Z czym kojarzy mi się amerykańskie Południe lat 60tych ubiegłego wieku? Pierwsze skojarzenie - segregacja rasowa. Drugie - bawełniane pola. Trzecie - “Missisipi w ogniu”. No i pańcie. Jak mógłbym zapomnieć o pańciach?! To tak na szybko. Poza tym dowcip, który, mimo że pewnie część z Was uzna go za niesmaczny, świetnie kwituje stosunki między białymi, a czarnymi mieszkańcami, w opisywanym w “Służących”, Jackson w Missisipi.
Z jeziora wyłowiono martwego murzyna oplecionego łańcuchami. Na miejsce przybył szeryf, który stwierdził:
- To normalne w tych rejonach, ten czarnuch ukradł więcej łańcuchów niż był w stanie unieść.
Myli się jednak ten, kto w “Służących” spodziewa się białych kapturów, płonących krzyży i sznurów przewieszonych przez gałąź rosnącego pod miastem drzewa. Kathryn Stockett pisze bowiem o rasizmie, jak to ujął, opisując na swej stronie fim powstały na podstawie książki, Piotr Wereśniak, “codziennym, domowym (...)” i choć nie zgodziłbym się, że “najdotkliwszym z możliwych (...)”, to jednak okrucieństwu którego nie sposób zaprzeczyć.
Przyznam szczerze, że początek nie porwał mnie w ogóle. Ot, córka plantatora bawełny ma kaprys zostać dziennikarką i będzie sobie spisywać wyznania czarnych służących. A ile przy tym tajemnicy, ile zachodu. Phi, też mi coś! Ale każda kolejna strona powodowała wzrost napięcia, a ja coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że moje “phi”, to w rzeczywistości gra o być albo nie być osób dramatu. I nie mówię tu tylko o czarnoskórych służących wyznających swe sekrety i ryzykujących zdrowie, życie czy byt rodziny, ale również o Skeeter, inicjatorce przedsięwzięcia, która dla realizacji swojego marzenia gotowa była skazać się na powszechny ostracyzm, ba, wystawić na próbę wymarzony związek.
“Służące” to powieść, w której aż kipi od emocji, a tematyka, wbrew pozorom, nie została zawężona do kwestii rasizmu i walki o prawa obywatelskie osób kolorowych. W książce znajdziemy też dramat kobiety, która pochodząc z “białej hołoty”, wychodzi dobrze za mąż i próbuje sięgnąć miejscowego Parnasu towarzyskiego czy kwestię wychowywania białych dzieci przez czarne pomoce i uczuć będących następstwem tej sytuacji oraz wiele innych tematów.
Nawijam i nawijam, a czas podsumować. Choć w końcówce troszkę raziło mnie wpychanie w usta, bądź co bądź, niewykształconych kobiet, dość filozoficznych przemyśleń, to jednak nie da się ukryć, że książka Kathryn Stockett, to pozycja warta przeczytania. Nie wiem na ile o kompetencji autorki może świadczyć fakt, że sama była mieszkanką Jackson, a jej rodzice zatrudniali służbę, ale dwukolorowy świat przedstawiony w “Służących” jawi się bardzo wiarygodnie. A czyta się to … Ach, jakbym ja, za każdym razem kiedy czyni swoje szeptane zło, wytargał za ondulowane kudły Hilly Holbrook, jakbym potrząsnął Elizabeth Leefolt i ryknął jej w twarz: “Do cholery, przytul córkę!!”, jakbym się napił herbaty w małej kuchni Aibileen i pogadał od serca ze Skeeter ... Widzicie, stary chłop, a tak się podjarał, więc uwierzcie, że warto.
Z jeziora wyłowiono martwego murzyna oplecionego łańcuchami. Na miejsce przybył szeryf, który stwierdził:
- To normalne w tych rejonach, ten czarnuch ukradł więcej łańcuchów niż był w stanie unieść.
Myli się jednak ten, kto w “Służących” spodziewa się białych kapturów, płonących krzyży i sznurów przewieszonych przez gałąź rosnącego pod miastem drzewa. Kathryn Stockett pisze bowiem o rasizmie, jak to ujął, opisując na swej stronie fim powstały na podstawie książki, Piotr Wereśniak, “codziennym, domowym (...)” i choć nie zgodziłbym się, że “najdotkliwszym z możliwych (...)”, to jednak okrucieństwu którego nie sposób zaprzeczyć.
Przyznam szczerze, że początek nie porwał mnie w ogóle. Ot, córka plantatora bawełny ma kaprys zostać dziennikarką i będzie sobie spisywać wyznania czarnych służących. A ile przy tym tajemnicy, ile zachodu. Phi, też mi coś! Ale każda kolejna strona powodowała wzrost napięcia, a ja coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że moje “phi”, to w rzeczywistości gra o być albo nie być osób dramatu. I nie mówię tu tylko o czarnoskórych służących wyznających swe sekrety i ryzykujących zdrowie, życie czy byt rodziny, ale również o Skeeter, inicjatorce przedsięwzięcia, która dla realizacji swojego marzenia gotowa była skazać się na powszechny ostracyzm, ba, wystawić na próbę wymarzony związek.
“Służące” to powieść, w której aż kipi od emocji, a tematyka, wbrew pozorom, nie została zawężona do kwestii rasizmu i walki o prawa obywatelskie osób kolorowych. W książce znajdziemy też dramat kobiety, która pochodząc z “białej hołoty”, wychodzi dobrze za mąż i próbuje sięgnąć miejscowego Parnasu towarzyskiego czy kwestię wychowywania białych dzieci przez czarne pomoce i uczuć będących następstwem tej sytuacji oraz wiele innych tematów.
Nawijam i nawijam, a czas podsumować. Choć w końcówce troszkę raziło mnie wpychanie w usta, bądź co bądź, niewykształconych kobiet, dość filozoficznych przemyśleń, to jednak nie da się ukryć, że książka Kathryn Stockett, to pozycja warta przeczytania. Nie wiem na ile o kompetencji autorki może świadczyć fakt, że sama była mieszkanką Jackson, a jej rodzice zatrudniali służbę, ale dwukolorowy świat przedstawiony w “Służących” jawi się bardzo wiarygodnie. A czyta się to … Ach, jakbym ja, za każdym razem kiedy czyni swoje szeptane zło, wytargał za ondulowane kudły Hilly Holbrook, jakbym potrząsnął Elizabeth Leefolt i ryknął jej w twarz: “Do cholery, przytul córkę!!”, jakbym się napił herbaty w małej kuchni Aibileen i pogadał od serca ze Skeeter ... Widzicie, stary chłop, a tak się podjarał, więc uwierzcie, że warto.
Stara baba też czytac będzie :-). A książka od miesięcy leży na półce i czeka na swoją kolej; aż zdążyłam na film pójśc najpierw...
OdpowiedzUsuńMniam, bo to pyszna książka. Film też zbiera niezłe recenzje, jeszcze nie widziałam, ale zamierzam.
OdpowiedzUsuńP.S. Słuchałam tego, nie czytałam, a po wysłuchaniu zakochałam się w kobiecie. Serio serio.
Ależ ja Ci wierze! Ta ksiązka jest jak afrodyzjak... nie sposob przejsc nie zauważając jej :D jak widac na mezczyzn tez dziala ;p
OdpowiedzUsuńNieee, no skoro stary chłop tak się podjarał, to teraz tym bardziej muszę zdobyć książkę. Bo film widziałam. I też się podjarałam. I już wtedy stwierdziłam,że muszę zanurzyć nosa w powieść. A Ty mnie jeszcze utwierdziłeś w tym muszeniu :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czemu, ale ci wierzę.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, bo właśnie szukałam recenzji tej książki. Namówiłeś mnie:)))
OdpowiedzUsuńEireann Film będzie musiał poczekać, bo ostatnio jestem tak zmulony jesienią, że zasypiam w połowie odcinka serialu. O pełnometrażówce nie mam co na razie marzyć :)
OdpowiedzUsuńAgnes W której, że tak beztrosko zapytam? :)
She Nawet dość przewidywalny wątek romansowy przeżyłem, żeby się dowiedzieć jak też rzecz się skończy :)
Mag Ech, baby, baby! Książkę! Książkę się czyta najsampierw! :D
guciamal Teraz to poczułem, że mam Moc :P
CwP "Namówiłeś mnie", to jest mój, podłapany gdzieś, patent, na kichanie. Zamiast tradycyjnego "Na zdrowie" :)
W Gruszce. :)
OdpowiedzUsuń