia wielkiego jak góra szeryfa, który pewnego dnia zastaje w swoim domu …
Jeśli myślicie, że kowboje u Zalewskiego bawią się w doktora jak w opowiadaniu Proulx, a skrzywieni mieszkańcy małych, amerykańskich zadupi, których tak lubi niedookreślać McCarthy, są tak samo niedookreśleni - zapomnijcie. Przy Clintonie Gerstaeckerze facet z reklamy Marbloro to niemęski cienias, a wszyscy, zaludniający okolice jerk towns, szczerbaci mutanci w ogrodniczkach, których znacie choćby z horrorów rodem z USA, to, w porównaniu z rodzinką z książki, po prostu cipy. Jest mrocznie, jest duszno, jest cholernie krwawo i mózgowo - flaczasto. Jest ostro!!! Zalewski jest bowiem w swoim pisaniu bezkompromisowy i, co trzeba wyraźnie zaznaczyć, ma niemałe zaufanie do czytelniczych żołądków.
Teraz trzy słowa do ojca prow... eee, tego, o wrażeniach. O niebo lepszy niż w ”Rowerzyście” bohater i duuużo lepszy początek, który wciągałem jak spaghetti. Niestety, jest też równie pusta końcówka, sprowadzająca się do totalnej rozpierduchy i robienia z dup wszystkich oponentów, jesieni średniowiecza. O czym to świadczy? Ano, że człowiek się zestarzał, bo przy “Commando” w ogóle mi to nie przeszkadzało. Polecam miłośnikom “Brudnego Harry’ego” i zemsty w stylu “Kto nie z nami, ten przeciwko nam”. To naprawdę krwisty stek, więc dobrze się zastanówcie, czy jesteście w stanie go pokrajać i zjeść.
Ja ten stek zjem w całości:) A tak poważnie, to chyba się skuszę. Ostatnio podejmuje przedziwne wybory literackie, ten może być kolejnym.
OdpowiedzUsuńCo - "panowie"?!
OdpowiedzUsuńA panie to pies?
Zapewniam Cię, że ja bardzo lubię książki Zalewskiego i wcale nie uważam, że są dla mnie za ostre. A to, że się utarło pojęcie "męski" jako określenie czegoś brutalnego, to już inna bajka.
Ale książkę sobie chwalę, zapewniła mocne przeżycia. Do dziś nie mogę pozbyć się pewnych obrazów z głowy...
Czytałam i zdecydowanie polecam. podoba mi się ta ,,mocniejsza'' proza.
OdpowiedzUsuńNa mocne historie o kowbojach nie mam zapotrzebowania, ale na takie relacje owszem! Bardzo mi się podobała Twoja wypowiedź, taka energetyczna ;-)
OdpowiedzUsuń"Jeśli myślicie, że kowboje u Zalewskiego bawią się w doktora jak w opowiadaniu Proulx, a skrzywieni mieszkańcy małych, amerykańskich zadupi, których tak lubi niedookreślać McCarthy, są tak samo niedookreśleni - zapomnijcie." - ROZWALIŁO MNIE TO ZDANIE :)))
OdpowiedzUsuńZalewskiego nie znałem do tej pory, ale po takim opisie MUSZĘ przeczytać. Będzie pasował między Ellroyem (kończę) a Lehanem (planuję). Chociaż po tym jak pisze James E., to Zalewski będzie czystym relaksem :)
Świetny, soczysty post, Bazylu - widać, że wczułeś się w klimat :)
Czy owijają sobie szyje dymiącymi ludzkimi flakami? Jeśli nie, to ja podziękuję:P
OdpowiedzUsuńkalio Nie lubię szufladek, ale ta książka jest tak naładowana testosteronem, że po prostu bałem się, żeby nie zaczęły od jej lektury rosnąć Wam wąsy. I stąd zaanonsowałem do panów :)
OdpowiedzUsuńAgnesto Zastanawiałem się jak czytelnicy przyjmą wulgaryzmy. To chyba one dodały tekstowi kopa :D Ale na przyszłość obiecuję się powstrzymywać.
Misiek Tylko, żeby nie było, że wszystko mi się podobało. Za dużo w tej książce potężnie zbudowanych mężczyzn witających się słowami: "Jak leci stary mule!". Ale że nie mieszkałem nigdy na wschodnim wybrzeżu, to nie będę się kłócił, że to typowe dla tych stron :D
zacofany.w.lekturze To by była marnacja. PS. To zdanie to marnie zawoalowana wskazówka, a reszty sam się domyśl :)
@Bazyl: ja jestem kiepski w odgadywaniu wskazówek, ale na wszelki wypadek nie zapytam, czy to znaczy, że robili kaszankę z wrogów:P
OdpowiedzUsuńKlasyczna rozpierducha:) Coś w stylu Drużyny A, Rambo i Commando. Czytało mi się świetnie i przypominało czasy, kiedy jarałem pierwszą częścią Blooda na piecu. Świetna książka:)
OdpowiedzUsuńPorównanie do McCarthyego mnie powaliło;)
Wciąż leży u mnie "Biała wiedźma" i leży i nie może się doczekać, dziś przekartkuję, może coś z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuń