czwartek, 3 stycznia 2013

"Drobne ustroje" Maria Zientarowa

Chwała niech będą Zacofanemu w Lekturze i wyimkom z Marii Zientarowej jego, albowiem gdyby nie wyżej wymienione, nigdy bym do rąk “Drobnych ustrojów” nie wziął i rozrywki wspaniałej, acz (o czym za chwilę), podszytej gogolowskim: “Z czego się śmiejecie? z siebie samych się śmiejecie! “, był się pozbawił. A tak to się pośmiałem, głową pokiwałem, Kitkowi na głos fragmentów naczytałem, nad powtarzalnością niektórych ludzkich zachowań powzdychałem i … I moje.
Mirę Michałowską vel Marię Zientarową znałem li i jedynie, jako scenarzystkę kultowego, w pewnych kręgach, serialu komediowego pt. “Wojna domowa”. Kto żywo reaguje na hasło: “Czy jest suchy chleb dla konia?”, temat zna, reszta niech doogląda, bo warto. Tymczasem dzięki ZWL (chwała mu!), dowiedziałem się, że twórczyni postaci Pawła i reszty, jest również pisarką, a stąd już była krótka droga do pozyskania którejś z jej książek. Padło na “Drobne …” i bardzo dobrze, bo choć cytowana u wyżej wzmiankowanego (chwała!), “Wojna …”, fajną jest, to jednak sytuacją bliżej mi do rodziców Janka i Andrzeja. Tych dwóch ostatnich, to przedszkolaki, z których jeden właśnie debiutuje w placówce oświatowej, a drugi jest tam już zadomowiony. Wypisz wymaluj, moje chłopy sprzed roku!
Pani Mira jest świetną obserwatorką, a moje karteczki z notatkami w stylu: “zgadza się”, “jak u nas!” czy “jako żywo Szymek/Bartek”, potwierdzają nie tylko celność spostrzeżeń, ale i o dziwo, ich prawdziwość, i co jeszcze dziwniejsze, nieustającą aktualność. Jak się bowiem okazuje, czy to lata 50-te XX wieku, czy też tu i teraz, rodzice i dzieci popełniają te same gafy we wzajemnych stosunkach. Zresztą, żebyż to były tylko krótkie styczne podobieństw, ale przecież całe rozdziały książki, to jakby kronika mojej rodziny. Pierwsza wizyta w przedszkolu. Ciągłe braterskie kłótnie o wszystko. Pierwszy wyjazd na kolonie (ciągle przed nami, ale nasze reakcje na to wydarzenie będą pewnie podobne). Ulga towarzysząca oddelegowaniu “żywego srebra” pod skrzydełka babci i radość z uzyskanej w ten sposób wolności. My to wszystko znamy. I czytając “z siebie samych się śmiejemy”, bo ...
… bo dodatkowo, te króciutkie rozdzialiki opisujące epizody z życia polskiej rodziny w modelu 2+2, są tak nasycone humorem, że momentami pękałem ze śmiechu. Tu jednak uwaga! Tak jak niektórzy zwykli przypinać literaturze metki “męskiej” i “kobiecej”, tak ja pozwolę sobie ometkować “Drobne …” jako literaturę “rodzicielską”. Co za tym idzie dowcip sytuacyjny i słowny, który rozrusza wątpia obdarzonych progeniturą, niekoniecznie musi trafić do pozostałych czytelników.
Cóż jeszcze mogę dodać na zachętę? Może ulubiony fragment? Niech będzie, choć wiedzcie, że z chęcią przytoczyłbym tu, jeśli nie całość, to przynajmniej ¾ przeczytanego tekstu. Mam jednak nadzieję, że ta skromna próbka zachęci Was do wyszperania tej niepozornej, a zapewniającej mnóstwo uciechy, książeczki.

"— No, to co teraz robi się z dziećmi? — chciała wiedzieć ciocia Andzia. Nałożyła już biały fartuch, zakasała rękawy, przyczesała gładko włosy. Była gotowa do objęcia pieczy. — Ty się kładź i tylko mów, co i jak, a ja będę robić.
— Idź do kuchni — zaczęła matka Janka — nastaw wodę i mleko. Podgrzej marchewkę z obiadu. Utrzyj surową kapustę. Nakrój chleba, posmaruj marmoladą i może białym serkiem. Podsmaż kartofle. Ustaw to wszystko na tacy. Zanieś do ich pokoju. Przedtem każ im zrobić siusiu i umyj Jankowi ręce. Przypilnuj, żeby Andrzej umył ręce. Zawiąż im fartuszki. Daj im po dwie tabletki witaminy C. Napuść wody do wanny. Rozściel łóżka. Wywietrz pokój. Sprawdź, czy jest woda w zbiorniku na kaloryferze. Wyjmij ich piżamy, zanieś do łazienki.
— Mama, Andrzej uderzył mnie w nos — krzyczał Janek.
— Nie szkodzi. Oddaj mu. Wyciśnij pastą do zębów na szczotki, bo inaczej wycisną całą tubę. Pamiętaj, żeby kąpiel nie była za gorąca. Wyszczotkuj im porządnie włosy. Sprawdź paznokcie. Potem przypilnujesz, żeby porządnie jedli. Poczytasz im po kolacji jakąś bajkę. Każesz im sprzątnąć zabawki. Potem sama je sprzątniesz. Potem wykąpiesz Janka. Wysmarujesz mu nogi gliceryną, bo mu skóra pęka. Potem włożysz mu piżamę i zaniesiesz go do łóżka, potem wykąpiesz Andrzeja i wysmarujesz mu łokcie i kolana taką maścią, co jest na półce nad wanną, bo ma jakąś wysypkę. Pamiętaj, żebyś mu nie tarła pleców, bo on tego strasznie nie lubi. Potem zaniesiesz Andrzeja do łóżka i sprzątniesz zabawki, które powyciąga przez ten czas Janek. Potem przeczytasz im coś do snu i będzie awantura, kto ma prawo spać z książką po przeczytaniu. Potem dasz im po łyżce tranu, bo tran najlepiej działa na noc. Potem zgasisz światło. Potem zawołają cię raz, że im się chce pić, raz, że ich brzuch boli, raz, że im przeszkadza pies sąsiadów, raz, żeby ci powiedzieć coś bardzo ważnego, a potem już przestaniesz chodzić, jak cię będą wołali, i gdzieś koło ósmej będą spali. Wtedy będziesz mogła włożyć na siebie coś suchego…"

53 komentarze:

  1. Czuję się wychwalony za wszystkie czasy i bardzo się cieszę, że Drobne ustroje zrobiły takie piorunujące wrażenie:)) Dawno czytałem całość, ale do naszej sytuacji domowej przystaje to mniej dokładnie, może to różnica płci potomstwa:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może. Ja co trochę miałem deja vu. Mógłbym tu sypać przykładami jak z rękawa, ale skończyłoby się to na, jak już pisałem, zacytowaniu książki :) Niemniej jednak ... :D

      Przedszkole miało rozwiązać wszystkie sprawy domowe, a więc i gotowanie obiadów dla dzieci, miało zwolnić matkę, tak by ta mogła iść do pracy. Katarów nikt nie przewidział… Znasz? Jak nie, jak tak :) A imię ilości takich przykładów w "Drobnych ..." - legion :D

      Usuń
    2. W widzisz - właśnie nie znam. Nasze bardzo rzadko miewało katary w przedszkolu:)) To natomiast: "Każesz im sprzątnąć zabawki. Potem sama je sprzątniesz" znam bardzo dobrze:)

      Usuń
    3. Bo to są, widzisz, sprawy indywidualne. Jak Ci zacytuję: Krzesła rzeczywiście były za małe. Siedziało około czterdziestu osób, mężczyzn i kobiet, czyli rodziców, na dziecinnych krzesełkach ustawionych rzędem w klasie średniaków. Największym problemem okazały się nogi. Wyciągali je przed siebie, podwijali, zakładali jedną na drugą. Pani kierowniczka miała wielką ochotę krzyknąć: „Dzieci, nie wierćcie się!”, ale jakoś się powstrzymała., to też mi powiesz, że nie znasz, bo na zebrania nie chodziłeś. A ja mam w głowie swoją akrobatykę stosowaną, bo upchać dwa metry w przedszkolne krzesełko, to wiesz ... :)

      Usuń
    4. W przedszkolu zebrań nie było, a w szkole faktycznie żona chadza:P Ale mogę sobie Ciebie wyobrazić na tych krzesełkach, bo siedziałem na jednym podczas jakiegoś klasowego przedstawienia. Może powinieneś chodzić z własną karimatą i rozkładać się na podłodze?:)

      Usuń
    5. Łazuka byłby ze mnie dumny, bo takiej polskiej jogi, jak ta na krzesełku, to ze świecą szukać :P A na niewygodę znalazłem sposób inny. Kitka :D

      Usuń
    6. Ja wynalazłem taki sposób, chociaż ani razu się nie gimnastykowałem podczas zebrania:)

      Usuń
    7. Są ludzie co się potrafią urządzić :P

      Usuń
    8. No ba, czytywało się zawczasu Drobne ustroje:)

      Usuń
    9. Myślę, że płeć ma tu dużo do rzeczy - ja już w tym krótkim fragmencie odnalazłam obrazki wprost z mojego życia codziennego.
      "Mamo, on mnie bije/gryzie/drapie"
      "Aha. To też go uderz/ugryź/podrap" - to typowa odzywka znanego mi osobiście rodzica, który w czasie gdy pada pierwszy dramatyczny komunikat, jedną ręką miesza w garnku, drugą pisze bardzo ważne rzeczy w komputerze, a nogą myje podłogę.
      Chyba też pogrzebię, wyszperam i przeczytam, traktując to jako lekturę z gatunku "jak dobrze, że inni też tak mają; może nie jestem do końca nienormalna". Chwała więc Wam obu:)

      Usuń
    10. Dodam tylko, że w międzyczasie rodzina zmienia się w model 2+2+pies, a tego jeszcze nie praktykowaliśmy. I po przeczytaniu szybko chyba praktykować nie będziemy. Chyba dopiero na nowym :) A teraz, specjalnie dla Ciebie, scena wychodzenia z domu:
      — Jak będę duży — powiedział Andrzej i podrzucił ranny pantofel pod sam sufit — jak będę duży, to zostanę Chopinem, będę wygrywał konkursy i ożenię się z jakąś królową.
      — A ja się ożenię z mamą, prawda, mamo? — Janek też podrzucił ranny pantofel do góry.
      — Naturalnie — zgodziła się matka Janka. — Ubierajcie się szybciej, bo późno.
      — Ja chcę się uczyć grać na czymś — oświadczył Andrzej. — Kup mi trąbę, dobrze? Daję słowo, że się będę uczył.
      — Mnie też kup trąbę, na Wielkanoc — ucieszył się Janek. — Będziemy grali na dwóch trąbach i będziemy dawali koncerty. Albo lepiej kup mi taki patyk do dyrygowania.
      — Kupię ci patyk — zgodziła się matka Janka szybko. — No, wkładaj już te portki.
      — A mnie trąbę kupisz? — zaniepokoił się Andrzej. — Bo jak nie — dodał od niechcenia — to poproszę ciocię Andzię.
      — Chopin nie grał na trąbie — przerwała mu matka Janka. — Chopin grał na fortepianie i komponował.
      — A co robi teraz, jak już wygrał ten konkurs? — chciał wiedzieć Janek.
      —— To nie on wygrał — powiedział Andrzej — wygrała królowa. Mama, po co królowej tyle pieniędzy, kiedy ona ma pałac i samochód, i koronę, i w ogóle.
      — Głupi — oburzył się Janek. — A jak chce sobie kupić coś do jedzenia, to przecież musi płacić. Albo buty, albo jak chce iść do Mną. Pieniądze są potrzebne. Żebym miał pieniądze, to bym sam kupił taki patyk do grania na orkiestrze,— a tak to co?
      — Janek, gdzie są twoje skarpetki? Spóźnicie się, zobaczycie. O, jedną włożył Andrzej. Zdejmuj ją zaraz. A gdzie druga?
      — Lejek ma drugą. Nie szarp, bo podrzesz — pouczył Janek. — Daj mu kawałek kiełbasy albo sera, to sam puści. Ja go znam.
      — Mama, czy królowa ma psa, jak myślisz?
      — Dajcie mi spokój z tą królową. Zwariować można. Od tygodnia o niczym innym nie mówicie. Nie wiem, czy ma psa. Może ma kota. Może ma papugę. Na pewno nie ma takich niemożliwych dzieci. Marsz do kuchni i pijcie mleko.

      A książkę polecam i czekam z niecierpliwością na wrażenia. Jestem dobrej myśli :D

      Usuń
    11. Za fragment bardzo dziękuję, tylko utwierdził mnie w podjętym zamiarze, co poskutkowało kliknięciem guziczka "Kup Teraz":) Poszłam przy tym po bandzie, bo wybrałam jakiś megaarchiwalny egzemplarz z ilustracjami Lengrena. I nie był to egzemplarz najtańszy (choć do ceny Pluka mu na szczęście baardzo daleko:P)
      O wrażeniach doniosę, ale odczekam trochę, bo coś mi się zdaje że mogą być łudząco podobne do Twoich.

      Usuń
    12. Było sobie za jednym zamachem nabyć Wojnę domową:P

      Usuń
    13. A czy ja mówiłam, że powiedziałam ostatnie słowo, jeśli chodzi o zakupt?:P Wybór jeśli chodzi o "Wojnę domową" jest jednak niezwykle nędzny, a poza tym jest cień szansy, że akurat ta pozycja odnajdzie się gdzieś w czeluściach mojej biblioteki:)

      Usuń
    14. Zawsze chciałem mieć bibliotekę z czeluściami, ale nic z tego:(( W każdym razie spuść ze smyczy psy tropiące:)

      Usuń
    15. Zapewniam, że nie chciałbyś oglądać tych czeluści, które mam na myśli - są nieomal piekielne:( Z psów sprawdzą się chyba tylko Cerbery:P

      Usuń
    16. Zwiedzałem kiedyś magazyny mojej biblioteki wydziałowej, o czeluściach mam niejakie pojęcie:PP Cerber też był, pani kierowniczka ówczesna:)

      Usuń
    17. Uprzejmie informuję, że nabyte pod wpływem impulsu "Ustroje" już do mnie dotarły - po pierwszym rzucie oka mogę powiedzieć tylko, że Lengren bardzo przyjemny i, wbrew moim obawom, nie jest go wcale bardzo mało (choć mogłoby być więcej).
      Odczekam jednak trochę z lekturą, bo coś czuję że będę się powtarzać, gdy o wrażenia idzie:)

      Usuń
    18. Nie odczekuj. Lektura nie warta jest odkładania, a ja, jak wiesz, za wspólnotę poglądów się nie obrażam :)
      PS. Wersję z Lengrenem obiecuję sobie na "po wypłacie", bo chcę mieć "Drobne ..." pod ręką :)

      Usuń
    19. Na razie odczekiwanie jest wymuszone okolicznościami i choćbym chciała, to nie mam kiedy czytać. Teoretycznie może w ferie, ale tak sobie jednak myślę, że zabieranie tej książki na zimowy wyjazd z dziećmi może nie być najlepszym pomysłem. Nie wiem jak u Was, ale u mnie podczas wszelkich wakacji czy ferii wszystkie objawy się nasilają i wzmocnienie dawki jeszcze poprzez lekturę może skutkować zejściem śmiertelnym...

      Usuń
    20. To może rzeczywiście raczej coś o singielkach rozbijających się po świecie ferrari (a jeszcze lepiej prywatnym jetem), u boku przystojniaka z ośmiocyfrowym kontem. Choć od tego też może szlag trafić. Z zazdrości :P

      Usuń
  2. Hmmm, czuje się zachęcona, Stasiek w "zerówce" (reformowanej), a Brat tez właśnie zaczął do placówki uczęszczać. Tylko. Z drugiej strony. Czy warto czytać o czymś, co się ma w domu live, online i 7/24? Może jednak coś relaksującego.... Na razie wracam do Baśnioboru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, na razie choćby na zasadzie: "Dobrze im tak!", a potem, za lat naście, jako przypomnienie jak to drzewiej u nas samych bywało :P

      Usuń
  3. Zaintrygowałeś:) Poszukam. Mirę Michałowską znałam do tej pory jako autorkę opowieści o przyjaźni między Ernestem Hemingwayem i jego tłumaczem Bronisławem Zielińskim - "Do zobaczenia, stary wilku".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że książka nie zawiedzie. Ja osobiście dopisuję do listy rozweselaczy :)

      Usuń
  4. Ja przez wakacje zaczytywałam się w starych Przekrojach i przeczytałam wszystkie na łamach tej gazety odcinki Wojny domowej. Serial to zaledwie mała część. Cudo po prostu! Poszukiwałam w biblio jakiś książek Zientarowej, ale niestety nic nie ma:( Na szczęście zawsze mogę sobie zajrzeć do Przekrojów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wojnę domową" muszę sobie nabyć w wersji papierowej do podczytywania w razie objawów chandry. Podobnie zresztą mam zamiar stosować "Drobne ..." :)

      Usuń
  5. No to też sobie poczytam. :-)
    Najlepszego (w Nowym Roku, oczywiście)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu mówię, że nie oceniałem ilustracji Lengrena, gdyż, ponieważ, moja wersja takowych nie posiadała :) No i ciekaw jestem jak "Drobne ..." Ci się spodobają :D

      Usuń
  6. Ha, choć me dziecię jeszcze małe to "Każesz im sprzątnąć zabawki. Potem sama je sprzątniesz" znam i ja ...
    Fragment rzeczywiście życiowy, tylko jedna rzecz mnie frapuje... bo tu najpierw mowa o szczotce i paście, a potem "żeby porządnie jedli"... niezbyt higienicznie, chyba że to tak skrótem jest, że ta pani ma naszykować te pasty, potem kolacja, a potem kąpiel i reszta zabiegów.
    Tak czy owak lektura do zapamiętania i zdobycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnesto, Kitek dziś wrzucił płatki do rondelka na mleko (dobrze, że jeszcze nie pod gazem), więc cóż się dziwić matce Janka, że jej się kolejność (być może, bo obstaję przy Twoim wytłumaczeniu) zachwiała :)
      PS. Właśnie przypomniało mi się, co też mnie w książce z deczka drażniło. Otóż nazywanie matki chłopców "matką Janka". A Andrzej to pies?? :)

      Usuń
    2. Nie znając tekstu, a opierając się tylko na zacytowanych przez Ciebie fragmentach rozważałam przez chwilę wariant, że Janek i Andrzej nie są rodzeństwem, bo też zwróciłam uwagę na tę "matkę Janka". A może to trochę tak, jak u nas w domu - kiedy dzieci coś zbroją, jeden rodzic zwraca się do drugiego "a czy ty wiesz, co ten TWÓJ syn dziś przeskrobał?!", natomiast kiedy można się czymś pochwalić, pada oczywiście "widziałaś/eś jakie to MOJE dziecko zdolne?":P Nie muszę chyba dodawać, że moje dzieci są znacznie fajniejsze niż te jego?:))

      Usuń
    3. O tototo:) MOJE córki są fajniejsze:)

      Usuń
    4. Cóż mogę, oprócz potakującego ruchu głową, dodać? :)

      Usuń
    5. Chyba musimy doprowadzić do spotkania NASZYCH fajnych dzieci, separując ich skrzętnie od ICH Dzieci Same Zuo:)
      I jeszcze pytanie z ciekawości: czy Janek jest tym Młodszym? Jeśli tak, to poznałam po lizusowskiej wypowiedzi na temat ożenku z mamą ("Mamo, mamo ja Cię tak kocham jak tojnado, a on to Cię tylko tjochę kocha!"):P

      Usuń
    6. Oczywiście, że Młodszym. Bo kto jeszcze jest do schrupania, kto jeszcze pachnie w zagięciu szyi świeżym masełkiem, kto jeszcze zarzuca rączki na szyję i każe się gilgotać? No i, jak widać, jest synusiem mamusi? Młodszy. Tako w książce jako i u nas :)
      PS. A potem mały słodyczek przekracza jakąś magiczną linię i, pufff, po zawodach. Dupa zbita. Koniec z tymi wszystkimi fajnymi rzeczami, które robiło się z czterolatkiem, a nie wypada robić z siedmio. Bo obsobaczy :P

      Usuń
    7. Z moim (moim!) siedmiolatkiem też można, ale w ukryciu:) Na forum szkolnym należy prezentować absolutny brak zainteresowania dzieckiem, połączony z utrzymywaniem bezpiecznego, minimum pięciometrowego dystansu:P
      Co do Młodszych - czasem rozumiem wielodzietne rodziny; moim zdaniem rodzicami kieruje tam wyłącznie chęć produkcji coraz to nowych i nowych Młodszych. Sama łapię się na takich zapędach:)

      Usuń
    8. Pamiętam (gdy mój syn był bardzo mały), że zdziwiłam się, gdy 14-latek moich znajomych tulił się do mamy ("Taki duży chłopak?!", sobie pomyślałam), a teraz mam 10-latka i on na ulicy sam mnie całuje, i lubi siadać mi na kolanach w tramwaju. Czuje, że to ostatnie chwile, że przejdzie zaraz na ciemną stronę. A może nie?

      Usuń
    9. "Czuje" to nie błąd. Myślę, że on to czuje. Stąd czasem desperackie próby zatrzymania czasu.

      Usuń
    10. Zazdroszczę. U mojego Starszego miłość walczy ze wstydem i na forum niestety wygrywa to drugie uczucie. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle; przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza, ciesząc się z tego, że choć w domu nie wstydzi się swoich uczuć.
      Ale u Ciebie niech jasna strona mocy trzyma się jak najdłużej!

      Usuń
    11. Wiesz, jak jego chłopaki patrzą to mnie nie obejmuje, ale "obce ludzie" go nie ruszają. To chyba także kwestia charakteru. Moja czterolatka nie lubi się za bardzo przytulać.

      Usuń
    12. Ech, desperackie próby zatrzymania takich chwil, jak ta, kiedy siedzący na widowni basenu ojciec, zaczytany po uszy, czekający na koniec zajęć Młodszego, słyszy nagle: "Tatoooooooo!!! Kocham Cię!!!!" i widzi uśmiechniętą gębulę i małą rączkę machającą z kipieli. Niestety idzie gorsze. Widzę to po tym, jak obaj reagują na otwarcie ramion. Młodszy leci bez wahania, starszy mocno się kryguje i wpadnięcie w objęcia uzależnia od sytuacji :(

      Usuń
  7. Drobne ustroje są świetne, u mnie to jeden zaczytanych mocno pocieszaczy. I muszę obalić tezę, że to tylko rodziców śmieszy. Znam przypadki, gdy książka zachwyciła bezdzietnych,a tzw młoda matka odrzuciła ja ze wstrętem, dumnie twierdząc, że jej to nie bawi zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle generalizowałem, unikając dokładniejszych wyjaśnień i wyszło szydło z worka. Po prostu założyłem, i jak widać błędnie, że taki "rodzinny" humor bardziej przypadnie do gustu ludziom mającym na co dzień do czynienia z podobnymi do opisywanych sytuacjami. Nie odmawiam bynajmniej dobrej zabawy z "Drobnymi ..." bezdzietnym singlom :)

      Usuń
  8. Słodkie.
    Co do zebrań w przedszkolu, raz wysłałam męża, przyszedł wymęczony i powiedział, że więcej nie idzie, dwie godziny w pozycji "gajowy sr***cy w lesie" go wykończyło. A tylko metr osiemdziesiąt parę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozycja "srający gajowy" :D Dobre! Wyobraź zatem sobie dwumetrowego stwora. To już chyba opcja "srający nadleśniczy" :P

      Usuń
  9. Ja jestem już niestety (lub stety!) w wieku, w którym człowiek zaczyna powoli myśleć o takich szkrabach i zacytowany fragment jakoś mnie pozytywnie nastroił, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tylko całość nie przekonała Cię, że rodzicielstwo to jednak dom wariatów połączony z obozem przetrwania, a to wszystko nie jest dla Ciebie :P

      Usuń
  10. z pewnością do przeczytania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewność, czy coś warte było przeczytania daje chyba tylko lektura :D

      Usuń
  11. To jedna z książek z mojego "miesiąca zatajonego":) Chociaż mój sześciolatek to jedynak i tak wiele sytuacji jest żywcem wyjętych z naszego codziennego życia. Polecam również obydwa tomy Wojny domowej; świetnie uzupełniają się z filmem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie "Wojnę ..." przerabiam nieśpiesznie w wersji audiowizualnej. Ot, w weekend obśmiewałem się przy "Monologu zewnętrznym". Konflikt pokoleń zawsze bawi, acz oglądany z boku, bo w rzeczywistości to już jakby mniej. Po książki oczywiście sięgnę, bo już ZWL narobił mi fragmentami apetytu :)

      Usuń
  12. No chyba nawet i ja przeczytam! Dzięki, za "podanie dalej"

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."