poniedziałek, 27 sierpnia 2012

"Ślepe szczęście" Joanna Chmielewska

Z przykrością muszę stwierdzić, że wraz z ostatnią stroną “Ślepego szczęścia”, kończy się cykl przygód Tereski i Okrętki, czyli dwóch totalnie zakręconych podlotków, których pieriepały już dwukrotnie opisywałem na swym blogu (TU i TU). Szkoda. Bo, co prawda, jeden taki sugerował, odwołując się nawet do słynnych wód pokisielowych, spadek jakości w tomie trzecim, ale ja tego spadku nijak zauważyć nie mogłem i trzy opowiadanka zawarte w książce zdrowo rozbujały mój bojler. O czym to świadczy? A o tym, żeby wyrabiać sobie własne zdanie i nie zważać na jad sączony do ucha przez opinię publiczną.
Co zatem tym razem spotkało przyjaciółki? Ano, tytułowe “ślepe szczęście”, które niewinną, wielce spontaniczną wyprawę na raki, przemieniło w ciąg nieoczekiwanych zdarzeń z udziałem elementu przestępczego, przedstawicieli władzy ludowej, ba, czynników nadprzyrodzonych. Bo jeśli chodzi o dziewczyny, to nawet coś tak pozornie zwykłego jak przeprowadzka, musi, z ich udziałem, mieć przebieg niezwykły, huczny, ekstraordynaryjny i z dodatkowym przytupem. Złoto w rzece, skarb w ścianie, duch w podłodze i dzieci w smole, to zestaw, który, między innymi, oferuje “Ślepe szczęście”.
Żal opuszczać tych przepełnionych spontanicznością, młodych ludzi, którzy na hasło: “Raki pod Lublinem!”, pakują się w try miga i wyjeżdżają by przeżyć wakacyjną przygodę. Kto to dziś widział? I nie mam na myśli raków. Niepocieszony jestem, że nie będzie mi już dane być poddawanym falom zaraźliwego entuzjazmu, z którym Tereska i Okrętka podejmują się najrozmaitszych zadań, nawet jeśli jest to konieczność zmycia smoły z dziecka (swoją drogą przydatne info). Smutno mi, że nie usłyszę nowej wiązanki z ust Zygmunta, który mnie i Januszkowi zaimponował następującym tekstem: “Kurza ich parszywa, nie dojona, w galaktykę kopana, z wiaderkiem węgla kolczastym drutem przez most Poniatowskiego w te i nazad ganiana, zardzewiała morda!”. Brak mi będzie filozoficznych wtrętów Januszka, który podczas pakowania sąsiadów rzuca: “To jacyś przyzwoici ludzie, mają o wiele mniej książek. Dwa pudła wystarczyły, nie to co u was...”, bo to jednak miło zostać zaliczonym do ludzi przyzwoitych.
No dobra, czas kończyć ten smutny wpis o, w końcu, bardzo wesołej książce. Tak to już przecież z cyklami jest, że kończą się nie wtedy kiedy byśmy chcieli. Ech!

34 komentarze:

  1. Że niby ja sączyłem jad? I dobrze że Ci się bojler rozbujał, ja niestety podtrzymuję marudzenie. A już jechanie przez Zygmunta czystym Wiechem - no kto to widział, panie Heniu, u młodzieży, choćby nawet przechodzonej:PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiech! A niech to, nie dość, że sączysz jad, to jeszcze kontakty z Tobą powodują geometryczny przyrost na liście "do przeczytania". Czego konkretnie dotyczy marudzenie?

      Usuń
    2. Hehe. Moje marudzenie dotyczyło np. rozziewu między językiem bohaterów vide Zygmunt a domniemanym czasem akcji - jakieś dwadzieścia lat do tyłu, oni mówią językiem młodej Chmielewskiej:P No i ogólnie różne drobiazgi, fabułki też nie w pełni mnie satysfakcjonowały.
      PS. Poszukaj przygód misia Pafnucego Chmielewskiej:)

      Usuń
    3. Ja wiem, że nick zobowiązuje.TU :P

      Usuń
    4. O jak dobrze, że to znasz. Znaczy liczba poleconych Ci dziś przeze mnie książek nie przekroczy ilu? Trzech? :D

      Usuń
    5. Licząc pana Stefana jako jedną pozycję, to tak. Bo inaczej to, ho, ho :) A co do języka, to wiesz co zarzucali mu językoznawcy. Ale ja za panem Piecykiem powtórzę: "Śmiej się pan z tego!". Nawet jeśli założymy, że Wiechecki mieszał używane w różnych dzielnicach, a nawet wymyślał nowe, słowa warszawskiej gwary, to i tak jego obrazki z życia stolycy są mega :)

      Usuń
    6. Mnie nie razi Wiech jako taki, którego uwielbiam (a propos: B. Wieczorkiewicz, Gwara warszawska wczoraj i dziś:PP), ale razi mnie w ustach młodzieńca z końca lat 70. czy początku 80., jak mniemam.

      Usuń
    7. Ale dlaczego wykluczasz, że tenże młodzieniec mógł znać Wiecha albo mieć dziadka dorożkarza? A tak w ogóle ostatnio, chyba na publicznej "jedynce", przegapiłem "Cafe pod Minogą". Dali znienacka i w ludzkiej godzinie i dałem się zaskoczyć :E

      Usuń
    8. Nie wykluczam, tylko pragnąłbym, żeby to jednak było jakoś umotywowane, właśnie choćby dziadkiem dorożkarzem. A tak mam zgrzyt:P

      Usuń
    9. Osobiście uważam, że z Tobą jest jak z kontrolującymi, jak zechcą, to się zawsze czegoś czepią :P Ja uważam, że sprawa jest naturalna, ba, sam kiedyś zaczadzony Wiechem będąc, próbowałem swych sił w układaniu. Niestety dobrą wiązankę trzeba mieć raczej obcykaną, bo z głowy i długo, to tylko mistrzowie przedwojennej Pragi potrafili :)

      Usuń
    10. A pewnie, że jak zechcę, to się czepnę:P

      Usuń
  2. A ja tam uwielbiam(!) "Ślepe szczęście" :> Jest to jedna z moich ulubionych książek Chmielewskiej. Witaj więc w klubie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są tytuły, które ubawiły mnie bardziej, ale "Ślepym szczęściem", po przestrogach ZWL, jestem naprawdę przyjemnie zaskoczony. Teraz pora na Pawełka i Janeczkę :)

      Usuń
    2. A widzisz, żeby nie ZWL to byś sobie poprzeczkę oparł na Giewoncie i się rozczarował:P

      Usuń
    3. Nie wiem, kto lepszy: Tereska i Okrętka( + Januszek jako premia) czy Pawełek i Janeczka. Życzę dobrej zabawy! Mnie te książki wyciągają za uszy z cięzkiej chandry już od 30 lat. Szkod, że nie ma w Polsce reżysera, który potrafiłby to przenieść na ekran.
      Z pozdrowieniami
      Czworolist

      Usuń
  3. No, tym wpisem to Ci się udało. Ja jestem mało podatna na blogowe sugestie, ale teraz oficjalnie oświadczam, że idę wyciągnąć z półki stary, zaczytany egzemplarz "Ślepego szczęścia" i przez następną godzinę będę ganiać te dzieci w smole i duchy w zamkach, bo mi się tak jakoś tęskno zrobiło na duszy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paczpani, jaka to siła w człowieku tkwi i nawet człowiek nie wie. Miłej (mam nadzieję) lektury :)

      Usuń
  4. “Raki pod Lublinem!”?! Warto wiedzieć, będę musiała się dobrze rozejrzeć po okolicy. :D
    Czytałam tylko "Większy kawałek świata", i to wiele razy. Mój egzemplarz jest tak zaczytany, że rozpada się w rękach. Nie wiedzieć czemu na tym moja przygoda z Tereską i Okrętką się zakończyła. Najzwyczajniej w świecie przegapiłam kolejne części. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to chyba ze święcą szukać, choć jeszcze jakieś ćwierć wieku temu polowaliśmy z kumplami w lokalnym cieku wodnym. Ale to były czasy niskopestycydowe, więc ... :)

      Usuń
  5. Lektura silnie wbija się w pamięć. Pamiętam, po latach od pierwszego czytania, jak okazało się, że jeden z moich znajomych ma pewne wiadomości z dziedziny archeologii, męczyłam go Scytami. Potem przeczytałam książkę o Scytach.
    Nic prawie z niej już nie pamiętam, ale przeczytałam, ha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, że też o Scytach/scytach zapomniałem, a przecież się obśmiałem :) Jako wakacyjna lektura, książka wydaje mi się warta polecenia.

      Usuń
    2. A nie mówiłam? Scyty rządzą "Ślepym szczęściem"!

      Usuń
  6. Nosz kurcze, a mnie naście lat temu koleżanka namawiała gorąco na Tereskę i Okrętkę; próbowałam, z sympatii do koleżanki nawet kilka razy, nie udało się i zarzuciłam dalsze podejścia. A teraz już któryś raz obija mi się o uszy (tudzież oczy), że seria z Tereską i Okrętką jest super. Po takiej prowokacji, poszukam w bibliotece- może się okaże, że dojrzałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A znasz Chmielewską w innych odsłonach? Bo jak znasz i nie chwyciło, to i tu, obstawiam, nie chwyci. Ale jak to mówią stare szczury antykwaryczne: "Nie przeczytasz, prawdy nie poznasz". Długie nie jest i jeszcze w trzech częściach, to zawsze po pierwszej można dać sobie spokój :)

      Usuń
    2. Czy znam?! No pewnie, że znam! Nawet uwielbiam w zdecydowanej większości, ale ponieważ w czasach nastoletnich Tereska i Okrętka mnie nie urzekły, to już mi pozostało w głowie takie przeświadczenie, że to nie dla mnie. Po nieudanym podejściu do nich, ta sama koleżanka namówiła mnie na "Krokodyla z kraju Karoliny" i "Ostatnie zdanie nieboszczyka" i tu już chwyciło :)

      Usuń
    3. Jakie "ostatnie"? Oczywiście "Całe" zdanie nieboszczyka. Chociaż, tak na dobra sprawę, było ono tez ostatnie ;p

      Usuń
  7. Kurczę blaszka, a ja wypożyczyłam ostatnio z biblioteki, coby zapoznac się trochę z tą naszą literaturą polską, ,,Całe zdanie nieboszczyka". Teraz patrzę - i widzę, że to dopiero tom czwarty serii o Joannie. Jak myślisz, bardzo to odczuję podczas lektury? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czwarty tom wg biurokratycznego spisu w Bnetce, nie odczujesz tego zupełnie:)

      Usuń
    2. Jw. Ja czytałem cykl o Joannie w totalnie nieobliczalnej kolejności i jakoś nie kojarzę zgrzytów z tym faktem związanych :)

      Usuń
    3. Bo ten "cykl o Joannie" to jest czysto biblionetkowy wymysł:P Ułożyli książki według dat wydania i nagle "cykl":PP

      Usuń
    4. Uff, ale ulga :) Już się bałam, że znowu będę musiała wodzic się na pokuszenie, idąc do biblioteki... Dzięki, chłopaki! :)
      Zacofany - Ty tu praktycznie mieszkasz, na stronie Bazyla, obywatelu :) Chociaż teraz, jak w finałowej dziesiątce jesteś, to nie wiadomo, czy nie zechcesz... poszerzyc horyzontów, ha! :D

      Usuń
    5. My, chłopaki, musimy się trzymać razem w tej sfeminizowanej blogosferci:) Raz ja bloga Bazylowi popilnuję, raz on mnie i mamy czas na piwo śmignąć:))

      Usuń
  8. Ja jestem po "Klinie" i nie żebym dawała wczoraj w rurę, ale napomykam o lekturze. Czytam wedle dat wydania, taka jestem! Co się nawinie drugi raz, to czytam ponownie, a co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale po co te tłumaczenia? Różnych działań człowieczych nie potrafię zrozumieć, ale akurat dawanie w rurę do nich nie należy :) Ja czytałem Chmielewską ruchem konika szachowego, ale teraz, przy powtórce, wprowadzam jakiś ład.

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."