Nie wiem jak to się dzieje, ale Starszy potrafi zgubić rzeczy, które jeszcze przed sekundą oglądał, bawił się nimi, itd. Ja się nie dziwię tuwimowemu panu Hilaremu, bo to jednak, sądząc po ilustratorskich interpretacjach, gość dość w latach posunięty, żeby nie powiedzieć prosto z mostu - stary. Ale siedmiolatek!!! I to żeby jeszcze do tych, notorycznych zresztą, wydarzeń, podchodził ze stoickim spokojem i jak na prawdziwego twardziela przystało, sam znajdował zagubione przedmioty. Skąd! Owszem, znajduje, lecz myliłby się ten, kto sądzi że zgubę. On znajduje wzrokiem najbliżej położonego rodzica i leci z lamentem, że mu wsiąkło. A ty tato/mamo*, jako osoba o paranormalnych zdolnościach masz mu powiedzieć, gdzie? Wczoraj dostał bullę rodzicielską na czipsy** i wyłowił z nich Odjazdową Kartę. Po dwóch minutach zachwytów na temat Tajemnego Maga o sile 4 i magii 8, zapadła cisza, przerwana nagle głośno wypowiedzianą w przestrzeń pretensją:
- Gdzie jest moja karta?
i poparta wlepieniem oczu w Bogu ducha winnych rodzicieli, którzy na wersaleczce uskuteczniali jakąś rozmowę. Wspólna akcja ratunkowa pomogła w odnalezieniu zagubionej karty pod ławą. Mimo to, dwie minuty później ...
- Gdzie jest moja karta?!
- Bartek ...! - zaczął Bazyl, głosem, w którym pobrzmiewały echa nadchodzącego skoku ciśnienia. Ale nim zdążył skończyć, usłyszał:
- A nie, ok, miałem ją cały czas w ręku.
Bosz!
- A nie, ok, miałem ją cały czas w ręku.
Bosz!
* niepotrzebne skreślić
** Starzy mieli chcieja na colę. Cóż było robić?
Bosz! Fajna ta progenitura...
OdpowiedzUsuńTia. Jak kiedy :P
UsuńOd razu widzać, że ja to bez progenitury. Dlatego zacieram ręce i chichoczę w tle. A za to u nas w domu gubię wszystko ja. I to ja się pytam UA gdzie się schowały moje Niezbędne Drobiazgi. Niech się wprawia. Jest zdecydowanie cierpliwszy ode mnie. :)
UsuńObśmiałam się jak norka. Jako osoba w wieku Hilarego, czyli po prostu stara czuję się usprawiedliwiona gubiwszy przedmioty w tempie zbliżonym do tempa gubienia Twojego starszego. A swoją drogą ja go rozumiem, bo one .. te przedmioty, jakoś złośliwe są i się same gubią, no i ja nie mam kogo przeszyć oskarżycielskim wzrokiem :)
OdpowiedzUsuńAleż mnie sklerozis też dopada, tylko czemu on, do diaska, szuka ratunku (i zguby) u mnie? Co to ja czarna dziura jestem, co zasysa wszelkie przedmioty? :)
UsuńJak to czemu, bo jesteś " miszczu" odnajdywania rożnych zgub:) Ja moim dwóm gwiazdkom odpowiadam, że poszukiwany przedmiot " amba" zjadła. Natomiast przypadku poszukiwania zagubionych/wydanych nie wiadomo na co i kiedy pieniędzy można się dowiedzieć że zjadły je "pekały".
UsuńBeata
Bo jesteście (rodzice) jego koło ratunkowe. Za kilkanaście lat role się odwrócą i Ty będziesz szukał u niego ratunku w poszukiwaniach okularów, kluczyków itp...
UsuńPytanie było raczej z tych retorycznych, ale dzięki za wskazówki :D
UsuńPS. U nas "ambę" przywieźli w latach 80tych, starsi koledzy z... wojska :)
Te wszystkie przedmioty to najwyraźniej zostały wymyślone w dwóch celach:
OdpowiedzUsuń1) te mniejsze po to, by się złośliwie człowiekowi zapodziewać.
2) te większe, by bezczelnie stanąć mu na drodze i spowodować, żeby się człowiek o nie zaczepił, wrzasnął z bólu, i napawał widokiem siniaka.
Ludzie dzielą się na tych, co mają problem z małymi przedmiotami i na tych, co nie radzą sobie z drugimi. Ja natomiast mam najwyraźniej podwójną osobowość, bo i jedne i drugie mnie wykańczają...
I jak rodzice to znosili/znoszą? :P
UsuńRodzice rodzicami... Ale sama nie wiem, jak mój mąż to znosi ;)
UsuńU mnie luz - dzieciom giną tylko kapcie, dlatego każdy ma po dwie pary (czasem zdarza się para od pary, ale to już drobiazg). Jakby Bartek (przy okazji ukazania się bulli - to w końcu ważny i rzadki dzień) dostał dwie paczki chipsów zamiast jednej, Wam też byłoby prościej:)
OdpowiedzUsuńU nas całe szczęście bezkapciowo. Za to przedwczoraj zapobiegłem katastrofie i odnalazłem jednego z pluszaków w kartonie po notebooku kumpla. Całe szczęście miał go odebrać i musiałem spakować. W życiu bym nie wpadł na to, żeby tam szukać, a wieczór był już i zagrożono mi tradycyjnym: "To ja bez niego nie pójdę spać!" :)
UsuńPS. Może nie jestem eko, ale też i bez przesady :P
Na przyszłość może zamontujesz pluszakom jakiś brzęczyk? Albo kupisz im po komórce (pluszakom, nie dzieciom) - w razie czego, puszczą strzałkę:P
UsuńP.S. Nawet ja czasem kupuję dzieciom chipsy (średnio raz w roku, ale się liczy).
Czy naprawdę do dźwięków generowanych przez dwie paszcze umieszczone w tzw. żywym srebrze, chciałabyś mi jeszcze dorzucić brzęczyki? Miej serce!
UsuńPS. Bo pewnie nie masz pod ręką dziadków? Albo masz, ale są to zaprawieni w bojach, twardzi jak skała Gibraltaru, staruszkowie. Nie kupię ja, kupi babcia. Jedna z dwóch do wyboru. Oczywiście mimo licznych upomnień :(
To człowiek stara się pomóc, a tu taka niewdzięczność. Dobrze, szukaj sobie pluszaków bez brzęczyków, powodzenia:P
UsuńP.S. Dziadkowie, owszem, na stanie. Wprawdzie tylko jedna para, ale zawsze. Najwyraźniej za słabo upominasz, bo u nas pomogła jedna zwięzła (oj, bardzo zwięzła) rozmowa. Dla ułatwienia dodam jednak, że dziadkowie z zasady chipsami gardzą; główny problem u nas tkwi w czekoladkach...
U nas w napojach gazowanych. Chodziło mi bardziej o zjawisko :P
UsuńZałamka. Obserwuje to u Pięciolata. Od prawie dwóch, DWÓCH lat... Myślałam, że po malu zacznie przechodzić. Siedmiolatek, mówisz...
OdpowiedzUsuńJeśli chciałaś dopytać czy są jakieś oznaki regresu zjawiska, to niech nasze staropolskie "ni chu chu", będzie Ci odpowiedzią :D
UsuńNiektorym tak zostaje na wiecznosc! W czasie wakacj wybralam sie z dzieckiem do sklepu. Stanelismy w kolejce do stoiska maslanego. Tuz obok sprzedawano chleb. Dalam mu dwa razy po 2 zl, i wyslalam te dwa metry w lewo. Wrocil po 30 sekundach, i jak w tym dowcipie o diable- jedna 2 zl zgubil, a druga zepsul! Jak mozna zepsuc 2 zl? A mozna...
OdpowiedzUsuńNa szczescie nie plakal, moze dlatego, ze ma 22 lata? Zgubil tez papucie w mieszkaniu, z kolonii wrocil z pusta walizka, itp. Oczywiscie nie teraz, a wiele lat temu. Co ciekawe, studiuje z sukcesem przedmiot, w ktorym jeden blad, jeden niedopracowany szczegolik oznacza rozsianie ludzkich szczatek na przestrzeni wielu kilometrow...on twierdzi, ze gubi i gubil bo ma glowe zajeta wazniejszymi sprawami. O, ba!
Znikąd ratunku :) Oby tylko mu poszło w tę stronę co piszesz. Zajmowania głowy ważniejszymi sprawami. Na razie nie obserwuję, ale bez paniki, mamy czas. Mamy?! :D
UsuńTo ten siedmiolatek to zupełnie jak moja 4,5, latka:))) Masakrejszyn.
OdpowiedzUsuńNa stanie mamy też 4,5 latka, więc temat znam, można rzec, wieloaspektowo i wielopłaszczyznowo :)
UsuńWszystko to brzmi dziwnie znajomo ;) Zwłaszcza próba uskutecznienia jakieś małżeńskiej pogawędki, bo wiadomo, że o głębszej rozmowie nie może być mowy, kiedy trzeba rozwiązać milion bieżących problemów i dylematów np. Kiedy będą jasełka? A może dzisiaj zaczniemy stroić dom na święta! Nie? To może chociaż upieczemy pierniczki! Też nie? To ja teraz coś zaśpiewam!...
OdpowiedzUsuńU nas ostatnio namiętnie gubią się ubranka, buciki i o zgrozo, rolki dla lalki. Swoją drogą, kto to wymyślił, żeby lalki miały więcej wdzianek i butów niż mają Mamy? Młodszy nie ma tego problemu, ale za to namiętnie dewastuje. Nie nadążam z kupowaniem Kropelki :)
Dewastacje też są na porządku dziennym. Nie umyślne, ale jednak. Po ostatnim meczu futbolowym, dół wiszącej na ścianie mapy jest o jakieś 5 cm krótszy. Ale był gol? Był! Była radość? Była! (No dobra, u przeciwnika był smuteczek) I tego się trzeba trzymać :D
UsuńO popatrz, a ja myślałam, że tylko mój domowy siedmiolatek tak ma...
OdpowiedzUsuńMy z mężem próbujemy być twardzi i na komunikat "Mama, bo mi zeżarło pióro/linijkę/dinozaura/kartę/1001 innych niezbędnych facetowi przedmiotów(wybrać właściwe)" proponujemy podjęcie poszukiwań we własnym zakresie, bo nam jego skarby na nic nie są potrzebne.
Aczkolwiek z żalem stwierdzam, że po 5 minutach, w czasie których Piotrek "wzrokowo" uważnie przeszukuje... sufit i inne zupełnie mu niedostępne rejony mieszkania, któreś z nas (ze wskazaniem na Roberta) łamie się i rusza na pomoc...
Ja się nie łamię. Ja sobie po prostu oszczędzam rzucanych pod nosem komentarzy, fukania, patrzenia bykiem i innych takich tam. Tym bardziej, że w szukaniu czyjejś zguby jestem piekielnie skuteczny. Szkoda, że tak dobrze nie poszło mi z papierami do instalacji gazowej w aucie :(
UsuńTiaaaa. "Gdzie móóóóój tornister?", wyje Starsza niemalże stojąc na tornistrze:P Chociaż oddam dziecku sprawiedliwość, bo to prawdopodobnie ja gwizdnąłem do śmieci jakiś szalenie ważny kwitek ze szkoły i będzie dziecię za ojca oczami świecić:D
OdpowiedzUsuńNawet mi nie mów. Młodszy wczoraj wieczorem rozłożył się z blokiem, klejem, nożyczkami i swoimi gazetkami, i zabrał się za tworzenie "albumu". W międzyczasie były "Pingwiny ...", to pognał, a ja się zająłem "rozbieraniem" łóżek, oczywiście robiąc porządek na podłodze, po której poniewierały się jakieś małe skrawki papieru. 20 minut później dowiedziałem się jak ważne to były skrawki :)
UsuńIle takich skrawków mam na sumieniu, ile napoczętych rysunków i plastelinowych gniotków:PP Ale tabelkę do szkoły będę musiał odtworzyć :(
UsuńZawsze pytałem, ale tym razem to było coś wielkości ćwierci znaczka pocztowego, to sobie darowałem. O, jakże niesłusznie!
UsuńTiaaa, im mniejsze, tym ważniejsze, wiesz jak się trudno wycina takie drobne skrawki??
UsuńJa często słyszę - "Widziałaś moje okulary?", a potem - "A tak, przecież dzisiaj noszę soczewki"! :DDD
OdpowiedzUsuńU nas, tfu tfu odpukać, puk, puk, obie strony nie obciążone wadami wzroku, więc na razie hilaryzacja nam i dzieciom nie straszna :)
UsuńJeszcze nie mam takich problemów (oby nie), dlatego interesuje mnie kwestia - co by było, gdyby rodzice na pytanie "Gdzie..." solidarnie odpowiedzieli "Nie wiem".
OdpowiedzUsuńAgnes, śpieszę z błyskawicznym rozwianiem dręczącego Cię pytania. My odpowiadamy zgodnie, choć w sposób nieco zmodyfikowany: "tam, gdzie ją/go/to położyłeś". Działa na wszystko, poza kapciami:)) Proponuję zacząć trening JUŻ (za chwilę będzie za późno).
UsuńO, dzięki! :)
Usuń@momarta I naprawdę działa? U nas usłyszałbym: "A gdzie ja ostatnio byłem?", a mówimy o 44 m2 :)
UsuńJeśli kiedyś się spotkamy, zademonstruję Ci spojrzenie towarzyszące wspomnianemu zdaniu. Uwierz mi, na Ciebie też by zadziałało:))
UsuńW tej sytuacji oczywistym jest, że pytanie nr 2 mógłby zadać wyłącznie kamikadze, nieprawdaż?
Trzymam za słowo. A potem potrenuję przed lustrem :)
UsuńOch, wreszcie ktos (na kogo wpadlam w sieci) otwarcie bloguje o tych przypadlosciach u potomstwa. Moja cora (Koza na nia wolam) zas jest znana z tego, ze ilekroc ktos Koze po cos wysle, tylekroc dziecko wroci z tym samym haslem: "nie ma". Stoi jej przed nosem, ale Kozi wzrok marny, nie widzi. Zaczynam watpic w to nawet, czy dostrzega w ogole koniuszek wlasnego nosa. (Jesli nie, za wyskoko stawiam poprzeczke proszac, zeby dostrzegla cokolwiek innego.) A... i przepraszam za brak znakow diakrytycznych, ale rzucilo mnie hen, daleko, gdzie laptopy nie maja dostepu do typowo polskich znakow...
OdpowiedzUsuń