Dla dzisiejszego nastolatka magazyny dla panów, to kicha i żenua, bo to, panie kochany, żeby bobra zobaczyć, nie trzeba przecież od razu kupować gazetki za złotych naście. Lepiej obejrzeć na komórce. Wystarczy mieć solidny pakiet GB i dostajemy przed twarz kilkucalowe fotografie roznegliżowanych pań, w dowolnej kolorystyce, z dowolnym rozmiarem trzeciorzędowych cech płciowych, z intymną fryzurą bądź bez niej, słowem, w każdej dowolnej konfiguracji. Nic więc dziwnego, że czar takiego choćby “Playboya” dla dojrzewających młodych ludzi praktycznie nie istnieje. Mógłbym teraz napisać nostalgiczną historię o tym, czym były “zachodnie” świerszczyki dla mojego, wychowanego w latach seksualnopiśmienniczej posuchy, pokolenia, ale się powstrzymam. Nadmienię tylko, że kiedy kolega mający rodzinę TAM przyniósł i pokazał to COŚ, to to było naprawdę WOW!. A praca w redakcji takiego pisma, to, jak przypuszczam, bo już parę wiosenek minęło, było marzenie każdego z oglądających. I szkoda, że “PL-BOYa” napisał Szczygielski około dwie dekady później, bo myślę, że pomogłaby nam ta lektura spojrzeć trzeźwiej na pewne kwestie związane z oglądanymi na rozkładówkach playmate i nie tylko.
Mamy zatem redakcję topowego na rynku magazynu, w którym prawdziwi machos mogą przeczytać wielce ciekawy artykuł o, dajmy na to, mikrodermabrazji diamentowej, a cieniarze pooglądać rozebrane i wyeksponowane panie. Trzon redakcji stanowią:
- Beta, szefowa, którą za samo tylko kończenie każdego zdania pytającym “tak?”, którego to zwrotu nienawidzę wprost organicznie, kazałbym batożyć co ranek w pokoju redakcyjnym,
- Zenia, spec od PR, osoba pozbawiona wszelkich kompetencji, za to dupowłaźna, konfliktogenna, mąciwodząca i ogólnie robiąca wiatr zamiast porządnej roboty (chyba każdy ma taką Zenię w pracy, o ile pracuje w trochę większym zespole),
- Marcin, w teorii dyrektor artystyczny pisma, a w praktyce komputerowy poprawiacz cycków i cipek oraz nieustraszony korektor wad skórnych i innych niedoskonałości urody fotomodelek,
- reszta ekipy, czyli asystentki, fotografowie i inni.
Mamy zatem redakcję topowego na rynku magazynu, w którym prawdziwi machos mogą przeczytać wielce ciekawy artykuł o, dajmy na to, mikrodermabrazji diamentowej, a cieniarze pooglądać rozebrane i wyeksponowane panie. Trzon redakcji stanowią:
- Beta, szefowa, którą za samo tylko kończenie każdego zdania pytającym “tak?”, którego to zwrotu nienawidzę wprost organicznie, kazałbym batożyć co ranek w pokoju redakcyjnym,
- Zenia, spec od PR, osoba pozbawiona wszelkich kompetencji, za to dupowłaźna, konfliktogenna, mąciwodząca i ogólnie robiąca wiatr zamiast porządnej roboty (chyba każdy ma taką Zenię w pracy, o ile pracuje w trochę większym zespole),
- Marcin, w teorii dyrektor artystyczny pisma, a w praktyce komputerowy poprawiacz cycków i cipek oraz nieustraszony korektor wad skórnych i innych niedoskonałości urody fotomodelek,
- reszta ekipy, czyli asystentki, fotografowie i inni.
I to właśnie ta radosna gromadka, będzie miotać się w “twórczym” szale, spiskować, zawierać alianse, spędzać razem wolny czas, integrować się, pluć sobie za plecami do kawy, czyli robić to wszystko co znamy z własnego pracowniczego podwórka, a do czego istnienia się nie przyznajemy. I co bezbłędnie zaobserwowane, przedstawione w przerysowany i doprawiony zjadliwym sosem ironii, sposób, ładnie z początku cieszy michę, by po pierwszych wybuchach śmiechu wrócić jak bumerang konstatacją: “Zaraz, zaraz ...” i myślą o najsłynniejszym z gogolowskich cytatów.
Jeśli zatem nie macie problemów ze śmianiem się z samych siebie, jeśli nie macie alergii na słowo “cipka” (radzę obejrzeć w ramach testu kawałek filmu spółki Rodriguez/Tarantino), albo, co gorsza, “pizda”, jeśli w końcu chcecie poznać od podszewki jak produkuje się magazyn dla panów, to warto po “PL-BOYa” sięgnąć. Niech Was jednak nie zmyli sztafaż zmajstrowany z prześmiewczych scen. Choć bowiem można się przy niektórych z nich posmarkać ze śmiechu (sprawdzone doświadczalnie na opisie atrakcji integracyjnej), to jednak za kurtyną sceny na której rozgrywa się ta komedia już tak śmiesznie nie jest. Okaleczane, dla wątpliwej sławy fotomodelki, młode dziewczyny. Korupcja. Układy. Pustka życia, mimo sporej kasy, zasuwającego na wysokich obrotach korposzczura. I choć można oczywiście, zarykując się z perypetii opisanej tu trzódki, wmawiać sobie, że to nie o nas, to jednak gdzieś tam, jak zadra, tkwi te kilka słów z Rewizora.
Za lekturę dziękuję Zacofanemu w Lekturze, który własnym sumptem był mi książkę (i jej kontynuację, o której być może wkrótce), posłał i do którego zapraszam na jego własne 5 groszy o tejże.
Jeśli zatem nie macie problemów ze śmianiem się z samych siebie, jeśli nie macie alergii na słowo “cipka” (radzę obejrzeć w ramach testu kawałek filmu spółki Rodriguez/Tarantino), albo, co gorsza, “pizda”, jeśli w końcu chcecie poznać od podszewki jak produkuje się magazyn dla panów, to warto po “PL-BOYa” sięgnąć. Niech Was jednak nie zmyli sztafaż zmajstrowany z prześmiewczych scen. Choć bowiem można się przy niektórych z nich posmarkać ze śmiechu (sprawdzone doświadczalnie na opisie atrakcji integracyjnej), to jednak za kurtyną sceny na której rozgrywa się ta komedia już tak śmiesznie nie jest. Okaleczane, dla wątpliwej sławy fotomodelki, młode dziewczyny. Korupcja. Układy. Pustka życia, mimo sporej kasy, zasuwającego na wysokich obrotach korposzczura. I choć można oczywiście, zarykując się z perypetii opisanej tu trzódki, wmawiać sobie, że to nie o nas, to jednak gdzieś tam, jak zadra, tkwi te kilka słów z Rewizora.
Za lekturę dziękuję Zacofanemu w Lekturze, który własnym sumptem był mi książkę (i jej kontynuację, o której być może wkrótce), posłał i do którego zapraszam na jego własne 5 groszy o tejże.
Pięknieście to, kolego Bazylu, napisali. I gratuluję przenikliwości, bo do mnie sprawy poruszone w ostatnim akapicie dotarły tak gdzieś przy drugim, trzecim czytaniu, jak już mi łzy śmiechu przestały wzrok odbierać, a znajomość nieskomplikowanej fabuły pozwoliła na przemyślenia własne.
OdpowiedzUsuńNo weź, bo wyjdę na empatycznego wrażliwca i mi cały, z trudem budowany latami, image ślag trafi :) Ja w sumie też zazwyczaj rezygnuję z doszukiwania się w książkach typowo rozrywkowych drugiego dna, ale tu mi jakoś tak ..., no nie wiem. Może to przez obejrzany jakiś czas temu odcinek "Top model"? :E
UsuńJednym słowem, telewizja szkodzi:P Ale teraz to ja wyszedłem na tępego niewrażliwca, więc się wyrównało:) Pierwszą zauważyłem pustkę w życiu Marcina, a potem już poszło z tymi problemami.
UsuńNo to jesteśmy kwita. Po delikatnym odpoczynku zabiorę się za część drugą i wyłączając, nie wiem w sumie skąd przy lekturze "jedynki" wziętą, empatię, oddam się wyłącznie rechotowi i pokwikiwaniu. Zgodnie z zaleceniem :P
UsuńPrzy drugiej części empatia chyba będzie mniej potrzebna, pokwikiwań też może być mniej:)
UsuńMimo zapotrzebowania na ryk pełną gębą i te parę uśmieszków półgębkiem przyjmę z radością :D
UsuńAleż mnie się oberwało za oglądanie gazetki STAMTĄD, którą jedno z rodziców ukryło między półkami za regałem. A dziecko przypadkiem znalazło i zajrzało i starszej kuzynce pokazało i razem z wypiekami na twarzy oglądało, bo to jakaś wersja dla dorosłych dziewczynek była (PL-GIRL)
OdpowiedzUsuńSzczęściara :P A książki Ci nie polecam, bo o ile mogę wnioskować na podstawie internetowej "znajomości", to nie jest Twoja estetyka i typ dowcipu :)
UsuńOj, chyba dobrze mnie "znasz wirtualnie", bo tak właśnie pomyślałam przeczytawszy recenzje twoją i ZWL
UsuńEch, nie zazna dzisiejsza młodzież owego nimbu tajemniczości, smaku owocu zakazanego, który towarzyszył przeglądaniu numerów "Playboya" tudzież innych czasopism naturalistycznych z bobrami.
OdpowiedzUsuńDziś wystarczy znać kilka adresów i wszystko, że się tak wyrażę gołym okiem widać.
Otóż to. Trudno odmitologizowywać coś co dziś już mitem nie jest. Dlatego chyba ta książką pasuje tylko tym co pamiętają. Starej gwardii znaczy :P
UsuńKurczę, poczytałabym w ramach odmóżdżenia, bo mam teraz głównie prace licencjackie na tapecie :) Kurczę, moja Zenia wprawdzie nie jest od PR, ale reszta wypisz wymaluj się zgadza. Co do świerszczyków, to jak pierwszy raz u koleżanki takie cudo dorwałyśmy, to aż się wstydziłyśmy na "to" patrzeć, a rumieńce to miałyśmy że ho ho!
OdpowiedzUsuńAle dzisiejsza młodzież to mniej krępacji ma. Niedawno miałam na zajęciach angielskiego w grupie nastolatków temat "osobowość" - takie tam przymiotniki typu "odpowiedzialny", "wrażliwy", itp. No i w podręczniku był taki obrazek (rozmazane szarobure plamy) i pytanie z czym wam się kojarzy? Jedni się doszukali królika, inni kaczki, jeszcze inni drzewa, a jednemu piętnastolatkowi się oczywiście inaczej skojarzyło - za cholerę nie wiem jak on tam "pussy" zobaczył, ale zobaczył. I nie omieszkał się pochwalić ...
Grendella
To jak w starym dowcipie: http://www.dowcipy.jeja.pl/59,przychodzi-baba-do-lekarza.html
UsuńAno, pokazuję dzieciakom świństwa i tyle. Teraz będę czekać na oburzonych rodziców, i jak ja się wytłumaczę?
UsuńZamkną Cię za deprawację nieletnich:P
UsuńMyślisz, że dadzą mi tam blogi czytać? Bo jak nie, to nie wiem, książkę chyba jakąś będę musiała napisać...
UsuńJakie blogi? Czarny chleb i czarna kawa, a jak się będziesz dobrze sprawować, to Cię skierują do obierania kartofli:P
UsuńA co ty mi tu jakieś wizje dziewiętnastowieczne snujesz? Zresztą czarny chleb lubię, czarną kawę też... No to już napiszę tę książkę, zrecenzujcie dziewczyny i chłopaki? Załatwię wam egzemplarze recenzenckie :p
Usuń"Wyznania gorszycielki" zrecenzuję z przyjemnością:D
Usuń@Grendella Teraz w więźniu lepiej zaopatrzone biblio niż na uczelniach :)
Usuń@ZwL Myślisz, że dostaniemy po recenzyjnym, tak po znajomości? :)
No przecież Autorka napisała, że nam załatwi:P Trzymamy za słowo:D
UsuńŁomatko! Nieźle mnie trzasły te leki antyalergiczne. Straciłem zdolność czytania ze zrozumieniem. A może nigdy jej nie miałem? :P
UsuńO widzę, Bazylu, że nie tylko miłość do Flawii nas łączy, ale i leki antyalergiczne. Chodzę ostatnie parę dni, jak walnięta czymś ciężkim w głowę. Panowie, obaj otrzymacie, jakby co, ale na razie nikt mnie nie ściga, więc nie wiadomo jeszcze, czy mnie zamkną ;)
UsuńU mnie przyroda opóźniona, to obywam się bez antyhistamin na razie. Ale po porządkach czuję dziwne łaskotanie śluzówek:P W kwestii egzemplarza nie naciskam, wolałbym otrzymać dzieło dopracowane w pełni, a nie pisane w biegu:P
UsuńNo jak już popełnić jakąś książkę, to wiadomo, że arcydzieło. Przecie nie będę szanownym kolegom chały wciskać. Wszak szanuję ich czas.
UsuńNo a wysmaganie przez Bazyla biczem satyry mogłoby być bolesne:))
Usuń@Grendella Niestety. Z roku na rok było coraz gorzej, a w tym niestety spasowałem i sięgnąłem po chemię w pigule :( Co do zamknięcia, to możesz zawsze skorzystać z tego patentu ( i proszę niech dyskusja nie zdryfuje na stan naszej służby zdrowia). Co prawda cel inny, ale ... :)
Usuń@ZwL Kwestia dopracowania w tym przypadku zależeć pewnie będzie od wysokości wyroku :P A bicz się ... Kurka, ostrze satyry się tępi, a co robi bicz? Zmechacił? Rozplótł? Może to drugie, bo plotę ostatnio niemożebne pierdoły :D
Bicz sparciał? O!
UsuńNie czytałem Greya, to i słownictwa mi brakuje :P I nie, nie sugeruję, że Ty :) A "sparciał" celne :)
UsuńNiestety, przez jakiś rok miałam codziennie wątpliwą przyjemność z podobnym środowiskiem, tyle że w skali lokalnej. Było to piętnaście lat temu i już wtedy ogarniało mnie wyłącznie przerażenie. To nie pustka życia, to pustota, Bazylu.
OdpowiedzUsuńO matko, ależ Ty jesteś przekonywujący w tej refleksyjności. Idę stąd czym prędzej!:P
Obiecuję, że przy tomie drugim skupię się na radosnym rechocie i postaram się nie sięgać drugiego, ani żadnego innego dna. No chyba, że całość części drugiej okaże się dnem :P
Usuń