piątek, 4 maja 2012

Spotkanie autorskie z Łukaszem Wierzbickim.

Ludzie zazwyczaj nie lubią efektów ubocznych. Na myśl bowiem zaraz przychodzą im nudności i inne takie. Czasem jednak efekt uboczny jest fajny, ba, nawet pożądany. Takim miłym efektem ubocznym naszego skromnego dkkowania jest coroczna możliwość wyboru autora, którego chcielibyśmy ugościć u siebie. Super! Tym bardziej, że to Instytut Książki stawia.
Wychodząc z założenia, że starego czytelnika do biblioteki przyciągać nie trzeba, postanowiliśmy zanęcić dzieciaczków i zaprosić pana Łukasza Wierzbickiego, autora książek dla dzieci (choć nie tylko), które swego czasu były hiciorem w naszym domu. Mowa tu o “Afryce Kazika” i “Dziadku i niedźwiadku”. Prośbę zaakceptowano, działania organizacyjne rozpoczęto, promołszyn odpalono i zaczęto odliczanie, które zakończyło się 26.04.2012 r. wizytą pana, który żwawo wkroczył na salę z wysłużonym plecakiem na ramieniu i wielką, równie steraną życiem walizą w ręce.
Promołszyn ver. 1
Promołszyn ver.2
Przyznać się nam od razu wypada, że postanowiliśmy przeprowadzić pewien socjologiczny eksperyment i miast spraszania szkolnych wycieczek, postawić na indywidualną wolę przybycia rodziców z dziećmi. Rezultat był taki, że spotkanie odbyło się w dość kameralnym gronie, ale za to zyskało ono przez to na intensywności przekazu. Nie od dziś bowiem wiadomo, że ilość rzadko kiedy przechodzi w jakość.
Zapraszam zatem na małe fotostory, bo te amatorskie fotki więcej powiedzą o tym co się wydarzyło w pewnej wiejskiej świetlicy, niż ględzący Bazyl.
 
Waliza pełna skarbów intrygowała. 
Opowieści pana Łukasza ...
... porwały dzieci ...
... i wywołały uśmiech na twarzach wapniaków.


Pojawili się nieustraszeni podróżnicy ...
... i nie mniej dzielni żołnierze artylerii z 2 Korpusu.
Nie zabrakło też przystojnych Beduinów ...
... kiermaszu książek i ...
... emocji związanych z autografami.


I ja tam byłem, i z opowieści o wariacie jeżdżącym na rowerze po Afryce oraz z historii niedźwiedzia - wojskowego, się cieszyłem. Koniec i bomba, a kto nie był, ten trąba.

Program realizowany jest we współpracy z Instytutem Książki.

20 komentarzy:

  1. Ględzący Bazylu, pyszny fotoreportaż:D A teraz się przyznaj, żeś sam te promołszyn plakaty malował, człowieku licznych talentów:D I co to było to coś, co wygląda jak przybornik z wiertłami??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam. Chciałbym robić dobre zdjęcia, ale niestety ciągle nie mam czasu na naukę. Promołszyna robiła Ewa, szefowa biblio, pod egidą której zorganizowano spotkanie. Przybornik zaś to afrykański instrument.
      Spotkanie bardzo sympatyczne, były bisy, a czas przeznaczony nań zleciał jak z bicza strzelił. Szkoda jedynie, że odzew grupy docelowej był tak niewielki :(

      Usuń
    2. E tam, lepsza mała doborowa grupa niż nudząca się sala gimnastyczna. U Starszej było w szkole spotkanie z autorem Pana Kuleczki i zdaje się, że z powodu tego tłumu dziecko w ogóle nie załapało co to za impreza:(

      Usuń
    3. Ja oczywiście nie narzekam, jeno konstatuję, że jednak szkoda. Bo o ile zbyt liczna reprezentacja i to jeszcze na zasadzie przymusowego spędu, zabija sens takiej imprezy, to jednak spodziewałem się, że przynajmniej kilka osób uzna to spotkanie za atrakcję dla dziecka.

      Usuń
    4. Zauważyłem, że wiele osób za atrakcję dla dziecka uznaje włączenie mu filmu z płyty, nawet zwykły spacer uznając za zbyt wielki wysiłek ze swojej strony:(

      Usuń
    5. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci ... Choć przyznać trzeba, że unikamy :)

      Usuń
    6. Toteż ja wcale nie rzucam, bo też najchętniej usadziłbym przed TV zamiast się gimnastykować z atrakcjami:P

      Usuń
  2. Trzeba korzystać i organizować takie spotkania:) Godne pochwały:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba. Tylko trzeba też wyedukować rodziców i uświadomić ich, że takie spotkanie to dla ich pociech fajna sprawa, a nie nudy, którym kuda tam do wizyty w pizzerni :(

      Usuń
  3. momarta
    Gratuluję, podziwiam i przyklaskuję! Jakbyśmy do Baćkowic mieli bliżej to byśmy wpadli, ale z Pomorza Zachodniego daleko, panie! (zwłaszcza że w dniu 26 kwietnia jechaliśmy do stolycy, a to jedyne 600 km, i ilość przystanków na życzenie dzieci do lat 7 nas zabiła...9 godzinek pękło, luzik! Tych następnych jakichś 200 na oko byśmy nie znieśli!)
    A u mnie Afrykę Kazika przeczytałam na razie tylko ja, bo konkurencja (aktualnie Baltazar Gąbka) nie pozwala się dopchać. Ale dyskretnie przepcham ją do przodu, zwłaszcza przez wzgląd na tych przystojnych Beduinów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i koniec z internetową anonimowością :P A długie dystanse z zestawem 4 i 7 lat, będziemy testować już w lipcu :)
      U nas też był czas Gąbki który rozpętał się po obejrzeniu kilku odcinków świetnej kreskówki. Swoją drogą, takie spotkania sprawiają, że delikatnie przykurzone hity, znów mają swoje pięć, a nawet dziesięć minut.

      Usuń
    2. momarta
      Z tą anonimowością to ja rozumiem, że krygujemy się? Toć to iluzja jest i żaden Anonymous nie przekona mnie, że jest inaczej! A ten dreszczyk dawkowania informacji na swój temat? Hm, to co innego... :P
      A przed długim dystansem z dziećmi w tym wieku (u mnie niemal identyczny zestaw), radzę przypomnieć sobie drugą część Shreka i zawczasu przygotować odpowiedź na tekst "Daleko jeszcze?"
      Aha, i zakaz picia, ewentualnie korek w tyłek też nie zaszkodzi...
      Co do Gąbki i staroci - ogólnie też jestem zachwycona, tylko że najgorsze jest to, że u mnie idzie seriami. Jak Gąbka, to od razu wszystkie części, co zajmuje jakieś 2 miesiące. Ale i tak najgorzej było przebrnąć przez Doktora Dolittle. Ten Lofting to strasznie płodny był...

      Usuń
    3. Krygujemy :) Od zawsze bawiły mnie zarzuty, że odwagi cywilnej nie mam, bo podpisuję się Bazyl, a nie imieniem i nazwiskiem. Bo gdybym był, wymyślonym zresztą, Grzegorzem Brzęczyszczykiewiczem, to byłbym bardziej wiarygodny i w ogóle. Ale to temat na dłuższą, i moim zdaniem, niepotrzebną, dyskusję :)
      Co do wyjazdu, to liczę na wczesną porę i audiobooki. Pić i jeść zezwolę, bo będę miał wymówkę, żeby często rozprostowywać moje dwumetrowe cielsko :P
      Fazy straszne są, ale całe szczęście przechodzą. U mnie obecnie jest faza mocno prosportowa (życiowo), a zwierzęco/kryminalna (lekturowo). Ale daje się coś tam wcisnąć spoza.

      Usuń
  4. Jak sam napisałeś rzecz nie w ilości, a w jakości. Kiedy byłam na spotkaniu z panem Jackiem Dehnelem też tłumów nie było, a wspominam to spotkanie bardzo miło. A swoją drogą zupełnie nie znam autora. Chyba rozminęliśmy się wiekowo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie kameralne spotkania, to miła odmiana po, chociażby, Targach Książki, gdzie stojący za plecami tłum dyszy nienawiścią, bo jakiemuś lamusowi zachciało się zamienić słówko z autorem. A przecież to chodzi o to, żeby mieć wpis w książce i zdjęcie z, a nie o jakieś czcze dysputy :P A tu, proszę, można pana autora spytać i o wiek, i o inne ciekawe rzeczy, i nic się nie dzieje. A rozminięcie wiekowe jest pewnie skutkiem dość krótkiej działalności pana Łukasza na niwie :)

      Usuń
  5. :-) Ale świetne spotkanie było. Jakem trąba! [koniec i bomba, a kto nie był, ten trąba] Nie po drodze mi było. A szkoda.

    A wracając do odbiorców, czasami nawet gdyby się podjechało z megafonem pod okna i szczupakiem do mieszkań wpadało w celu namówienia domatorów do aktywniejszej i bardziej twórczej rozrywki, i tak by to nic nie dało. Ale zdjęcia mówią, że odbiorców sporo było. I to jakich!

    Pozdrawiam DKK w Baćkowicach – kłania się DKK z Zambrowa. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie jestem typem aż tak aktywnego animatora, żeby wskakiwać ludziom przez okna :( Najważniejsze, że grupce która przybyła podobało się bardzo. Widać skazani jesteśmy na rzeczy małe, a dobre, jak np. nasz trzy-, a w porywach czteroosobowy DKK :P
      PS. Jadałem kiedyś masło zambrowskie, czy jest jakiś związek z Twoim Zambrowem? :)

      Usuń
  6. Absolutnie świetny autor dla dzieci!!! Kazika i Niedźwiadka moje dzieciaki wysłuchały z otwartymi buziami. Teraz marzy nam się opowieść średniowieczna - podpowiedziałam pani z biblioteki. Mam nadzieję, że zakupią:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie do książek pana Łukasza nie trzeba przekonywać. "Wyprawa niesłychana ..." przywieziona z TK w Krakowie i już dawno przeczytana, ale jakoś nie mam ostatnio fazy na pisanie o ksiązeckach :(

      Usuń
  7. Tak. :-) Słynne masło zambrowskie jest własnie z naszej miejscowej mleczarni. Mam nadzieję, że smakowało. :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."