piątek, 24 sierpnia 2012

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" Jonas Jonasson

Wydawca reklamuje “Stulatka …” jako „szwedzkiego Forresta Gumpa” i rzeczywiście coś w tym jest. Zarówno bowiem Allan Karlsson, jak i tytułowy bohater powieści Grooma, mają ze sobą coś wspólnego. Obaj prezentują totalnie bezstresowe podejście do życia i obaj mają wysoko postawionych znajomych. Tu jednak, moim zdaniem, podobieństwa się kończą i chwała Swarożycowi, bo inaczej miałbym niezbyt strawną powtórkę z rozrywki (nie lubię naśladownictw), a tak, miałem … No cóż, czystą rozrywkę. Bo czyż mogło być inaczej, jeśli czas spędzało się w towarzystwie wiekowego dziadka, który swoim stoickim spokojem mógłby obdzielić połowę zestresowanej na maksa obsady Wall Street, a fantazją, ze 20 ułańskich pułków.
Allana Karlssona poznajemy w chwili, gdy daje dyla z domu spokojnej starości. Właśnie ma świętować swoje setne urodziny, ale że impreza ma mieć charakter absolutnie abstynencki, że już o braku dobrej wyżerki nie wspomnę, dziarski dziadek po angielsku, przez okno swego pokoju, udaje się w szeroki świat, by przeżyć ostatnią w swym życiu (w końcu ma sto lat), przygodę. Ponieważ jeszcze go nie znamy, bo nie przeczytaliśmy opowiadających jego burzliwe, życiowe dzieje, retrospekcyjnych kawałków, nie wiemy, że Allan jest człowiekiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, ale też facetem, życiem którego kieruje przypadek i nieprawdopodobne szczęście (jakżeby inaczej, w końcu przeżył STO LAT!!!). Czy zatem dziwić może, że podczas swej karkołomnej ucieczki tenże przypadek każe mu rąbnąć socjopatycznemu bandycie walizę z wielce interesującą zawartością. I z tą walizą zawitać do samotni równie zwariowanego jak on, acz deczko młodszego, staruszka! I wraz z nim kontynuować ucieczkę, przy okazji zatrudniając jako szofera sprzedawcę fast foodów!!! I razem z nimi trafić do domu samotnej niewiasty, która hoduje słonia!!! I … Sami widzicie. A weźcie pod uwagę, że nawet nie wspomniałem o pojawiających się na kartach powieści: Franco, Stalinie, Mao, Trumanie czy de Gaulle’u i to oczywiście w zestawieniu z naszym szacownym jubilatem.
Po raz stofęfnasty wspomnę, że lubię staruszków z cohones. Dlatego pewnie, mimo że w pewnym momencie zżymałem się na zbyt odjechane konotacje głównego bohatera z postaciami historycznymi, tyle uciechy dostarczyła mi ta książka. Tym bardziej, że autorowi sprytnie udało się ten cały cyrk powiązać w końcu w zgrabną całość.
Polubiłem Allana. Bliskie memu sercu było zarówno jego umiłowanie do napojów wyskokowych, jak i wstręt do likieru bananowego. Podobała mi się postawa życiowa, którą roboczo nazwałem “liść na wietrze”*. Bo, choć wiem, że jako znerwicowany choleryk, stoję na przeciwnym biegunie, to jednak miło było poczytać o tym, jak spokojne poddanie się biegowi wydarzeń może nas doprowadzić do miejsc, o których nawet nie marzyliśmy i pozwolić wziąć udział w wydarzeniach, które wstrząsnęły światem. I nawet literówki, ba, błędy rzeczowe - “(...) udał się na wschód, dziewięćset tysięcy sześćset kilometrów pociągiem.” i stylistyczne “(...) nie mieli najmniejszych trudności z zaczajeniem się do samochodu”, niech Was nie oderwą od szalonego around the world (można włączyć RHCP) z niezłomnym, choć narzekającym na bóle w kolanach, Wikingiem, jako przewodnikiem. Polecam.

* A którą pięknie charakteryzuje cytat: „Allan Karlsson nie wymagał od losu niczego szczególnego. Potrzebował tylko łóżka, porządnej porcji jedzenia, czegoś do roboty i od czasu do czasu odrobiny wódki. Jeśli to dostał, mógł znieść prawie wszystko.”

22 komentarze:

  1. A ja miałam tę przyjemność, że wysłuchałam Stulatka w wersji audio z Arturem Barcisiem jako lektorem, miód malina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepadam za audiobookami (z wyjątkiem dziecięcych) i choć wydaje mi się, że sporo z nich zapamiętuję, to jednak wolę słowo pisane (papier, czytnik). Pana Barcisia znamy jako audiobookowego Mikołajka i nie wiem, czy dałbym radę przestawić się z głosu chłopięcego na starczy w jego wykonaniu :)

      Usuń
  2. Podobnie jak Patrycja też miałam okazję wysłuchać "Stulatka" w interpretacji Artura Barcisia.
    Cudności:)
    Spotkania z historycznymi VIP-ami super, ale mnie zupełnie rozłożyło to jak Allan i spółka załatwili właścicieli zdobycznej walizki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry bohater, charakterystyczny i do polubienia od pierwszych stron, to chyba największa siła tej powieści. W każdym bądź razie ja dla przyjemności obcowania z nim dokończyłem książkę :)

      Usuń
  3. Własnie kupiłam i zabieram ze soba na wyjazd!! Hurra! Z fragmentami zetknełam się już wczesniej i po prostu mnie urzekły :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zdajesz sobie sprawę, że to nie jest Wielka Literatura, znajomością której można zadać szyku na inteligenckim raucie? :P

      Usuń
  4. Chcę to :))) Przy okazji następnych zakupów książkowych chyba wrzucę do koszyka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, że w razie niekompatybilności z zawartym w książce poczuciem humoru winę za to ponosi Autor, nie ja. Ewentualnym winnym może być jeszcze Twoje własne poczucie humoru :)

      Usuń
  5. Kurczę, chyba przestanę odwiedzać blogi książkowe, bo ostatnio co recenzja - to tak mnie zaciekawi, że chciałoby się biec do księgarni i kupować. Lista książek do kupienia wydłuża się niepokojąco ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja złożyłem sobie solenną obietnicę, że po Martinie nagrzebię w biblio jakąś zapomnianą bidulę, kurzem pokrytą :) Ale fakt, w zakładkach mam już ponad setkę pozycji. Część tytułów trafi pewnie do biblio przy okazji najbliższego, jesiennego, zakupu. A stamtąd - do mnie :)

      Usuń
    2. Chwała bibliotekom :-) Oby tylko zaopatrywały się często w nowości :-)

      Usuń
  6. Książka o dziarskim dziadku zapowiada się bardzo ciekawie. Filozofia pod hasłem “liść na wietrze” też wydaje mi się bardzo nęcąca, zwłaszcza w obliczu rychłego pourlopowego powrotu do pracy, w której stres goni stres. :(
    Ty jako "znerwicowany choleryk"?! Musiałam sprawdzić, czy dziś przypadkiem nie jest 1 kwietnia. Absolutnie sobie Ciebie tak nie wyobrażam.
    I jestem za zapomnianą bidulą, kurzem pokrytą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, jak to się można w Internecie naciąć :P Bidula coraz bliżej, bo Martin się sam czyta. No, ale to jednak ciągle kilkaset stron :)

      Usuń
    2. :D
      To będę od czasu do czasu profilaktycznie skandować "Bidula! Bidula!" :)
      Ja się za pierwszy tom Martina jeszcze nie zabrałam, choć czeka cierpliwie już rok. Teraz też się nie zabiorę, bo obawiam się totalnego wsiąknięcia, a w najbliższym czasie rozmarzone wyobcowanie z rzeczywistości nie jest u mnie wskazane (wypełnianie rubryczek, sporządzanie list, etc). :)

      Usuń
    3. Dodam tylko, że znajoma której poleciliśmy Martina nie spoczęła nim nie przerzuciła ostatniej strony "Tańca ...", tak więc jest się czego strzec. Jedyny zarzut był taki, że nie poinformowaliśmy jej o tym, że cykl jest niedokończony :)

      Usuń
    4. Tego się właśnie obawiałam. Jest spora obawa, że ja też będę łykać tom za tomem jak młody pelikan, że pozwolę sobie zacytować jednego z ulubionych recenzentów. :) Zacofany w lekturze też mnie ostrzegał. I pamiętam entuzjazm Grendelli i Milvanny.

      Usuń
  7. Miałam niebywałą przyjemność poznać Stulatka i szalenie mi się spodobał, szczególnie jego podejście do życia - trochę mu tego zazdrościłam, bo ja jestem wiecznie zestresowana ;)
    Bardzo przyjemna lektura.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec mojej sąsiadki, wychodzącej onegdaj za mąż, zapytany czemu po nowy garnitur jedzie w piątek, a nie w sobotę (dzień ślubu), odrzekł, że tak miał zrobić, ale ktoś mu powiedział, że sklepy mogą być pozamykane :) Zen, po prostu zen :)

      Usuń
  8. Ech, a na tylu blogach była ta książka do wygrania, to machnęłam ręką, nie mając zaufania do świeżej bułeczki. Niesłusznie. A jeszcze chwalą tu audiobooka, ja chcę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem i najlepszy seler okazuje się być zjadliwy :)

      Usuń
  9. Książka też mnie ubawiła- tak jak Twoja recenzja. Weź się chopie i może cos wydaj? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę. Różne dźwięki. Paszczą. Albo i nie. :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."