O
miałkości współczesnej, polskiej sztuki filmowej w ogóle, a komedii w
szczególe, można by rozprawiać długo i, podejrzewam, burzliwie. Można
by, ale właściwie po co? Czy nie lepiej, zamiast takiej czczej dysputy,
odpalić odtwarzaczyk i zrywać boki obserwując prawdziwych mistrzów
przedwojennego rozśmieszania. Pewnie lepiej. Problem jednak w tym, że
luka pokoleniowa* oraz zadziwiający brak publikacji o sławach rodzimego,
międzywojennego kina, sprawia że polska kinematografia tamtego czasu
oraz ludzie z nią związani giną w mroku zapomnienia. I nie jest to
bynajmniej, jak twierdzą niektórzy, wina Wujka Samo Zło, czyli komuny.
To bowiem za jej panowania TVP nadawała fantastyczny cykl pana Janickiego, czyli “W
starym kinie” i to z niego właśnie dowiedziałem się kim byli Flip i Flap,
Keaton, Chaplin oraz Brodzisz, Ordonka, Dymsza i wielu, wielu innych. A
teraz? Misja! Jak tak patrzę z boku, to chyba imposibol. No dobrze, ale ja tu
dryfuję, a rzecz miała być o Eugeniuszu Bodo (właśc. Bogdan Eugène
Junod), jednym z filarów polskiego filmu lat dwudziestych i
trzydziestych XX wieku, a właściwie o jego biografii, pióra Ryszarda
Wolańskiego.
To
właśnie z jej kart mamy okazję poznać historię mężczyzny, który w
zasadzie już od dzieciństwa skazany był na sukces w showbiznesie.
Podróżując wraz z matką, Anną z domu Dylewską oraz ojcem Teodorem Junod,
który zajmował się prowadzeniem objazdowych teatrzyków i kabaretów,
miał mały Boguś okazję poznać życie sceniczne niejako od podszewki.
Kiedy rodzice osiedli w Łodzi, a ojciec rozszerzył dotychczasową
działalność o prowadzenie kina “Urania” (pierwszy taki przybytek w tymże
mieście), kwestią czasu był wybór drogi życiowej przez młodego Junoda. I
nie, nie była to kariera lekarska, jaką wymarzyła była sobie dla
jedynaka matka. Ucieczka z domu wniwecz obróci plany rodzicielki, a
scenie daruje wspaniałego artystę, którego artystyczny pseudonim, aż do
wybuchu II wojny światowej, będzie synonimem dobrej rozrywki. I to bez
względu na to czy mowa będzie o występach scenicznych, blasku srebrnego
ekranu, czy też o jego scenariuszach i reżyserii.
Przerywam
wykład o Bodo, bo nie będę Wam odbierał przyjemności poznawania
postaci, wokół życia i śmierci której narosło sporo legend. Sami
odkryjcie tajemnice jego miłości i miłostek, acz nie spodziewajcie się
spekulacji na temat domniemanego homoseksualizmu. Poznajcie najlepsze
filmy z jego udziałem i wyśpiewane przezeń piosenki, a przez nie, lepiej, samego bohatera. Dowiedzcie, jak
rodziła się polska sztuka filmowa i jakie miejsce zajmował w niej Bodo.
Pozwólcie się porwać opowieści o człowieku, który bywał i amantem, i
błaznem, i odtwórcą ról dramatycznych, słowem - artystą wszechstronnym i
w niczym nie ustępującym legendom Hollywood.
Zarzucić
mogę tej biografii jedynie dwie rzeczy. Po pierwsze drobniutkie błędy
rzeczowe, ale to chyba raczej wina redakcji/korekty, która przepuściła
np. wódkę Baczyńskiego, choć kilkadziesiąt stron wcześniej produkował ją
jeszcze Baczewski. Po drugie, zbyt bogate tło, w którym czasami
rozmywał mi się ten Bodo, jak sen jaki złoty, a ja miałem wrażenie, że z
biografii o nim, złośliwe, książkowe duszki przeniosły mnie nagle na
karty monografii o dziejach filmu polskiego. Bo to, że chciał Bodo
nakręcić “Karierę Nikodema Dyzmy”, nie znaczy wcale, że należało wspominać o
wszystkich ekranizacjach powieści, włącznie z tą, w której gra pan
Pazura.
Poza
tymi naprawdę drobniutkimi mankamentami, autor dał nam do ręki świetne
kompendium wiedzy o tym, jak byśmy go dziś nazwali, zwierzu scenicznym,
który powodował żywsze bicie serca u dam, nienagannie się ubierał,
mieszkał z matką, wyśpiewywał szlagiery, które znane są do dziś i …
Resztę
informacji znajdziecie w okraszonej biogramami filmowych partnerów Bodo, fotosami, zdjęciami programów
kinowych i fotografiami z prywatnych archiwów, publikacji Rebisu. Włączcie sobie "Umówiłem się z nią ..." albo "Baby" i zafundujcie podróż w czasie.
Polecam i poproszę o więcej.
*
Młode dziewczęta, z którymi tymczasowo dzielę w pracy pokój,
zainteresowały się przydźwiganym przeze mnie tomiszczem, ale na widok
okładki zrobiły zdziwione minki i stwierdziły, że pojęcia nie mają kto
zacz.
Jako mamut śledziłem regularnie W starym kinie:) O ile na podstawie filmów doskonale rozumiem fenomen Dymszy, Bodo, Żabczyńskiego czy Jadzi Andrzejewskiej, to ni w ząb nie wiem, co współcześni widzieli w Ordonce. Ponoć ani kino, ani płyty nie były w stanie ująć jej czaru, głosu itp. Trudno w nie uwierzyć, chociaż chwałę wszyscy jednym głosem śpiewają.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o czar ekranowy, to trudno mi coś rzec, bo z filmów oglądanych w młodości, w ogóle jej nie pamiętam (a na 99% oglądałem "Szpiega w masce"). Jeśli zaś idzie o głos, to, sądząc po tym, co Wolański pisze o problemach z udźwiękowianiem filmów, bardzo być może, że ówczesne rejestratory nie oddały tego czym się ówcześni słuchacze zachwycali w występach na żywo. Ale to tylko moje przypuszczenia, bo znawcą tematu nie jestem :)
UsuńNo właśnie o te problemy z wiernym utrwaleniem głosu ponoć chodzi. Muszę wierzyć świadkom jej występów, ale sam się raczej do Ordonki nie przekonam. W Szpiegu w masce była moim zdaniem dość drewniana, chociaż dziecięciem to oglądałem:)
UsuńPiosenki pani Hanki b. lubię, jako aktorka chyba rzeczywiście nie wypadała najlepiej. Może o jej popularności zadecydował także życiorys? Z biedoty na salony - historia jak z bajki. Tylko koniec smutny.
UsuńWłaśnie dojrzewam do jej "Tułaczych dzieci".
UsuńWidocznie ja już nie taka młoda, skoro wiem, o kogo chodzi, ba, nawet cykl "W starym kinie" pamiętam, choć niezbyt dobrze:). Mam nadzieję, że w mojej bibliotece będzie ta książka kiedyś dostępna. Trochę już o Eugeniuszu Bodo czytałam w internecie, ale chętnie dowiedziałabym się więcej.
OdpowiedzUsuńZdjęcie na okładce - zabójcze:).
Mota podjęła kiedyś fajne dzieło, którego dwa pierwsze wpisy poświęcone są właśnie Bodo. Szkoda, że nie ma dalszych :(
UsuńEch... Szkoda, że jestem zbyt młoda, żeby powiedzieć "czasy mojej młodości"... Ubóstwiam książki o międzywojniu. Sempoliński, Halama, łapię co się da.
OdpowiedzUsuńMyślę zatem, że opisywana książka powinna Cię zainteresować :)
UsuńPS. Pierwszy raz słyszę, żeby kobieta publicznie oznajmiła "szkoda, że jestem zbyt młoda" :P
To ja napiszę, szkoda, że jestem nie tak młoda jak Agata Adelajda:( Doskonale pamiętam cykl W starym kinie i wiele filmów z udziałem wymienionych gwiazd i gwiazdek i wspominam go z sentymentem i uśmiechem. Jak książka trafi do mojej biblioteki to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPamiętaj tylko, że autor dał się ponieść fali i na tych ~400 stronach pisał też dużo na temat samego kina i okolic. O pierwszych reklamach, czasem tak chamsko wielkich, że zasłaniały scenografię. O kłopotach z napisami. O problemach z dźwiękiem - jego zapisem, synchronizacją, dubbingiem. I wielu innych rzeczach, które w tej biografii niekoniecznie musiały się znaleźć, ale, patrząc z perspektywy, fajnie że jednak doń trafiły.
UsuńPrzystojniak ten Bodo, ech, a jaki uśmiech charakterystyczny...
OdpowiedzUsuńMuszę Mamie powiedzieć o tej książce, a może kupić jej na imieniny?...
O! I tu kolejna sprawa. Oprócz głosów uwielbienia, trafiały się też takie, które twierdziły, że uroda Bodo jest "przyciężka" i jako wzór przystojniaka wskazywały choćby Brodzisza. Porównać, drogie panie, możecie sobie choćby TU, tylko musicie wziąć poprawkę na charakteryzację i, choćby, wyretuszować w głowie wielką szramę z twarzy Eugeniusza :)
UsuńHeh - dwaj nieustraszeni - obaj tak samo przystojni :)
UsuńSzrama tylko uroku Eugeniuszkowi dodaje
i w niczym Bodo od Brodzisza nie odstaje :)
Chętnie bym poleciała do księgarni i zakupiła sobie tą "książeczkę" ale cena mnie odstrasza...
W kwestii męskiej urody pozwolę sobie głosu nie zabierać. Cena rzeczywiście nokautuje, ale od czegóż publiczne biblioteki. Jeśli już jest, nie sądzę, żeby była wielce oblegana. Choć, oczywiście, wolałbym się mylić :)
UsuńEh... Czy te twoje młode dziewczęta nie posiadają matek ani babć? Moje (matka i babcia)czasem w rozmowach wspominały Bodo (i paru innych, wartych kobiecych westchnień) np. porównując czyjąś urodę itp., więc od dzieciństwa kojarzyłam gościa. A książkę niedawno gdzieś widziałam i przeglądałam; przyznam, że okładka wyjątkowo sympatyczna. Książka wydała mi się wtedy smakowita, a teraz to już na bank wyląduje na mojej liście.
OdpowiedzUsuńPewnie posiadają, ale ja niewiedzy starszego pokolenia wcale się nie dziwię. Mówimy o babciach, mieszkankach wiosek, do których prąd zawitał w latach 60', a TV czasem i na początku 80'. O wizytach w kinie nawet nie wspominam, gazet do dziś się w niektórych domach nie czyta. Ciekaw jestem czy moja babcia wiedziała kto to Bodo?
UsuńJeśli chodzi o okładkę, to uwieczniono na niej Bodo z jego ulubionym dogiem arlekinem, który wdzięcznie wabił się Sambo. Sambo przeżył zresztą swojego pana, ginąc przypadkowo dopiero w czasie Powstania.
Widzę, że wychowaliśmy się na podobnych programach i filmach.;) Pan Janicki powinien medal dostać za swoje dokonania. W niedziele można obejrzeć jego cykl w Kino Polska. Z jego opowiastek o Bodo pamiętam m.in., że zdjęcie widniejące na okładce książki, a wzięte chyba z pocztówki, było przemyślanym chwytem PR-owym Bodo. Dog był zresztą częścią wizerunku aktora.;)
OdpowiedzUsuńB. lubiłam Bodo, znacznie bardziej niż Dymszę i Żabczyńskiego. Miał chyba ciekawsze role.
Za Wiki: 29 października 2008 z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrał Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", więc ktoś pana Stanisława docenił. Szkoda tylko, że nie wiąże się to z powrotem jego i jego cyklu do "publicznej" telewizji :(
UsuńI jeszcze, wracając do tematu, w najbliższy weekend, w ramach uzupełniania biografii Bodo, obejrzę sobie "Za winy niepopełnione" p. Janickiego właśnie :)
UsuńO pardon, nie odrobiłam lekcji.;) Późno, bo późno, ale go docenili.
UsuńNa program w publicznej szans raczej brak, nijak ma się to do śpiewów i kabaretu.;(
Ww. film trzeba po prostu obejrzeć.;
UsuńO, jak ja uwielbiałam Stare Kino, choć wspomnienia z konkretnych filmów mam raczej mgliste. Nieraz sobie z mężem marudzimy, że TVP misję powinna realizować i pokazywać ten cykl oprócz tych wszystkich talent showów! Co by taka starsza publiczność w naszym wieku również miała z tego coś dla siebie ;)
OdpowiedzUsuńJakby nie można było upchnąć cyklu między. Jako przykład niech TVP służy, czytane przez moją Rodzicielkę, "Życie na gorąco", w którym, oprócz tysiąca artykułów i artykulików o dupie Maryni czy inszych celebrytek, jest rubryka, bodajże, "Ludzie legendy", gdzie zamieszczane są dość artykuły z życia artystów z dawnych lat. W przedostatnim była na przykład opisana sprawa Igo Syma. Można? Można!
UsuńNa "W Starym kinie" się wychowałam, pamiętam, że jak byłam dzieckiem, to strasznie mnie potem dziwiły filmy, w których polscy aktorzy nie wymawiali tego charakterystycznego "ł":)Za książkę się wezmę jutro, skoro mankamentów jest niewiele.
OdpowiedzUsuńTe, które znalazłem, nie przeszkadzają w cieszeniu się dobrą lekturą. Ale to tylko moje osobiste zdanie :)
UsuńTak sobie czytam te wpisy i aż serce rośnie widząc, ile osób w blogosferze kojarzy program w Starym Kinie i przedwojennych autorów.
OdpowiedzUsuńA z nieco innej beczki - marzy mi się, żeby powstała książka/film dokumentalny o Inie Benicie. Bardzo lubiłam jej role, natomiast jej życie to niezły materiał na scenariusz filmowy.
Pragnę zauważyć, że te komentarze obalają również tezę, że to PRL zniechęcił nas do przedwojennej sztuki filmowej. A o Inie możesz przeczytać ciekawy wpis TUTAJ
UsuńO Inie Benicie poniekąd traktuje Poczet królowych polskich Szczygielskiego. Jeszcze nie czytałem, ale Szczygielskiego polecam w ciemno:)
Usuń@ Bazyl
UsuńDzieci PRL-u chyba nie zniechęcił.;) Nie wiem, dlaczego mnie te filmy pociągały. Chyba głównie za sprawą kontrastu do tego, co wokół. Plus aura świata, który nie wróci. Dzięki za link.
@ ZWL
Szczygielski mówisz? Jak pisze też o pani Mieci, to się rozejrzę.;) Od jednego z programów Janickiego o Ćwiklińskiej coraz bardziej ciekawi mnie ta postać.
On się chyba skupia na okresie wojennym, nie wiem, czy się pani Miecia zmieściła. Za to Ćwiklińska ma jakąś biografię wydaną lata temu.
UsuńTak, pióra Bojarskiej.
UsuńWłaśnie. Są jeszcze Rozmowy z panią Miecią Okońskiej.
UsuńŻycia nie starczy.;( Będąc jeszcze w sferze marzeń - ciekawa mogłaby być też solidna biografia Andrycz (chyba jeszcze nie ma żadnej, a wspomnienia samej p. Niny to jednak nie to samo.;) No i muszę tu zakrzyknąć: ależ ta kobieta ma klasę!
UsuńA ja czekam na tę książkę i czekam i doczekać się nie mogę. Zamówiłam i mam nadzieję ją niedlugo dostać. Przeczytałam tę recenzję i jeszcze bardziej czekam, hehe
OdpowiedzUsuńKasiu, gdybym wiedział, że tak czekasz, to poczekałbym z wpisem :) Ale myślę, że warto, bo będzie lepiej smakować. Albo i nie, to wtedy wpadnij i mnie zbluzgaj, że wprowadzam w błąd :P
Usuń