Zgodnie ze starą, świecką tradycją, najsampierw będzię bajęda osobista. Otóż jak część z Was wie, a reszta za chwilę się dowie, mam przyjemność korzystać z małej, gminnej biblioteki. Mała i gminna wcale w tym przypadku nie znaczy, że ostatnim zakupem były dzieła zebrane Władimira Iljicza. Wręcz przeciwnie, na półkach pełno nowości, trzy komputerki stoją w czytelni, a i szefowa odbiega od stereotypu bibliotekarki zakutanej w powyciągany sweter i uzbrojonej w, posklejane taśmą klejącą, okulary w rogowej oprawie. Słowem - jest dobrze. Niemniej jednak moja GBP, to tylko mały żuk, w porównaniu do takich miejskich czy uczelnianych molochów. Czy tam też jest tak fajnie? Jak wygląda “od kuchni” praca w takim właśnie bezosobowym, w porównaniu do mojego, prawie familijnego, przybytku, molochu? Myślałem, że dane mi będzie się o tym dowiedzieć z, otrzymanej jako bonus za udział w plebiscycie ZZ, książki Teresy Moniki Rudzkiej, “Bibliotekarki”. Niestety …
Naprawdę próbowałem dociągnąć do setnej strony, bo taki kredyt zaufania daję zazwyczaj pozycjom, z którymi już od początku wydaję się być niekompatybilny. Nie dałem rady. “Bibliotekarki” bowiem, to tak naprawdę zapis czegoś, czego w normalnym życiu mam pod dostatkiem: plotek na temat innych, obgadywania szefów i współpracowników, narzekania na pracę, zarobki, niespłacone kredyty i tysiąc innych, życiowych spraw. Taki magiel, spod którego panie przypadkiem teleportowały się do biblioteki i stąd tytuł książki. Moim zdaniem przeniesienie akcji do sklepu, na pocztę czy do jakiegokolwiek biura, niczego by nie zmieniło. No, chyba że tytuł. “Sprzedawczynie” czy “Urzędniczki” nie trafiłyby jednak tak bardzo w wyczulone oko braci czytelniczej.
Nie wiem jaki cel miała autorka próbując za wszelką cenę udowodnić, że w bibliotekach pracują ludzie, którym w życiu nie wyszło i dla których etat w filii, to ostatnia deska ratunku. Dodatkowo zestawiając dystyngowaną, oczytaną i w ogóle och i ach, Żywię, z resztą personelu, podkreśla jego: niechlujność, małostkowość, niedouczenie, wazeliniarstwo, że o braku uzębienia i stu innych wadach, których starczyłoby dla pracowników 5 ministerstw, a nie tylko jednej małej, bibliotecznej filii, nie wspomnę. Słowem stereotyp goni stereotyp i stereotypem pogania, a obraz pracownika biblioteki jaki się z tych konstatacji wyłania krzywdzi sporą grupę, w tym parę osobiście mi znanych, osób.
Jeśli zatem chcecie się dowiedzieć, która to pinda i podpierdalaczka do szefa, a która pomaga biednemu alkoholikowi - czytelnikowi, bo chce skubnąć należącą do niego kamienicę - proszę bardzo. Jeśli chcecie spędzić czas w towarzystwie wyniosłej, myślącej z pogardą o koleżankach z pracy i mającej głeboko w tyłku wszystkich oprócz siebie, kobiety - proszę bardzo. Ja książką jestem nie tyle nawet zawiedziony, co zniesmaczony i naprawdę nie rozumiem sensu tworzenia takiej literatury.
Naprawdę próbowałem dociągnąć do setnej strony, bo taki kredyt zaufania daję zazwyczaj pozycjom, z którymi już od początku wydaję się być niekompatybilny. Nie dałem rady. “Bibliotekarki” bowiem, to tak naprawdę zapis czegoś, czego w normalnym życiu mam pod dostatkiem: plotek na temat innych, obgadywania szefów i współpracowników, narzekania na pracę, zarobki, niespłacone kredyty i tysiąc innych, życiowych spraw. Taki magiel, spod którego panie przypadkiem teleportowały się do biblioteki i stąd tytuł książki. Moim zdaniem przeniesienie akcji do sklepu, na pocztę czy do jakiegokolwiek biura, niczego by nie zmieniło. No, chyba że tytuł. “Sprzedawczynie” czy “Urzędniczki” nie trafiłyby jednak tak bardzo w wyczulone oko braci czytelniczej.
Nie wiem jaki cel miała autorka próbując za wszelką cenę udowodnić, że w bibliotekach pracują ludzie, którym w życiu nie wyszło i dla których etat w filii, to ostatnia deska ratunku. Dodatkowo zestawiając dystyngowaną, oczytaną i w ogóle och i ach, Żywię, z resztą personelu, podkreśla jego: niechlujność, małostkowość, niedouczenie, wazeliniarstwo, że o braku uzębienia i stu innych wadach, których starczyłoby dla pracowników 5 ministerstw, a nie tylko jednej małej, bibliotecznej filii, nie wspomnę. Słowem stereotyp goni stereotyp i stereotypem pogania, a obraz pracownika biblioteki jaki się z tych konstatacji wyłania krzywdzi sporą grupę, w tym parę osobiście mi znanych, osób.
Jeśli zatem chcecie się dowiedzieć, która to pinda i podpierdalaczka do szefa, a która pomaga biednemu alkoholikowi - czytelnikowi, bo chce skubnąć należącą do niego kamienicę - proszę bardzo. Jeśli chcecie spędzić czas w towarzystwie wyniosłej, myślącej z pogardą o koleżankach z pracy i mającej głeboko w tyłku wszystkich oprócz siebie, kobiety - proszę bardzo. Ja książką jestem nie tyle nawet zawiedziony, co zniesmaczony i naprawdę nie rozumiem sensu tworzenia takiej literatury.
Jestem wielbicielką twojego walenia prosto z mostu! :) Książki nie czytałam, acz znam jedną szkolną bibliotekę, gdzie wszyscy łazili na herbatkę i ploty w miłej atmosferze. Pewnie tak jest i teraz. Zasadniczo nie lubię wyolbrzymiania spraw zbyt przyziemnych, tak jak chyba jest w tej ksiązce. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmontgomerry Sprawy przyziemne też można opisać ciekawie. Z pazurem, z jajem, z ciekawego punktu widzenia. A tu jest tak jak pod jatką, gdy się zejdą cztery kumy i napieprzają na czwartą, sięgając po to co wiedzą, wydaje im się że wiedzą, bądź słyszały od tych, którym wydaje się, że wiedzą. Takie pytlowania dla pytlowania. Jak pisałem, sporo rozmów, w których uczestniczę, ogranicza się do tego samego, ale wtedy mogę się wyłączyć. Przy czytaniu nie da się, więc rzuciłem (metaforycznie) w kąt.
OdpowiedzUsuńZnaczy się: książka tendencyjna?;) A tak ciekawie można było na ten temat napisać... Jakiś czas temu bodajże Smoleński zajął się kilkoma paniami bibliotekarkami w WO. Pisał o tym, co można pozytywnego zdziałać, nawet przy skromnych środkach. O tym, że niektórym się po prostu CHCE.
OdpowiedzUsuńTen artykuł miałam na myśli:
OdpowiedzUsuńhttp://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,7912383,Bibliotekarki.html
Przeczytałam tę powieść i spodobała mi się treść. Bo inaczej być nie mogło, a klimaty biblioteczne kocham od dziecka. Dla mnie to najbardziej tajmnicze miejsce na świecie i nic nie dorówna klimatowi bibliotek. A sama powieść sympatyczna i pocieszna.
OdpowiedzUsuńDane mi było przeczytać książkę jakiś czas temu, dobrnęłam do końca, bo się w miarę szybko ją czytało i miała duży druk. Nie musiałam z tym "dziełkiem" obcować dłużej niż 3 wieczory. Książka była mało wciągająca dlatego zajęło mi to więcej czasu niż zwykle. No ale jak już dobrnęłam do połowy, to już dociągnęłam do końca. Ależ się umęczyłam i wynudziłam. Abstrahując od tego, że fabuła jest zwyczajnie mało ciekawa i a postaci mocno stereotypowe, to jeszcze nie jest to napisana dobrze. Ot takie szkolne pisanie. Szkoda wydawać takie popierdółki.
OdpowiedzUsuńA tak poza to biblioteka to moje naturalne środowisko i bardzo bym była szczęśliwa gdybym mogła tam pracować. Niestety nie jest i raczej nie będzie mi to dane:( Może w przyszłym wcieleniu?
Pozdrawiam.
Juz sam tytuł jest strasznie pretensjonalny... na siłe i za przeproszeniem z tylka. Chyba bym się nie zainteresowała mijając :) Teraz tymbardziej
OdpowiedzUsuńJako bibliotekarka szczerze nie znoszę tej książki. Totalna klapa. Ja dobrnęłam do końca i nawet zrecenzowałam. Ale nie powala.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że nie tylko ludzie z branży tak uważają :)
Serdeczności :)
Czytałam, a raczej wymęczyłam Bibliotekarki. Liczyłam na dobra zabawę, a otrzymałam ciężkostrawnego klopsa. Nuuudy, nuuuudy!
OdpowiedzUsuńChciałam to przeczytać, ale już widzę, że inne miałam wyobrażenia. Jakby mi jednak kiedyś wpadła ta książka w pazurki, to pewnie bym przeczytała z ciekawości i dla wyrobienia własnego zdania. Ktoś z przedmówców wspomniał o "szkolnym pisaniu", mam wrażenie, że sporo teraz takich książek (o wszystkim ii o niczym pisane w stylu szkolnego wypracowania), kto żyw pisze i wydaje na potęgę...
OdpowiedzUsuńBiblioteka to dla mnie miejsce szczególne. Teraz do tutejszej chodzę jako "szary czytelnik", ale do mojej "macierzystej" to i na herbatkę, rozmowy... przytulnie i przyjażnie tam bardzo. A na spotkania wigilijne to już prawie 20 osób przychodzi, tak się nam "rodzina biblioteczna" rozrosła... ;-)
Bazylu masz absolutną rację:)
OdpowiedzUsuńZawodowa solidarność mnie tknęła i kupiłam. I próbowałam przeczytać. Ale tutaj żaden kredyt zaufania nie dał efektu. Szkoda, bo znam trochę "regałów", których rozmowy to dialogi platońskie przy tym dziele. Muszę staranniej dobierać lektury (1 ksiązka dziennie = 22000 książek w ciągu życia - niezbyt wiele jak na zasoby piśmiennictwa!)
OdpowiedzUsuńDobrych książek życzę!
czytanki.anki To chyba taka polska przypadłość, że wolimy pisać i czytać o tym co do dupy, a nie o tym co się udało. Czytelnik dostaje do łapki gotowca, nad którym siąść, pokiwać głową i pomruczeć, że ta, jedna z drugą, to żywcem jak moja Iksińska z biurka obok. I też ma złoty ząb :) Tylko, że jak już wspomniałem, ja takich rozpraw w formie dialogów (przypadkowo zasłyszanych, czy uczestnicząc w nich, choćby biernie) mam już w uszach i głowie tysiące. Po co mi jeszcze książka o tym? I to tak napisana.
OdpowiedzUsuńMalineczka74 Musieliśmy czytać dwie różne książki, bo ja swojej na pewno nie określiłbym słowami "sympatyczna" czy "pocieszna".
papryczka Też bym popracował "przy książkach", ale niestety utknąłem już w innej branży :(
She Daj jej szansę i wypożycz. Przyda się kolejny głos w tej sprawie :)
the_book Ale to nawet nie chodzi o to, że rzecz jest o bibliotekarkach, bo gdyby była o księgowych też bym jej nie dokończył.
CwP Ja spasowałem.
Agnesto O, widzisz! Myślałem, że u mnie wielce sympatycznie, ale Wigilii jednak nie organizujemy :)
Bibliotekarze to dziś skarbnice wiedzy na temat nowych technologii, ludzie walczący ze stereotypem, ludzie otwarci i kreatywni. Ale jednocześnie... to środowisko bardzo sfeminizowane z całym bagażem tego słowa. Dlatego mimo iż sama jestem przedstawicielem tego gatunku muszę z ręką na sercu przyznać, że książka była tak krzywdząca, jak... prawdziwa. Co nie zmienia faktu, że publikowanie tego było pluciem we własną kaszkę.
OdpowiedzUsuńhttp://www.skrzat.com.pl/?p1=katalog&p2=osoba&idosoba=152
OdpowiedzUsuńAnonimowy ??? Namawiasz na "Singielkę"? :D
OdpowiedzUsuńPrzypadkowo trafiłam dziś na Twojego bloga i przy okazji dorzucę kilka słów o "Bibliotekarkach" z pozycji bibliotekarki ;-) Przeczytałam. Z ciekawości, z powodu tytułu. Szkoda było poświęconego czasu i oczu na czytanie :-) lepiej było w tym czasie zrobić cokolwiek innego np. pójść na spacer. Ktoś powie "oburza się bo prawda w oczy kole" ; może po części tak być, ale podobne klimaty panują pewnie nie tylko w bibliotekach, tylko jakoś nikt nie "popełnia" o tym tak wiekopomnego dzieła ;-) Z pewnością nie określiłabym tej pozycji jako "sympatycznej i zabawnej"
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam niedawno,nie było njgorzej ale nie ukrywam że zawiodłam się. Chciałam się czegoś dowiedzieć o pray bibliotekarek i tego najbardziej mi brakował,resztę już wyliczyłeś w recenzji więc nie będę powtarzać.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam. Kiepsko napisana, nudna i protekcjonalno-olewacka:) pozycja. Narratorka - zarozumiała, niesympatyczna pinda, reszta bohaterek - banda nieudacznic. Owszem znam jedną osiedlową bibliotekę, gdzie pracują koszmarne, brzydkie i plotkujące baby, ale po co o takich pisać? Poza tym znam też kilka super babek, które są bibliotekarkami.
OdpowiedzUsuń