czwartek, 21 lutego 2013

Bilans roczny.

Z zachwytem pomieszanym z nabożnym podziwem patrzyłem na końcoworoczne podsumowania blogerów książkowych. 50, 100, 200! A u mnie w zagrodzie, jak nie przymierzając u respondenta grupy reprezentatywnej jakiego obopu czy innego cebosu. Marność.
A przecież starałem się. Czytałem. Dużo. Wszędzie. W różnych porach (nawet w sztruksach!) i przy różnych okazjach (szkolenia). A tu taka lipa?! Zajrzałem do albumu z okładkami i mnie oświeciło. Niniejszym ogłaszam, że do krainy książek, które przeczytałem, a o których w lenistwie swym (hańba mi!), nie wspomniałem słowem, znalazły się:

- "Tort weselny" Blandine Le Callet;
- "Karaluchy" Jo Nesbø;
- "Telemach w dżinsach" Adam Bahdaj;
- "Mój chłopiec motor i ja" Halina Korolec-Bujakowska;
- "Szczodre gody" ,
Stephen R. Donaldson;
- "Officium secretum. Pies Pański" Marcin Wroński;
- "Oskarżona: Wiera Gran" Agata Tuszyńska (bodaj czy nie największy mój wyrzut sumienia);
- "Czarne mleko" Elif Şafak;
- "Życie jak w Tochigi" Anna Ikeda;
- "Zacisze pana Bone" Margaret Forster;
- "Starsza pani wnika" Anna Fryczkowska;
- "Blog osławiony między niewiastami" Artur Andrus (ech!);
- "Rico, Oskar i złamanie serca" Andreas Steinhöfel (ten wpis ma o tyle sens, że dowiedziałem się o wydaniu trzeciego tomu);
- "Zgubieni" Charlotte Rogan;
- "Ja, jako wykopalisko" Jacek Fedorowicz;
- "Życie nie jest romansem, ale ..." Maria Pruszkowska (kolejny zadzior);
- "Zanim zasnę" S.J. Watson
- "Igrzyska śmierci" trylogia Suzanne Collins.

Więcej grzechów nie pamiętam. I choć nie jestem zwolennikiem grubej kreski, to jednak wyniosłem dziś do biblio książki, które do tej pory zaludniały nasze półki na zasadzie "a może jednak skrobnę". Nie skrobnąłem i skrobnąć już nie dam rady. Trudno, skleroza zabrała, niech ma. A ja się może poprawię. Może.
A jakby ktoś chciał pogadać o którymś z wyżej wymienionych tytułów, zapraszam do komentarzy. Jak coś pamiętam - odpowiem.

51 komentarzy:

  1. Aż się zastanowiłam, czy też takiej listy grzechów nieopisanych nie zrobić... Ale jednak nie zrobię, nie chce mi się :) I jakby mnie kto spytał, ile książek przeczytałam, to też nie odpowiem, z tego prostego powodu, że jak nie ma absolutnego musu, to liczenia unikam jak diabeł święconej wody :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej kupa mięci, mięci kupa. No i ku chwale wieczystej. Też nie lubię liczyć. To ma być raczej przestroga: "Strzeż się Bazylu i nie odkładaj, bo pamięć już nie ta".

      Usuń
    2. Też sobie wezmę przestrogę do serca :)

      Usuń
  2. Ajj, o niektórych książkach pisze się kiepsko, więc ja czasami też sobie odpuszczam zamiast siedzieć 3 godziny i się męczyć. Więc tymi grzechami przejmować się nie musisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak się przejmuję, bo wśród wymienionych było parę naprawdę wartych choćby kilku słów tytułów, a tak rozpuściły się w niebycie. I smuci mnie to :-(

      Usuń
  3. Widząc Twój spis, przestaję się przejmować ubiegłorocznymi zaległościami w liczbie sztuk 14:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważ, że do listy nie dołączyłem ksiązecek. A i parę ebooków chyba mi umknęło. W każdym razie możesz być dumny.
      PS. Ot, korzyść ze spotkania z panią Agnieszką. Dawniej napisałbym "w każdym bądź razie" :-)

      Usuń
    2. Dumny? Właśnie odkryłem jedną książkę z maja i dwie z czerwca 2012, dobrze, że mam notatki, pewnie w końcu coś o nich kiedyś napiszę:P Albo zrobię hurtownię według najlepszych wzorów:)

      Usuń
    3. Muszę w końcu zainwestować w stylowego Parkera i jakiś fajny notatnik. Bo jak już wspólnie ustaliliśmy na dyktafon myślowy na razie nie ma szans :-)

      Usuń
    4. Mam co prawda nie Parkera, tylko Watermana, ale co mi z tego? Jednak dyktafon myślowy byłby lepszy:)

      Usuń
    5. Przepraszam, że się wtrącę, ale czy wy naprawdę robicie (chcecie robić) ręczne notatki na temat lektur?
      Pomijając chęci, u mnie taki pomysł odpada w przedbiegach, albowiem bez względu na to czym piszę (witam w gronie watermanowców:P) i tak po dwóch dniach nie jestem w stanie tego odczytać:( W moim miejscu pracy nadejście ery komputerów wszyscy moi współpracownicy przywitali z olbrzymią ulgą; wcześniej bąkali coś na temat tego, że nie są kryptologami.

      Usuń
    6. Nie wiem jak Bazyl, ale ja owszem, wykonuję rękopiśmienne notatki na kopertach po rachunkach za gaz - bardzo poręczny format:P Ołówkiem, nie piórem. Niby jak później miałbym zlokalizować cytat?

      Usuń
    7. Ten wątek już kiedyś omawialiśmy: ja lokalizuję przy pomocy neonowych karteczek:) Zazdroszczę, że umiesz czytelnie pisać; mi wychodzi to tylko, gdy się bardzo skupiam, ale i tak więcej niż 30 czytelnych słów pod rząd nie jestem w stanie napisać. Być może to znak, że minęłam się z lekarskim powołaniem?:P

      Usuń
    8. Zmarnowałabyś talent, teraz recepty w komputer wbijają:P Umiem czytelnie, a te notatki to właściwie jedna z nielicznych okazji, żeby sobie ręcznie popisać:)

      Usuń
    9. To prawda, że zbyt wielu okazji do ręcznego pisania teraz nie ma. Dlatego nie ustaję w wysiłkach myślowych, by zrozumieć czemu w szkołach nadal wymaga się od dzieci, aby litery były kształtne i mieściły się w linijkach. Starszy ewidentnie wdał się tu w mamusię:(

      Usuń
    10. A wymaga się? W takim razie pani Starszej reprezentuje nurt liberalny:P

      Usuń
    11. U mnie tak naprawdę pióro się nie przyjmie, bo jak już nawet nauczyłbym się nim pisać, to musiałbym zamykać w ogniotrwałej kasetce i chować pod sufitem. Każdy długopis i ołówek trafia bowiem technomagicznie wprost z naszego pokoju do nienasyconej czeluści dziecięcego. Lubię kindla, bo na bieżąco mogę sobie wprowadzać własne komentarze do czytanej treści, ale jest jedno ale. Męczy mnie wpisywanie długiego tekstu z malutkiej klawiaturki i ograniczam go jak mogę. Efekt jest taki, że później z lakonicznych wykrzykników nic dla mnie nie wynika. I znów jestem w punkcie wyjścia. Zaznaczanie kolorowymi karteczkami, bez notatek, też lipne. Bywa tak, że sięgam do książki upstrzonej takimi zakładkami, czytam i nie wiem co było tak albo nie tak :D
      Słowem - najlepiej chyba jednak notować z odniesieniem do konkretnej strony i zaraz po lekturze siadać do klawiszy. Najlepiej dla mnie, oczywiście :)

      Usuń
    12. To ja jestem jedną z niewielu, która z upodobaniem kupuje i używa piór i notatników? Do tego dochodzą też i neonowe karteczki, które uwielbiam (Bazylu, hint: jeśli sięgam i nie wiem, co przy neonowej karteczce było nie tak, to znaczy, że to nie było ważne i można olać) i kupuję namiętnie. I gubię. I daję dzieciom do zabawy. Pióra też daję do zabawy, jak na razie atrament sprał się z ubranka i z buzi.

      Usuń
    13. Tak, należysz do coraz mniej licznego grona pisaczy analogowych :) W przypadku mojego, teoretycznego pióra w rękach progenitury, plamy z inkaustu byłyby chyba najmniejszym z problemów (Tato, a czemu to dało się skrzywić, a nie da wyprostować!).
      Neonowe karteczki, tak, ale tak jak pisałem na krótką metę. I z niepokojem obserwuję, że coraz krótszą :)

      Usuń
  4. Nagrzeszyłeś, Bazylu, toteż niniejszym wyspowiadaj się teraz i napisz, czy podobały ci się "Zanim zasnę", "Starsza pani wnika" i "Blog osławiony". Przesłuchałabym cię na okoliczność połowy tej listy, ale jak krecha, to krecha, nie będę mącić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zanim zasnę" nieszczególnie mnie porwało, a główna bohaterka irytowała. Nie czułem w tej książce żadnego napięcia. Bardzo być może, iż za taki stan rzeczy odpowiada fakt, że ja powieść przyswajałem z papieru, a blogerki, które chwaliły, w formie audio. Może lektorka dała tej mocno średniej w moich oczach powieści kopa :-)
      "Starsza pani wnika" to z kolei niezła obyczajówka z takim sobie wątkiem kryminalnym, w której autorka trochę za bardzo rozpędziła się z udziwnianiem bohaterek staruszek. Choć pewnie życie zna przypadki bardziej wyzwolonych pań w podeszłym wieku, to jednak na kilkuset stronach powieści miałem przesyt.
      "Blog osławiony ..." to trochę taki skok na kasę (bo skoro jest w sieci za free :-) , ale dostarczył mi mnóstwo radochy i stwierdzam, że w miłości do poezji naiwnej oraz paru innych rzeczy jest mi pan Andrus bratem :-)

      Usuń
    2. "Zanim zasnę" jako jedna z nielicznych czytałam w formie papierowej, i mnie porwało, mimo, że generalnie za thrillerami nie przepadam. Może to jedna z tych książek, które babom się po prostu bardziej podobają?
      Co do "Starszej pani" to się zgodzę, natomiast nad zakupem "Bloga" poważnie się zastanawiam, na razie podczytuję na nielegalu po empikach, i się zastanawiam, czy warto...

      Usuń
    3. Całkiem możliwe, że ta niechęć wynikła z moich, jakby nie było, męskich projekcji nt. jak ja bym się w takiej sytuacji zachował. A i clou powieści dość szybko udało mi się odkryć :)
      Czy "Bloga ..." warto? Jeśli jesteś wielką fanką, to pewnie tak. Jeśli tylko okazyjnym widzem, to ... nie wiem :P Jestem zdania, że kabareciarzy lepiej się ogląda niż czyta ich teksty. A ostatni tekst Pablo i moje spotkanie ze wspomnieniami Jacka Fedorowicza tylko mnie w tej opinii utwierdzają :)

      Usuń
  5. Przyznam, że czekałam, aż napiszesz coś o „Czarnym mleku”, bo kiedyś wspominałeś, że czytasz. Byłam ciekawa, jak mężczyzna odbierze prozę Safak. I nadal jestem:). Obstawiam, że nie byleś zachwycony. Mam rację?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do pytania Imani, bo ja zdanie na temat akurat tej książki mam bardzo, ale to bardzo jednoznaczne. Na razie jednak zachowam je w tajemnicy:)
      Ja muszę napisać nie później niż 3-4 tygodnie po przeczytaniu, bo pamięć już nie ta, a wrażenia polekturowe niezwykle ulotne. Kiedy zaczynałam, myślałam w swej naiwności że dam radę pisać o wszystkim, co przeczytałam (a nie czytam tak znowu wiele). He, he, he - to by było tyle na ten temat...

      Usuń
    2. Książki Safak właściwie nie powinno tu być, bo jej po prostu nie doczytałem. Wkurzała mnie forma i choć być może gdzieś pod spodem była ta mądrość, o której pisały zachwycone czytelniczki, to ja zostałem pokonany naiwnymi określeniami różnych wcieleń kobiecości oraz sposobem snucia opowopowieści :-(
      @momarta 3-4 dni jest u mnie terminem bardziej odpowiednim. Potem - sama widzisz :-)

      Usuń
    3. Tu recenzja kogoś innego, pod którą w pełni się podpisuję (czemu zresztą dałam wyraz w komentarzu). Sama ujęłabym to chyba dosadniej. Nigdy więcej!

      Usuń
    4. "(...) różne wcielenia kobiecości" zabrzmiały mi lepiej niż "te wkurwiające małe istotki", ale skoro nalegasz :-P I nie, nie czytałem wcześniej tamtego komentarza :-)

      Usuń
    5. Nie mam pojęcia jak można było wpaść na tak idiotyczny pomysł (ten o istotkach), tzn. może i mam pojęcie, jak można było wpaść, ale nie mam jak można było wcielić go w życie? Być może jednak nie zrozumie tego ten, kto nigdy nie miał depresji poporodowej?
      A nowe przymiotniki zdecydowanie bardziej adekwatne!:P

      Usuń
    6. Przyznaję, że gdy czytałam Czarne mleko, to zastanawiałam się czy ja - czy autorka powinna trafić do psychiatry i to szybko, ale Bękart ze Stambułu, tej samej autorki to świetna książka.

      Usuń
  6. A Gdzie Twój Dom Telemachu już przerobiłeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W cielęcych latach i owszem. Teraz mam ochotę na jakiegoś przygodowego Bahdaja. Ostatnio zerknąłem na dwa odcinki "Podróży ..." i nabrałem ochoty na literacki pierwowzór :-)

      Usuń
  7. Nie mogę nie zapytać o "Szczodre gody" - ta pozycja jako pierwsza wkłuła mi się w oczy. W sumie, to interesuje mnie Twoja opinia niemal o wszystkich, ale trudno, nie będę Cię nękać, jako że pewnie miałeś powody, by nie pisać, a i pamięć pewnie już zrobiła swoje, w sensie że zatarła wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tyle pozytywnie, że na czytniku mam część drugą. Pomysł na morderstwo w odludnym kurorcie wydawał się strzałem w stopę, ale antagonizmy między dwoma bohaterami uratowały sytuację. I tłumaczenie mi się chyba. To tu była jakaś niemiecka gwara w użyciu? :-)

      Usuń
    2. A nie, nie. Tłumaczenie tutaj to nie ja, ze mną się tylko konsultowano w paru punktach. Co innego "Operacja Seegrund", tu już maczałam nie tylko palce, ale i ręce całe, aż po łokcie. I owszem, gwara to tu:-)

      Usuń
    3. Ja nie w formie pochlebstwa, tylko stwierdzenia faktu. Nic mi nie zgrzytało chyba, bo w moim .mobi brak notatek, a zawsze takie przy babolach tworzę. Ot, choćby w przeokropnie zdigitalizowanym Fedorowiczu. Ilość literówek, myślników zdupywziętych i innych takich, powodowała chęć zażądania zwrotu kasy :-(

      Usuń
    4. To dobrze, że nie zgrzytało, w końcu to ja pokropiłam oliwą w paru miejscach:-) Przyznam, że potwornie mnie irytują teksty niedorobione pod względem interpunkcji, składu, o korekcie i redakcji nie mówiąc, a drętwe tłumaczenie to już w ogóle (choć znam drugą stronę barykady i wiem, jak łatwo puścić babola). Swoją drogą, ciekawy pomysł, z tym żądaniem zwrotu kasy.

      Usuń
    5. Zawsze, jako osoba nie mająca ku temu żadnych kompetencji, mam problem z oceną tłumaczenia. Niemniej jednak zdarzają się takie babole, że nawet taka noga językowa jak ja, łapie się za głowę. Literówki, to w ostatnich wydaniach, rzecz nagminna. Sporo byłoby tych zwrotów, ale gdyby tak się zebrać ... :)

      Usuń
  8. Ja w zeszłym roku ominęłam w pisaniu pięć książek, ale to był grudzień i po prostu już mi się nie chciało.Ale o "ksiązce" Łozińskiego to bym poczytała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Książkę" oczywiście.

      Usuń
    2. Podobał mi się pomysł opisywania rodziny przez pryzmat przedmiotów. Sam, mimo że mam naturę chomika, nie mam żadnych przywołujących wspomnienia rzeczy. Pamiątek rodzinnych. I brak mi tego. Łoziński poczynał sobie z opisem swoich najbliższych dość odważnie, ale nie na tyle, by przekroczyć granicę dobrego smaku. Niestety, taka dość lapidarna i wyrywkowa forma spowodowała, że "Książka" dość szybko wywietrzała mi z pamięci :(

      Usuń
  9. Zapytam o "Drwala" i "Książkę", bo chyba z w/w listy te interesują mnie najbardziej.

    Tak sobie myślę, że nieraz trudno wyrobić się z bieżącymi notkami, bo jednak czyta się szybciej/ więcej/ łatwiej a nie zawsze jest czas i możliwość stukać w klawiaturę, więc może sobie po prostu odpuścić skrupulatność, z drugiej strony szkoda pomijać milczeniem niektóre tytuły, i tak się nawarstwia...
    Czasem "tęsknię" do czasów wczesnoblogowych (2011), gdy ułamek doprawdy moich lektur znajdowało wyraz na blogu, ale bywa, że dopada mnie mania pisania o każdej książce przeczytanej, czy raczej wizja opisania wszystkich, robią się zaległości, nieraz odpuszczam, bo czy muszę pisać - przecież nie, ale żałuję paru tytułów. Tylko właśnie najświeższe refleksje są najlepsze.

    A notatki odręczne sporządzam,bazgrzę w zeszyciku - karteczkach - kopertach główne hasła, skojarzenia, rozrysowuję drzewo geneal. postaci, czy układ między nimi. Nieraz to wykorzystuję na blogu, czasem piszę zupełnie inaczej.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym miał połowę swoich lat i babrał się w "warszawce" z której tak usilnie natrząsa się autor "Drwala", to może by mnie i to ruszyło. Ale ja zwykły luj jestem co to się na psycho drażach nie zna, na samotnych chatach tym bardziej, że już o innych rzeczach nie wspomnę. Średnio. Zastanawiam się czy od tego ciągłego mrugania okiem do czytelnika nie dostał pan Michał jakiegoś tiku :-P Choć byłbym świnia, gdybym nie przyznał, że kilka obserwacji i grepsów setnie mnie ubawiło :-)
      U mnie to chyba nawet nie jest to kwestia braku czasu czy zbyt szybkiego czytania, co raczej kwestia zmęczenia codziennymi upierdliowściami, a co za ty idzie, wieczorne wyłączenia myślenia :-(

      Usuń
  10. A to już wszystko jasne. Kilka razy migały mi okładki książek w rubryczce W trakcie i potem ślad o nich ginął w tajemniczych okolicznościach. :( Z dużymi oporami i żalem zniosę brak Twojej recenzji wymienionych książek z jednym jedynym wyjątkiem. Pruszkowska. Proszę, napisz choć kilka słów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się, co zaznaczono na wstępie, oswojenie wojny anegdotą. Pamiętaniem dobrych chwil. I jak zwykle dałem się porwać. A sceny wzajemnego ratowania się na moście czy przemytu masła będę jeszcze długo pamiętał. Godna następczyni "Przyślę ..." :-)

      Usuń
  11. To ja poproszę o opinię na temat:
    - "Życie jak w Tochigi" - boś się przyznawał u mnie że czytasz i że Ci jeden argument z notki zabrałam, wychodzi że zabrałam całkiem i na amen :)
    - "Bez pożegnania" - bo mnie głęboko poruszyło;
    - "Jad lorda Foula" - czy tylko ten jeden tom, czy zamierzasz cykl skończyć i jak Ci się podoba Słone Serce?
    - "Zanim zasnę" - czytałeś czy słuchałeś i czy wciągnęło jak mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, o "Zanim zasnę" już doczytałam.

      Usuń
    2. Ten argument z "Życia ...", to jak zresztą zacytowałem u Ciebie :) brak jakichkolwiek opisów pod, dość losowo umieszczanymi w tekście, zdjęciami. O samej książce mogę powiedzieć tylko tyle, że przeczytałem z ciekawością, ale niektóre wstawki wydawały mi się zbyt bezpośrednie i rażące rubasznością (vide stosunki z teściową). No i redaktor się postarał, przynajmniej sądząc po języku zapisków na blogu :)
      A ja na "Bez pożegnania" skończyłem. I to chyba przez ten sposób pisania, który Tobie podszedł, a mnie i, o dziwo, mojej Mamie również (mimo, że pociągnęła chyba jeszcze tom czy dwa), nie. Temat oczywiście poruszający.
      Z "Jadem ..." było podobnie, po pierwszym tomie pożegnałem się z tym dziwnym światem, w którym znalazł się Thomas. Ja rozumiem miłość do planety, wyrozumiałość dla czyniących zło, ale jakoś nie mogłem się w tej rzeczywistości odnaleźć. Więc ją opuściłem :)

      Usuń
  12. Hm, a co to znaczy zadzior?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A psze bardzo - http://www.sjp.pl/zadzior Tu, w sensie, wyrzut sumienia :D

      Usuń
  13. Też miałam pytać, choć w sensie słownikowym wiem, co to. Musze przeczytać "starszą panią", bo kurzy się

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."