Kupiona w taniej książce i przeczytana bez pośpiechu biografia "ojca"
współczesnej fantastyki, pióra Herberta Lottmana, przyniosła mi garść
informacji, trochę zawodu oraz jedno wkurzenie.
O dziwo, okazuje się, że tak sławną postać możemy poznać jedynie na podstawie listów i dokumentów, które po niej pozostały. Lottman zebrał wszystkie, również te niepublikowane dotąd, materiały i przedstawił nam dość antypatyczną postać pisarza. Należy tu od razu przestrzec czytelnika, że autor podejrzewa, że przechowująca m.in. listy Verne'a krewna mogła je po prostu "przerobić", by ich treść pasowała do rodzinnej legendy. Niemniej jednak, ta, nieco chaotyczna, biografia, ukazuje nam Verne'a jako hipochondryka z problemami rodzinnymi (głównie z synem Michelem), którego marzeniem jest zostanie uznanym autorem sztuk teatralnych i członkiem Akademii Francuskiej. Niestety, a może raczej stety, zajął się pisaniem powieści przygodowych, które do dziś cieszą się niesłabnącym powodzeniem, a samemu autorowi sprawiły tę frajdę, że niektóre z nich przeniesiono na deski teatru.
Niestety, autor bardziej skupia się na relacjach Verne-Hetzel (wydawca Juliusza), w których ten pierwszy był zresztą niemiłosiernie wykorzystywany, mniej uwagi poświęcając rodzinie pisarza i jego pasjom (np. żeglarstwu). Poza tym niemiłosiernie spoileruje opisywane kolejno powieści "dziadka s.f.", zdradzając nie tylko główne zwroty fabuły, ale i same zakończenia. Ciekawe, jak Lottman potraktowałby Agatę Christie?
Podsumowując - ciekawe spojrzenie na osobę, która stworzyła nowy gatunek literacki i napisała książki o niemal każdym zakątku globu, praktycznie nie ruszając się z miejsca.
O dziwo, okazuje się, że tak sławną postać możemy poznać jedynie na podstawie listów i dokumentów, które po niej pozostały. Lottman zebrał wszystkie, również te niepublikowane dotąd, materiały i przedstawił nam dość antypatyczną postać pisarza. Należy tu od razu przestrzec czytelnika, że autor podejrzewa, że przechowująca m.in. listy Verne'a krewna mogła je po prostu "przerobić", by ich treść pasowała do rodzinnej legendy. Niemniej jednak, ta, nieco chaotyczna, biografia, ukazuje nam Verne'a jako hipochondryka z problemami rodzinnymi (głównie z synem Michelem), którego marzeniem jest zostanie uznanym autorem sztuk teatralnych i członkiem Akademii Francuskiej. Niestety, a może raczej stety, zajął się pisaniem powieści przygodowych, które do dziś cieszą się niesłabnącym powodzeniem, a samemu autorowi sprawiły tę frajdę, że niektóre z nich przeniesiono na deski teatru.
Niestety, autor bardziej skupia się na relacjach Verne-Hetzel (wydawca Juliusza), w których ten pierwszy był zresztą niemiłosiernie wykorzystywany, mniej uwagi poświęcając rodzinie pisarza i jego pasjom (np. żeglarstwu). Poza tym niemiłosiernie spoileruje opisywane kolejno powieści "dziadka s.f.", zdradzając nie tylko główne zwroty fabuły, ale i same zakończenia. Ciekawe, jak Lottman potraktowałby Agatę Christie?
Podsumowując - ciekawe spojrzenie na osobę, która stworzyła nowy gatunek literacki i napisała książki o niemal każdym zakątku globu, praktycznie nie ruszając się z miejsca.
Myślałem, że ze mną jest coś nie tak, bo wynudziłem się jak mops:P Ale najwyraźniej jednak dzieło nudnawe.
OdpowiedzUsuńZWL Może sam Verne, mimo pisania porywających, jak na owe czasy, wyobraźnią, powieści, sam w sobie był nudnawy. No i ta jego idee fix jakim była chęć wejścia do Akademii :)
OdpowiedzUsuńJa wiem, czy takie nudne? Czytałem kiedyś "Podwójne życie Juliusza Verne'a" i to było dużo ciekawsze. Dobrze, że Lottmana też mam z taniej jatki:P
OdpowiedzUsuńWłaśnie sprawdziłam, że obiektem biograficznych dociekań rzeczonego Herberta R. Lottmana byli między innymi: Flaubert, Camus, ród Rothschildów, Wilde, Modigliani, Colette, Chateaubriand. Ciekawe, czy zawsze podawał zakończenia utworów. :)
OdpowiedzUsuńZWL Czyli po prostu, są biografie i Biografie. No i jeszcze zbeletryzowane biografie. Dziś znów "Grecki skarb" szeptał do mnie: "Weż mnie", ale na razie przeraża mnie grubość :P
OdpowiedzUsuń"Grecki skarb" jest cudowny i zapewniam Cię, że tej grubości zupełnie nie odczujesz! :)
OdpowiedzUsuńO Schliemannie to polecam Stolla "Sen o Troi", dużo mniejsza objętość, co prawda to niby dla młodzieży, ale przecież nie jesteśmy jakimiś starymi pierdzielami:) No i rozdział o Troi w Ceramie:D
OdpowiedzUsuńLirael To jest tak, że ci, którzy są otrzaskani w autorze sądzą, że inni też tak mają. Coś na zasadzie: "Nie wiedziałeś, że zabił policjant?! Boże, nie czytałeś?! Przecież ona to napisała ponad sto lat temu??!!"
OdpowiedzUsuńPS. Wiem, wiem, ale na razie jakoś mi nie po drodze :)
Lubię biografie i lubię Verne'a, ale jakoś nie brzmi to szczególnie zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuńJa jak widzę to wydanie, to aż mi się odechciewa. Posiadam trzy biografie z tej serii i jakoś denerwuje mnie ten "ściśnięty tekst" chociaż "Heloiza i Abelard" była bardzo ciekawa. Mam jeszcze Chopina i Mendelssohna, ale to może kiedyś.
OdpowiedzUsuńTeż lubię biografie i lubię książki Verne`a, ale jak pisze książkozaur opinia twoja i komentatorów nie zachęcają, co w kontekście uginających się pod ciężarem książek do przeczytania półek może stanowić pewne pocieszenie- uff- na szczęście tej nie mam ochoty przeczytać.
OdpowiedzUsuńNigdy mnie nie przyciągały biografie z tej serii, a i sam Verne to raczej nie moja bajka, więc spokojnie omijam tę wyspę w książkowym oceanie ;-)
OdpowiedzUsuń