piątek, 4 października 2013

"Siódme wtajemniczenie" Edmund Niziurski

Często, gęsto, czytelnicy odżegnują się od powrotów do literatury z lat cielęcych, bojąc się, że ponowna lektura ulubionych kiedyś książek spowoduje, nazwijmy go roboczo, klops poznawczy. Klops zaś przejawi się m. in. tym, że w całej krasie ujrzymy niedociągnięcia, dłużyzny czy fatalne rozwiązania fabularne, na które, niewyrobionymi czytelnikami będąc, w transie pochłaniania kolejnych stron, nie zwracaliśmy uwagi. Jego symptomem może też być spostrzeżenie, że prawdy objawione, które przemawiały do naszej wyobraźni naście czy nawet dziesiąt lat temu, teraz wywołują w nas śmiech i dobroduszne kiwanie głową. Ba, sama akcja, która kiedyś burzyła w nas krew i wzbudzała chęć do naśladownictwa głównych bohaterów, teraz budzi jedynie politowanie. Piszę o tym wszystkim przy okazji "Siódmego wtajemniczenia", bo to książka, którą dotknął szczególnie ten ostatni objaw właśnie. Tym, którzy w tym momencie mieli szczery zamiar rzucić się w sieciowym odpowiedniku rejtanowskiego gestu, by bronić najlepszej ponoć powieści pana Edmunda, oszczędzę koszul. To, że odbiór jest dziś inny, nie oznacza, że "Siódme wtajemniczenie", to kicha i szkoda na nią czasu. Po prostu, jak śpiewa Krzywy, "to już nie to samo".

Historię Gustawa Cykorza, ucznia klasy 6B i z racji świeżych przenosin do nowej budy, tzw. klasowego fuksa, odbierałem chyba kiedyś bardziej przez pryzmat bogatej, dziecięcej wyobraźni, która pozwalała mi widzieć przedstawioną opowieść w sposób, w jaki postrzegał ją ten biedny, niezrzeszony w żadnej z klasowych koterii (Blokersi vs Matusy), nieszczęśnik. Tajna baza była tajną bazą, a nie opuszczonym górniczym pomieszczeniem ukrytym między hałdami. Serkoza i mlekoza były tajemniczymi substancjami, a nie kefirem czy jogurtem dostępnymi dziś w każdym sklepie. Arsenał robił kolosalne wrażenie, a nie, jak dziś, wywoływał cyniczny uśmieszek. Że nie wspomnę już o Wielkiej Kołomyi Elementarnej, którą wówczas chciało się przetestować w szkole, a obecnie, cóż ... Słowem, całość miała posmak Wielkiej Przygody i brało się to wszystko z dobrodziejstwem inwentarza w postaci odlotów z Komandorem czy innych oniryczności, które podczas ponownej lektury tylko mnie drażniły.

Można by zamknąć "Siódme wtajemniczenie" w słowach - kluczach, tak chętnie używanych w dorosłym opisywaniu książek. "Powieść inicjacyjna", "z pogranicza jawy i snu" czy też mająca "cechy realizmu magicznego", jak chce polska Wiki. Można, ale po co? To przecież, tylko lub aż, świetna opowieść o młodym chłopaku, który szuka swojego miejsca w nowej budzie. Który chce się dostosować i szamocze w wyborach, jednocześnie próbując pozostać sobą i nie sprzeniewierzyć się swoim ideałom. Jest też "Siódme ..." niezłym studium władzy oraz życia w organizacji, oczywiście wszystko z przymrużeniem oka. Całość okraszona humorem ("opaczkowywanie" jeńców bawiło mnie tak samo mocno jak kiedyś), dynamiczna (z niewielkimi wyjątkami) i świetnie napisana. Niestety, podobnie jak Marlow, nie jestem pewien czy na tyle to wszystko atrakcyjne, żeby przyciągnąć współczesnego, młodego człowieka.

73 komentarze:

  1. Ja się położę Rejtanem w związku ze stwierdzeniem, że to najlepszy Niziurski, ale ja jestem wyznawcą Księgi urwisów, Alcybiadesa, Awantur kosmicznych i Okulli :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat nie ma potrzeby, bo rejtanowskie gesty w tej materii, powinno rozładowywać "ponoć" :P Też obstawiałbym Alcybiadesa, ale nie wiem na ile na taką opinię wpłynęła nie tak dawna powtórka w połączeniu z pomrocznością na temat pozostałych tytułów :D

      Usuń
    2. To resztę powtarzaj. Mnie niestety "oniryczność" u Niziurskiego drażni zawsze, chyba tylko w Awanturach kosmicznych (albo w Okulli) jest fajna wizja odpływającej szkoły:)

      Usuń
    3. O, to tak jak mnie, tylko ja nie zawężam tego zjawiska li tylko do Niziurskiego. Na hasło: "z pogranicza jawy i snu" daję drapaka :)

      Usuń
    4. Ja też daję, dlatego uważam, że w młodzieżówkach to już przegięcie :P

      Usuń
    5. BZwL ale Rejtan mimo, że przeszedł do historii to jednak stał na z góry przegranej pozycji. W pierwszej trójce Niziurskiego obok "Księgi urwisów" dałbym "Klub włóczykijów" i "Awanturę w Niekłaju" chociaż stawka jest wyrównana i silna i ex-aequo mogłyby być "na pudle" z "Awanturami kosmicznymi", "Siódmym wtajemniczeniem", "Sposobem na Alcybiadesa" i "Niezwykłymi przygodami Cymeona Maksymalnego" :-)

      Usuń
    6. Polecam Bazylowi powtórki, ale i sam muszę to i owo odświeżyć. Chyba sobie skleję "Okullę" wreszcie.

      Usuń
    7. Z tych, które wymieniłeś "Okulla" jest zdecydowanie najsłabsza, czytałem ją ze 2-3 lata temu i daleko jej było do Niziurskiego w najlepszym wydaniu.

      Usuń
    8. Pomysł jest wtórny, ale za to jest "sweter pątniczy, wariant zerowy i wstrząs ludyczny:) No uwielbiam po prostu.

      Usuń
    9. Nie pamiętam jak w innych jego książkach, ale w tej nazewnictwo jest przednie. Wspomniana już Kołomyja czy też: Biała Niemiłosierna, Inocynt Ankohlik albo Wielki Wander :D

      Usuń
    10. Jestem zdruzgotana, że Wasze rankingi nie uwzględniają "Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa". Przepadałam za tą książką i właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że są też "Nowe przygody Marka Piegusa", o których nie miałam pojęcia.

      Usuń
    11. Ja się nigdy nie wciągnąłem w Marka Piegusa, więc nie mam sentymentu. To jednak nie jest do końca typowy Niziurski, raczej coś w rodzaju Kastnera:)

      Usuń
    12. Lirael niedawno pisałaś o błędach młodości :-) nie idź tą drogą :-) przypomniałem sobie "Przygody" jakiś czas temu i łagodnie mówiąc nie jest to Niziurski w szczytowej formie jak wygląda ciąg dalszy nie wiem ale niczego dobrego bym się na Twoim miejscu nie spodziewał.

      Usuń
    13. @Lirael - ja akurat "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" miałam w domu, kojarzę, że fajne było. Dotego kolejna część - "Adelo, zrozum mnie" (o ile nic nie pomyliłam).

      Usuń
    14. Adela nie ma nic wspólnego z Piegusem:) To kontynuacja Awantur kosmicznych.

      Usuń
    15. @ZwL Kastner powiadasz? Ostatnio czytaliśmy "35 maja" i dość się podobało (mistrz Butenko wymiata!), więc może? Z drugiej strony @Marlow wyrzeka. I tak człowiekowi pomożecie, że w końcu sam przeczytać i ocenić musi :P

      Usuń
    16. Mnie się bardziej kojarzyło z "Emilem i detektywami": dzieciaki ganiające po mieście, żeby rozwiązać zagadkę kryminalną.

      Usuń
    17. Z Wami to nie warto zaczynać rozmowy. 3 komentarze i worek tytułów. Z detektywów, to mamy teraz na półce Noska z ilustracjami Flisaka :)

      Usuń
    18. Emil i detektywi to jedna z moich ukochanych książek z dzieciństwa. Aguti też go pokochała. Niestety nie udało mi się zdobyć drugiej części, dawno temu wydana i rzadko się pojawia w obiegu wtórnym, więc nie wiem, czy też taka fajna.

      Usuń
    19. Emil nad morzem. Czasem warto zajrzeć do biblionetki. ;)

      Usuń
    20. Dzięki, pierwsze słyszę. I nie fetyszyzujmy Biblionetki:PP

      Usuń
    21. Tam zaraz fetyszyzowanie. Przydatne informacje w niej są. :P

      Usuń
    22. A nie mówiłem! Mnożą się jak króliki. Tytuły znaczy :) Acz, przyznaję, o tym też pierwsze słyszę :D

      Usuń
    23. Nie chcę nikogo dobijać, ale przypomniały mi się jeszcze dwa tytuły z dziecięctwa, które Aguti też lubiła kilka lat temu: Oskar na olimpiadzie i Oskar w laboratorium Carmen Kurtz. Też fajne, przygodowo-kryminalne. :)

      Usuń
    24. Jw. :D A czy ten, dobrze widzę?, Lutczyn, to tylko na okładce?

      Usuń
    25. Opracowanie graficzne: Marek Dzwonkowski. W środku też. :D
      Zmusiłeś mnie do wstania od herbatki i odszukania na półce u dziecięcia, a to nie było łatwe. Ale jakbyś bardzo chciał, mogę wybiórczo pstryknąć zdjęcia.

      Usuń
    26. Tak to jest, jak człowiek zamiast katalogu BN używa kiepskiego zdjęcia z alle :) Za zdjęcia na razie dziękuję, rzecz spróbuję namierzyć w biblio, a jak nie dam rady, to wyłożę te 6 zeta z przesyłką :)

      Usuń
    27. U mnie w biblio to na takie starocie nie ma co już liczyć. Wszystko poodkładali, żebym mogła zakupić za złotówkę. ;) Czasem alle to jedyne wyjście, chociaż ostatnio przeglądam też tablicę, można całkiem fajne rzeczy wypatrzyć w okolicy.

      Usuń
    28. Na moją w takich razach nie liczę, ale kto wie, co zalega w brzuszysku WBP. No i oczywiście gud for ju z tymi złotówkowymi egzemplarzami :D

      Usuń
  2. Moją młodą przyciąga. Czyta bez bólu, chociaż najbardziej pokochała Bąbla i Syfona. Słyszę czasem, jak przy kolejnej powtórce parska śmiechem. :) No ale ma młodzież nie jest reprezentatywna. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sztuka przyciągnięcia dziecięcia do strożytności udała mi się, bo ...? :D

      Usuń
    2. Ostatnio obserwuję coś jakby odwrót od starożytności, mam nadzieję, że chwilowy. Niestety podstawówka mocno zniechęciła do historii, co rzutuje też na powieści historyczne, ale teraz w gimnazjum ma fajną panią od historii i jest zachwycona. Liczę więc na powrót, a namawiam do Bunscha dla odmiany (i dla urozmaicenia do Gry Endera, żebym mogła ją na film zabrać).
      Kiedyś z takich starszych uwielbiała Diossosa i Porwanego przez wikingów, czytała po kilka razy.

      Usuń
    3. Ok, zapytam wprost. W jakim wieku masz dziecko? Wiesz, żebym mógł określić ile czasu mi jeszcze zostało, żeby wyhodować sobie takiego czytelnika :P Z drugiej strony, jeśli do tej pory mi się nie udało ... :(

      Usuń
    4. Hihi, a wydawało mi się, że napisałam. Pierwsza gimnazjum, czyli lat 13 i trochę.
      Podobno "zaskoczyć" można w każdym wieku, więc nie trać nadziei. Przyjdzie jakiś Potter albo inny Edward i... przepadło, będzie czytać. :)

      Usuń
    5. Czyli 5 lat pracy u podstaw :) Trzeba się będzie sprężyć. I ciekaw jestem, czym okaże się zaskok. Jeśli się okaże. A swojego, ze smutkiem stwierdzam, nie pamiętam :(

      Usuń
    6. Ja też nie pamiętam swojego, chyba coś z serii Poczytaj mi mamo. A pierwsza poważna, gruba książka to Bułeczka - strasznie pedagogiczna powieść. ;)

      Usuń
  3. Padłam ofiarą klopsa poznawczego.
    Męczę "Siódme wtajemniczenie" od lipca, utknęłam gdzieś w połowie, niezbyt mnie to wciąga, porywa i bawi. Wręcz nudzi. Zaznaczę jednak, że czytam tę powieść po raz pierwszy w życiu, choć inne tomy pióra Niziurskiego są mi znane - czytałam w dzieciństwie, ale nie pasjami, nie po kilka razy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja składam to na skarb swojego skapcanienia i nieumiejętności odkrycia w sobie Piotrusia Pana :) Kiedy czytałem Niziurskiego po raz pierwszy, to dziura w ziemi na budowie u rodziców kumpla, to był okop, wąwóz, krater. A teraz byłaby to, no właśnie, dziura w ziemi :( Ale humor wciąż do mnie przemawia, czy to w scenie dostarczania Cykorza do bazy Matusów, czy też w systematyce alkoholików, podanej w tekście Marlowa :)

      Usuń
    2. Owszem, humor przemawia, ale "doraźnie". Całościowo jakoś mnie ta książka nie przekonuje.
      A co do tego, że dziura w ziemi to był okop, krater itp... to obecnie obserwuję ogromną wyobraźnię dziecięcia mego, w otchłaniach której np. taka mała gąbeczka do zmywania to może być telefon, ogórek, kanapka, klocek... w zależności od potrzeb ;-) Materacyk - drabiną, kołdra - basenem itp. Niestety, taka "pomysłowość" i fantazja kurczy się z wiekiem ;-/

      Usuń
    3. A ci, u których się nie skurczyła, postrzegani są przez otoczenie, jako, w najlepszym razie, dziwacy :)

      Usuń
  4. Pewnie podpadnę, ale ta akurat książka Niziurskiego zupełnie mi się nie podobała...
    Najcudniejsza jest "Księga urwisów" - nawet z tą nachalną propagandą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie jest nachalna, co najwyżej trochę :P

      Usuń
    2. A w "Klubie włóczykijów"? Bo ze względu na regionalia planuję powtórkę :)

      Usuń
    3. "Włóczykijów" czytałam strasznie dawno temu, ale ogólny zarys fabuły pamiętam - znaczy musiało się podobać. Znaczy trza se przypomnieć...

      I jeszcze kocham "Marka Piegusa", i oczywiście "Alcybiadesa" z którego wyciągnęłam wnioski rozpoczynając pracę zawodową;)

      Usuń
    4. To czekam w takim razie na opinię.
      PS. Jeszcze trochę i ktoś napisze rozprawkę o renesansie PRLowskiej powieści młodzieżowej na blogach książkowych :P

      Usuń
  5. Wy się dzisiaj chyba zmówiliście! Kolejna książka, którą czytałam, wiem to na pewno, ale nie mam pojęcia co w niej było? Serkoza i mlekoza?! Rany!
    Sądzę, że przez tak olbrzymią jak w tym przypadku odmienność realiów od tych współczesnych i to, że akcja jest w nich nader silnie osadzona, niektóre książki po prostu nie mogą być ponadpokoleniowe. Z drugiej strony, nie umiem powiedzieć od czego zależy to "coś", co sprawia, że czasem jednak chwyta. Przyjdzie za parę lat przetestować na własnych dzieciach, to będziemy mądrzejsi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmówiliśmy się:PP A testować będziemy, bo Młodsza dziś z fascynacją oglądała okładkę "Ucha", a od paru dni patrzy łakomym wzrokiem na kolekcję kryminałów Agaty Christie i pyta, czy będzie to mogła kiedyś poczytać:) Oj będziesz mogła, córeczko, będziesz:D

      Usuń
    2. Rozwinięte masz dziecko; mój Młodszy książek dla dorosłych w ogóle nie zauważa. Za to Starszy pcha się z łapami do "Władcy pierścieni", aż musiałam go przenieść na wyższą półkę!:P

      Usuń
    3. Nie żałuj dziecku Tolkiena, później może nie chcieć:)) Na Młodszej najwyraźniej wrażenie robi długi czarny pas grzbietów Christie, od zawsze je poklepywała:)

      Usuń
    4. Wzmianka o czarnym pasie Christie sprawiła, że pognałam do półki i być może znam już źródło swoich problemów wychowawczych u Młodszego: ja mam głównie kolorowe grzbiety z Prószyńskiego, a te czarne z Dolnośląskiego giną gdzieś w tłumie:(
      Co do Tolkiena, zamierzam słuchać autora, który twierdził wszak, że i 10 lat to trochę za wcześnie na tę książkę! Najpierw niech zmęczy Narnię i Harry'ego Pottera, a potem pogadamy!

      Usuń
    5. Ja zaszalałem i mam wyłącznie Dolnośląskie, bardzo efektownie wygląda:)
      U nas o Harrym wciąż nie ma mowy, Kosik i Kosik :P

      Usuń
    6. Fakt, zapomniałam o Kosiku! No to akurat, zejdzie mu do 11 urodzin:P

      Usuń
    7. Hehe, Kosik właśnie wydaje kolejny tom i chyba na tym nie poprzestanie:)

      Usuń
    8. @momarta Potwierdzam, nie zmawialiśmy się. Ot, taka sytuacja:) Moje starsze dziecko czytelniczo nie pcha się nigdzie. Wczoraj co prawda wyciągnąl kilka Tytusów, ale poprzestał na kontemplowaniu strony graficznej dzieł Papcia, a na wzmiankę, że najlepsze to jednak kryje się w dymkach, prychnął i wzruszył ramionami. Widok Narni (dwutomowej), budzi jego przerażenie, a lekturę obowiązkowych "Pięciopsiaczków" przerwał po kilku stronach. W związku z powyższym Kosika czy Pottera nie podsuwam, bo wizualnie nie mają u niego szans. A na głos kilkuset stron nie mam zamiaru czytać :P

      Usuń
    9. Wcale się nie dziwię, że nie rzuca się na Narnię, bo dwutomowa wygląda tak samo strasznie, jak ta jednotomowa (1200 stron, o ile dobrze pamiętam). Nie rozumiem, kto tak wydaje te książki i kto je kupuje (poza tymi, którzy mają akurat 20 cm wolnego miejsca na półce i potrzebują zapełnić je akurat taką kolorystykę, którą prezentuje grzbiet Narnii). Mnie samą odrzuca od takich cegieł, a co dopiero ośmiolatka?!
      Swojemu pcham wydanie Media Rodziny, w którym każdy tom jest osobno i zbytnio się opiera (choć nie powiem też, żeby się strasznie rwał; co to, to nie).
      Z kolei z komiksów do tej pory najlepiej wszedł mu Samojlik i jego "Ryjówka przeznaczenia" i "Norka zagłady" - jeden wieczór i dwie części pękły. Może też spróbujecie?

      Usuń
    10. No i wyszedłem na buca, któremu imponuje ładny wygląd grzbietu, a nie walor funkcjonalny książki :P A Samojlika planuję, ale obawiam się, że na oglądaniu obrazu się skończy :(

      Usuń
    11. My swoją dwutomową daliśmy przyjacielowi, a na półkę zakupiliśmy te ładne, pojedyncze tomy. Właśnie przez szczupłość miejsca i wygodę czytania przez dziecko. Chociaż nie wiem, czy nie wolałabym jednak mieć w twardej.

      Usuń
    12. Mogę pożyczyć Samojlika, sprawdzisz bez ponoszenia kosztów (tylko wysyłka z powrotem), jak zaskoczy, to kupisz, a jak nie, to trudno.

      Usuń
    13. Będę pamiętał. Na razie, to moje psioczenie wróciło do mnie sztormem i musiałem zrobić Starszemu awanturę, bo on jeszcze tylko stroniczkę zaczętego wczoraj przypadkiem IV tomu Kronik Spiderwick, a tu trzeba było do szkoły :D A cały weekend narzekał na nudę. Boszz! Pewnie podziałał fakt, że z Szymkiem, któremu w chwilach, gdy Bartek był gdzieś poza domem, czytałem Kroniki, gadaliśmy na temat puków i innych dziwnych stworów, a Starszy był wykluczony. To się wziął :)

      Usuń
  6. Momarta spokojnie dałabym "Władcę" do czytania najwyżej nie da rady. Mój się tak brał nawet za Trylogię Sienkiewicza , nie przeczytał wprawdzie ale próbował. Potter u nas nie czytany , tzn. ja raz czytałam syn chyba ze dwa tomy i jakoś nie chwyciło a w prezencie bodaj w konkursie historycznym wygrał oczywiście książkę o Harrym Potterze któryś tam późniejszy tom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomny swego pierwszego i też nie udanego podejścia do trylogii (sienkiewiczowskiej, nie Władcy), w czwartej klasie podstawówki, popieram molesława. Dać. A co tam :)

      Usuń
    2. Skonsultowałam się z małżonkiem. Mówi to, co Wy. Hm. Na wszelki wypadek dam mu (Starszemu, nie małżonkowi) najpierw "Hobbita", co?:)

      Usuń
    3. No nie wiem :( Mnie "Hobbit" w pacholęctwie wszedł, ale już czytany nie tak dawno temu Starszemu niespecjalnie porywał. Jego chyba też, bo nie dokończyliśmy :)

      Usuń
    4. Z Hobbitem różnie bywa, moją zachwycił, ale wiem, że nie każdy trawi.

      Usuń
  7. "nie jestem pewien czy na tyle to wszystko atrakcyjne, żeby przyciągnąć współczesnego, młodego człowieka."
    Och. Czyżbyśmy byli ostatnim pokoleniem czytającym Niziurskiego? To boli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to pewnie, sądząc choćby po wypowiedziach Nutinki, kolejne czarnowidztwo z naszej strony. Jest sporo książek, które ząb czasu tylko naruszył, ale nie spowodował, że nie nadają się do czytania.

      Usuń
  8. Uważam "Siódme wtajemniczenie" za jedną z najlepszych książek Niziurskiego. Nigdy nie wczuwałem się tak jak piszesz w akcję, chyba zbyt dojrzały byłem ;) Twierdza Persil zawsze była dla mnie tylko zrujnowanym budynkiem, tajna baza - szybem w hałdzie, ja odbierałem tę książkę jako doskonałą karykaturę i parodię świata dorosłych. Do dziś głośno się śmieję, czytając niektóre fragmenty.

    No i samo zakończenie - ech, co to było za zaskoczenia przy pierwszym czytaniu, szkoda, że nie mozna tego przezyć jeszcze raz :)

    Jedynie fragmentu, gdy bohater w wyobraźni ląduje w Afryce _nigdy_ nie przeczytałam całego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to jednak czytałem we wczesnych latach szkoły podstawowej i dlatego chyba brałem dosłownie. Powtórka zaś pokazała to, o czym piszesz. Najbardziej podobały mi się kawałki o istocie władzy :)

      Usuń
    2. Teraz dopiero dotarło do mnie, ze zamieściłeś skan okładki wydania, które chyba czytałem jako pierwsze - fantastyczna ilustracja Czeczota!

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."