Najpierw Kitek straszył mnie i dzieci. Potem ja straszyłem dzieci, bo Kitek już był po lekturze, więc wiedział czego się spodziewać i z pobłażliwym uśmiechem zerkał na usmarkanego i spłakanego męża. Potem do klubu dołączyła Sąsiadka, ale nie wiem czy też straszyła męża i córkę, bo zapomniałem zapytać. Czym? Niekontrolowanymi i cholernie głośnymi wybuchami spazmatycznego śmiechu, połączonymi u mnie ze śloz toczeniem i siąpaniem nosem. A wszystko to za sprawką DKKowskiej lektury debiutanckiej powieści Agnieszki Krawczyk, znanej mi już z wcześniej przeczytanego "Morderstwa niedoskonałego".
Żeby było jasne, a czytający te słowa ostrzeżeni - to nie jest Wielka Literatura. Ba, tak na dobrą sprawę to nie jest nawet powieść, a garść jakoś tam powiązanych postacią głównej bohaterki epizodów z życia tej ostatniej. OK, nie takiej znów ostatniej. Bo Laura, to bardzo fajna kobietka, świeżo upieczona matka, bezrobotna historyk sztuki, troszkę uzależniona od forów internetowych. No właśnie - fora internetowe. Kto nie szukał wiedzy wszelakiej na jednym z takich przybytków, niech podniesie rękę. Ci, którzy ręki nie podnieśli niech się cieszą, bo co zaoszczędzili zdrowia psychicznego, to ich. Ci z łapami w górze bez problemu zaczają temat, który z wielkim wdziękiem i humorem opisuje w "Napisz na priv" autorka. A już wyimki z, głównie "mamowych", forów, które kończą każdy z rozdziałów, są tak rozwalające, że proponowałbym przed przystąpieniem do ich czytania rezygnację ze spożywania rzeczy powszechnie uznawanych za moczopędne, bo nie wiem czy zwieracze dadzą radę.
"Napisz na priv" to znakomity lek na jesienną (choć, oczywiście, nie tylko) depresję, bo mimo, że gdzieś w tle pojawiają się życiowe problemy, których sami doświadczamy i z którymi, podobnie jak Laura, sami, bądź przy współudziale Zbiorowej Mądrości Internetu, próbujemy sobie poradzić, to jednak bystre, z deczka ironiczne komentarze współczesnej nam rzeczywistości, przeważają. I śmieszą jak jasna Anielka. Dodatkowym atutem książki jest, o dziwo, fakt, że dość szybko jej treść wietrzeje z głowy. Między końcem lektury, a naszym spotkaniem minęło parę tygodni i kiedy próbowałem jakoś zorganizować wspomnienie o niej, to w głowie zapalał mi się tylko mały neonik z napisem: "jaja do potęgi". Sięgnąłem więc na półkę, żeby choć powtórką fragmentów rzecz uszczegółowić i przepadłem, ponownie wzbudzając niepokój okolicznej ludności, co do stanu mego zdrowia psychicznego. Polecam!
Żeby było jasne, a czytający te słowa ostrzeżeni - to nie jest Wielka Literatura. Ba, tak na dobrą sprawę to nie jest nawet powieść, a garść jakoś tam powiązanych postacią głównej bohaterki epizodów z życia tej ostatniej. OK, nie takiej znów ostatniej. Bo Laura, to bardzo fajna kobietka, świeżo upieczona matka, bezrobotna historyk sztuki, troszkę uzależniona od forów internetowych. No właśnie - fora internetowe. Kto nie szukał wiedzy wszelakiej na jednym z takich przybytków, niech podniesie rękę. Ci, którzy ręki nie podnieśli niech się cieszą, bo co zaoszczędzili zdrowia psychicznego, to ich. Ci z łapami w górze bez problemu zaczają temat, który z wielkim wdziękiem i humorem opisuje w "Napisz na priv" autorka. A już wyimki z, głównie "mamowych", forów, które kończą każdy z rozdziałów, są tak rozwalające, że proponowałbym przed przystąpieniem do ich czytania rezygnację ze spożywania rzeczy powszechnie uznawanych za moczopędne, bo nie wiem czy zwieracze dadzą radę.
"Napisz na priv" to znakomity lek na jesienną (choć, oczywiście, nie tylko) depresję, bo mimo, że gdzieś w tle pojawiają się życiowe problemy, których sami doświadczamy i z którymi, podobnie jak Laura, sami, bądź przy współudziale Zbiorowej Mądrości Internetu, próbujemy sobie poradzić, to jednak bystre, z deczka ironiczne komentarze współczesnej nam rzeczywistości, przeważają. I śmieszą jak jasna Anielka. Dodatkowym atutem książki jest, o dziwo, fakt, że dość szybko jej treść wietrzeje z głowy. Między końcem lektury, a naszym spotkaniem minęło parę tygodni i kiedy próbowałem jakoś zorganizować wspomnienie o niej, to w głowie zapalał mi się tylko mały neonik z napisem: "jaja do potęgi". Sięgnąłem więc na półkę, żeby choć powtórką fragmentów rzecz uszczegółowić i przepadłem, ponownie wzbudzając niepokój okolicznej ludności, co do stanu mego zdrowia psychicznego. Polecam!
Ja sobie właśnie antydepresyjnie zapodałem "Dożywocie" i stwierdzam, że doprawdy niepotrzebnie kręciłem nosem przy pierwszym czytaniu:D Panią Krawczyk bym przetestował, ale nasza biblioteka ostatnio poszła w same poważne książki i chyba tego nie kupili.
OdpowiedzUsuńNiestety pozostałe książki pani Agnieszki są już chyba bardziej serio, serio i przez to mnie średnio korci żeby ich spróbować. A skoro już mowa o poważnych książkach, to chyba już czas na jakąś :)
UsuńCzas, czas, ja już wróciłem w tryby czytania smętów, klasyków itp.
UsuńW DKK mamy "dorosłą" Jansson, więc chyba to na nią padnie. Tym bardziej, że krótka, a po "Omedze" potrzebuję jakiejś kruszyny :P
UsuńCórkę rzeźbiarza? To nie znam, ale Jansson dla dorosłych na pewno się kwalifikuje do poważnych:))
Usuń"Uczciwą oszustkę". Pomijając nazwisko, zaintrygował mnie tytuł :)
UsuńO, to chyba coś mnie ominęło.
UsuńZacofany.. no chyba się obrażę ;P
UsuńPisałaś o Jansson? Ja z zasady nie czytam recenzji książek, które chcę przeczytać:D
UsuńPisałam, pisałam ;P
UsuńNo to niestety, wrócę, gdy przeczytam Jansson:)
UsuńA nie, mi tylko chodziło o to, że tytuł mógł jednak Ci się przewinąć przez samo to, że był u mnie. Książkę przeczytaj, nie tam moje wypociny ;)
UsuńTytuł mi się przewijał, ale go wyparłem. Chwilowo mam jeszcze Lato i Podróż z małym bagażem do powtórki i Córkę rzeźbiarza właśnie.
UsuńNo dobrze, przyjmuję takie wyjaśnienie :) "Córkę rzeźbiarza" póki co poszukuję. Z marnym skutkiem. Ale wiem, że prędzej, czy później na nią trafię :)
UsuńMnie się bardzo podobała:) Taki "odstresacz" :)
OdpowiedzUsuńAle trochę przerażający, biorąc pod uwagę, że te wyimki chyba jednak prosto z netu wzięte. A nawet jak nie wzięte, to idealnie odwzorowujące styl dyskusji na grupach :)
UsuńA z tym to się zgadzam jak najbardziej:)
UsuńWłaśnie zbieram tytuły na jesień, a że kichać zaczynam i zostawiać wszędzie w mieszkaniu zużyte chusteczki to się idealnie wstrzeliłeś w moment.. :) A wiesz, z tym zdrowiem psychicznym.. wszystkie mole książkowe mają jakoś tak nie po drodze :) i wzbudzają zainteresowanie otoczenia :)
OdpowiedzUsuńIii tam, jak się zaszyjesz cichutko w kąciku i nie wadząc nikomu, czytasz, to pies z kulawą nogą się nie obejrzy. Ale jak jesteś wesoły, ba, głośno wyrażasz swą radość z lektury paszczą, to wtedy już jesteś na celowniku.
UsuńCo do książki, to zapomniałem dodać, że śmiałem się głównie z samego siebie, bo i ja kiedyś często gęsto, a sporadycznie teraz, szukam pomocy w najrozmaitszych kwestiach, na najrozmaitszych forach :)
Zaszyć się w kąciku u mnie jest trudno, bo trzy Potwory łażą za mną krok w krok i jak się śmieję to jest popłoch od razu i sprawdzanie co się dzieje :)
UsuńPodobno to zdrowo mieć taki dystans do siebie, że człowiek sam się z siebie śmieje :D
Nie wiem czy to zdrowo, natomiast mam nieodparte wrażenie, że w pewnym wieku, to jedyna opcja :P
UsuńTo ja zgłaszam zdanie odrębne. Dla mnie było zdecydowanie za dużo tych jaj, zwłaszcza że niektóre już lekko zgniłe (zwłaszcza te o forach).
OdpowiedzUsuńAle cieszę się oczywiście Waszym stanem szczęśliwości!:)
Być może w innej konstelacji potrzeb czytelniczych narzekałbym na to samo co Ty, ale akurat w tym czasie były mi te jaja potrzebne (dżiz, jak to brzmi). Ba, przy jednej książce zżędziłem na tę właśnie jej przypadłość. a co do świeżości, to ja po parentowych świątyniach mądrości nie chadzałem, to i na świeżo pokwikiwałem z uciechy :D
UsuńCzytałam Agnieszki Krawczyk "Magiczne miejsce" - to taka historia faceta, który rzuca miasto i wybywa na wieś. Temat niby zgrany, ale wykonanie niczego sobie. Dodatkowy plus, że wszyscy mieszkańcy tej wioski czytają:) I fakt - wielka literatura to w żadnym razie nie jest, ale czyta się przyjemnie. My pewnie niedługo będziemy wybierać lektury DKK na przyszły rok to będę mieć "Napisz na priv" na uwadze.
OdpowiedzUsuńCo do straszenia domowników to męża mego Roberta do wybuchów śmiechu (zwłaszcza w środku nocy) już przyzwyczaiłam przy okazji czytywanej co jakiś czas Chmielewskiej.
Piotrka śmiech nie rusza, ale denerwuje się kiedy mama chlipie nad jakąś szczególnie wzruszającą lekturą. A oczy mam na mokrym miejscu więc się to całkiem często zdarza...
A wiesz, że jakoś trudno mi sobie przypomnieć ksiązki, które wzruszyłyby mnie do łez, a z łatwością mogę wymienić kilka przy których płakałem ze śmiechu. Wychodzi na to, że albo unikam takich pozycji albo nieczułym jak głaz. Choć temu ostatniemu stwierdzeniu przeczy fakt niemożności przeczytania chłopakom historii o Dżoku. Głos tak mi się połamał, że uniemożliwił artykulację.
UsuńA tam... Facet jesteś to i szlochać nad książką nie bardzo wypada.
UsuńA ja płaczę nawet nad czymś czytanym po raz setny. Np. jak w "Panu Wołodyjowskim" docieram do sceny pożegnania i tego "Baśka, nic to..." to ryczę jak bóbr...
Szkoda, że nie zapodałeś wcześniej, ale jak mówią, nigdy nie jest za późno, aby się pośmiać, czy jakoś tak... Czytam sporo, jak pisze ZWL smutasów (klasyki) więc przyda się coś do pośmiania - notuję tytuł w przepastnej pamięci i na niemniej przepastnej liście pomocniczej.
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż w ogóle, a biorąc pod uwagę, że spora ilość ostatnio omawianych w DKK książek nie doczekała się notki, pojawienie się tej należy uznać za sukces i dodatkową zachęte do lektury :)
UsuńA zatem doceniam :))))
UsuńCzytałam, śmiałam się, fakt. Ale trochę wg mnie za dużo było tych grzybów w barszczu. Odebrałam tę książkę jak zbiór skeczy (skeczów??), owszem zabawnych, ale jakoś tak luźno ze sobą powiązanych; za niewykorzystany uważam wątek z pisarzem Orbitowskim - wręcz czekałam na osobiste spotkanie bohaterki z tym panem (np. ktoś ze znajomych piszący pod pseudonimem ;)
OdpowiedzUsuńTeż zwróciłem na to uwagę. Niby jakiś tam szczątkowy lejtmotyw jest, ale zgoda, że to raczej zbiór skeczy. Niemniej jednak założenie autorki, o to: Założyłam sobie, że historia ma być przede wszystkim zabawna, a czytelnik będzie się przy niej śmiać. Mam nadzieję, że mi się to udało.., udało się w przypasku mojej osoby zrealizować :)
UsuńJa ostatnio czytałam smutasy, więc na pewno na odstresowywacze mam ochotę :) Chociaż w sumie wolę rzeczy z mocniej zarysowaną fabułą, więc pewnie się skończy na starej dobrej Chmielewskiej ;)
OdpowiedzUsuńA Chmielewska ponoć jak wino ... :D Chyba też wyciągnę "Lesia" :)
UsuńPolecam "Magiczne miejsce" - to jest świetna książka! Gdzieś u siebie o niej pisałam, jakbyś się chciał bardziej zachęcić ;)
OdpowiedzUsuńObśmiałem się na zapas, więc teraz pora na dostosowywanie się do pogody za oknem, czyli czas smętów, a może nawet klasyków :D
UsuńTo ja wrzucam do schowka, bo na razie nie mam skąd wziąć. Kiedyś się obada :)
OdpowiedzUsuń